Zielony Dżem z Kiwi i Agrestu- Sesja do Magazynu Country

   Oto sesja, która powstała zeszłego lata na zlecenie magazynu Weranda Country a ukazała się w tegorocznym sierpniowym wydaniu magazynu. Zapraszam do kiosków- gdzie znajdziecie wszystkie przepisy na dziś pokazywane cuda. 

     Proste, szybkie w wykonaniu przetwory na bazie cukru żelującego zaskoczą Was nietypowymi połączeniami smaku. Galaretka porzeczkowa z rozmarynem, konfitury wiśniowe z ostrym pepperoni, czarne owoce z czekoladą i kardamonem,  malina z trawą cytrynową czy zielony agrest z kiwi i werbena cytrynową. 

    Sesję robiłam we współpracy z Anią Simon, która wg mnie jest niekwestionowanym mistrzem świata w przygotowywaniu owocowych przetworów. Aniu- dziękuję za kolejną udaną współpracę. 

    Jednym z patentów, który stał się moim kulinarnym odkryciem 2020 roku a podpatrzyłam go właśnie u Ani – było zamrażanie dżemów zaraz po ich zrobieniu. Tak, dobrze słyszycie. Dżemy umieszczasz w słoikach, zakręcasz, studzisz i wkładasz do zamrażarki i przechowujesz je tam przez zimę. Wieczorem przekładasz z zamrażarki do lodówki by na rano mieć świeżutki (w smaku i kolorze) dżem jak zrobiony wczoraj. Spróbujcie koniecznie- może właśnie z dżemem kiwi-agrestowym.



Słodkie Prezenty- sesja dla Magazynu Country

Dziś prezentuję piękną sesję, którą wykonałam na zamówienie magazynu Country do świątecznego, grudniowego numeru. Już dawno moja sesja nie była TAKA różowa.

Powstała podczas mojego maratonu sesji świątecznych, który robiłam w październiku (w tym roku bardzo spóźniona bo z reguły robię to na przełomie sierpnia i września, tym samym co roku pobijam rekord ilości dni przed świętami kiedy słucham „Last Christmas…”)

No bo, jakoś się trzeba w ten nastrój świąteczny wprowadzić, kiedy za oknem 20’C i pięknie zielono. W tym roku udało mi się to z przytupem. W ciągu tygodnia wyczarowałam 3 zupełnie inne sesje świąteczne, każda w swoim niepowtarzalnym nastroju.

Dzisiejsza sesja była 3 w kolejności powstawania, kiedy to znudziły mnie już klasyczne, bożonarodzeniowe: czerwienie, zielenie i brązy oraz zimowe biele, srebra i złota. Postanowiłam zrobić zupełnie inaczej i oto rezultat. Mam nadzieję, że Wam się spodoba.

A jeśli pociekła wam ślinka na widok dzisiejszych ciasteczek i chcielibyście sami takie upiec- zapraszam do kiosku, gdzie w grudniowym numerze Weranda Country znajdziecie przepisy na te wszystkie cudeńka.

Ps. Bardzo dziękuję Iga Sarzyńska Wzrusza Toruń za przygotowanie części pierniczków do dzisiejszej sesji. Jeśli potrzebujecie niebanalnych słodkich prezentów na te święta, koniecznie zajrzyjcie na stronę Igi- znajdziecie tam najpiękniejsze pierniki na świecie. CLICK.



Inkowe przepisy

Jakiś czas temu miałam wielką przyjemność we współpracy z marką Inka kreować przepisy na desery z użyciem moich ulubionych smakowych kaw Inka. Jest ich 4 rodzaje: miodowa, mleczna, czekoladowa i moja ulubiona- karmelowa. W kreowaniu przepisów na ciasta pomogła mi bardzo zdolna cukierniczka Kasia Kwiatkowska Od niej pochodzą przepisy na kawową babkę,  kawowy sernik, pyszny miodownik kawowy, kawowe beziki czy czekoladowe babeczki z kremem inkowym. Z moich przepisów największym przebojem okazały się bezbłędne i zabójczo proste w wykonaniu lody bananowo-karmelowo-kawowe. Pyszne i efektowne. Dołożyłam też domowej roboty cukierki inkowe (inkałki), ciasteczka kawowe, mus kawowo- budyniowy oraz niezawodne pralinki karmelowe z dodatkiem kawy. Przepisy na te wszystkie inkowe cuda -znajdziecie na stronie producenta kawy Inka  TUTAJ! Jest tam też wiele innych ciekawych propozycji dań z użyciem kawy Inka oraz z ich wegańskimi napojami roślinnymi, które od jakiegoś czasu rozgościły się na polskim rynku. A ja jeszcze koniecznie chcę napisać, że ta piękna modelka z bursztynowymi ramionami, którą widzicie na dzisiejszych zdjęciach To moja nieoceniona asystentka Renata Mogilewska-Renato-dziękuję bardzo za całą pomoc bez Ciebie ta sesja by nie powstała.



Gruszki- karnawałowe przyjęcie!

       Witam serdecznie i prezentuję gruszkowo-karnawałową sesję, która powstała na zlecenie magazynu Weranda i ukazała się w styczniowym wydaniu właśnie dostępnym w kioskach.      Znajdziecie w Werandzie przepisy na prezentowane na dzisiejszych zdjęciach cuda. Autorką większości przepisów jest Anna Simon- bo to we współpracy z nią powstała dzisiejsza sesja.   A więc zapraszam do kiosku po przepisy na: likier gruszkowy, gruszkowe prosecco; sałatkę z gruszką, serami pleśniowymi, winogronami, grejpfrutem i figami; gruszki marynowane i zapiekane z serowym nadzieniem oraz pyszny flammkuchen z plastrami gruszek.      Jest jeszcze przepis na proste mini tarty z gruszką oraz gruszkowy pikantny czatnej- pasujący dobrze do deski serów. Wszystkie propozycje idealne na karnawałowe przyjęcie- proste w wykonaniu a z „efektem wow”. Życzę smacznego i udanego przyjęcia- pamiętajcie- każdy pretekst jest dobry aby zaprosić przyjaciół i dobrze się bawić w ich towarzystwie. 



Granaty i Wegańska Panna Cotta

      Witam Moi Drodzy Stali Czytelnicy! (bo są tu jeszcze tacy???, Prawda???). Bardzo mnie mało ostatnio- tutaj na blogu i w mediach społecznościowych i pewnie jeszcze chwilę mnie tu regularnie nie zobaczycie więc uznałam, że należy Wam się krótkie wyjaśnienie.

     2018 rok był najtrudniejszym rokiem mojego życia z dużą życiową traumą, która zmusiła mnie do zatrzymania się i zajęcia trochę innymi obszarami życia. Nie przypuszczałam, że istnieje coś, co jest mnie w stanie tak życiowo zatrzymać i przewrócić. Skoro nie przypuszczałam to … dostałam… życiowe doświadczenie, które mnie mocno przerosło. Odrabiam więc powoli swoją życiową lekcję, twardo trzymając się zasady, że ” Sometimes to get what you need- you have to go thru things you never wanted”. Jeszcze się w pełni nie podniosłam, dopiero czasami sobie siadam (ale to zawsze już lepiej niż tylko leżeć ;)))  Staram się oswajać z życiem w którym zdarzają się porażki (bo to dla mnie nowość) i z tym, że kiedy się upada to choć głowa mówi „wstawaj, natychmiast, zrób coś, otrzep się, idź dalej” to ciało protestuje i odmawia współpracy. Doświadczam drugiego bieguna mojej dotychczasowej rzeczywistości, moje wahadło wychyliło się mocno w przeciwległą stronę.  Już wiem po co- żebym nauczyła się w życiu łapać lepszy balans i żyć gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami.  Staram się więc nie oporować przed tym co jest i … odpuszczać. Dla mnie- sprawczej kobiety sukcesu- to przerażające doświadczenie i wielkie wyzwanie. Ale jak twierdzi moja terapeutka- „silne osobowości potrzebują mocnych życiowych lekcji – na innych się nie potrafią nauczyć”. Uczę się więc z oporami i bardzo powoli- zabiera to często większość mojego czasu i energii, których nie starcza już na inne rzeczy…i właśnie z takiego powodu mnie tutaj dla Was ostatnio mniej.  A teraz już tylko o granatach!!!

      Będąc w październiku na Sycylii, podczas mojego corocznego Fotograficznego SPA, (którego cały czas jeszcze nie zdążyłam zrelacjonować na blogu, z powodów wyżej opisanych, więc wklejam link z zeszłorocznej relacji 🙂 ) odwiedziłam z moimi kursantkami farmę na której uprawia się granaty. Co roku podczas organizowanych przeze mnie wyjazdów dla ekskluzywnego grona osób, które uczestniczyły w moich kursach fotografii kulinarnej odwiedzamy ciekawe farmy i uprawy aby móc fotografować egzotyczne owoce i warzywa. I choć tegoroczny wyjazd kręcił się bardziej wokół fotografowania oliwek (ich zbiorów i tłoczenia oliwy) to znalazłyśmy również czas aby odwiedzić inne jesienno-sezonowe uprawy.     Takim miejscem z pewnością była położona pół godziny drogi od Katanii- farma Gaetano Tirro gdzie uprawianych jest paręnaście odmian granatów. Jej właściciel- zakręcony, młody (przystojny!) włoski agronom- krzyżuje, eksperymentuje i tworzy nowe odmiany tego owocu.      Bo nie wiem czy zauważyliście, że granaty (zresztą jak każde obecnie owoce) można kupić w paru różnych odmianach. Różnią się one nie tylko gabarytami czy barwą skórki ale głównie wielkością i kolorem ziaren, o które przecież nam w granatach chodzi. Im ciemniejszy kolor purpury tym smak ziarenek bardziej kwaśny i cierpki, im ziarna większe i jaśniejsze (niektóre potrafią być nawet różowe, żółte czy prawie przezroczyste) tym smak słodszy- a twarda pestka w środku ziarenka mniejsza.       Próbowałyśmy na farmie paru odmian prosto z nagrzanych słońcem drzew i czułyśmy wielką różnicę. Oczywiście na pewno nie taką jak właściciel farmy, który jest wielkim smakoszem tego owocu oraz poszukiwaczem „granatowego Graala” –  odmiany doskonałej, nie za cierpkiej, nia za słodkiej z wielkimi soczystymi pestkami w środku, takiej która będzie odporna na choroby, nie będą lubiły jej mrówki (oj bo mrówki uwielbiają granaty, chodzą całymi tabunami po drzewach i nadgryzają owoce) a jej gałęzie będą w stanie same utrzymać ciężkie owoce bez specjalnego systemu rusztowań.      Bo granaty na farmie rosły na nie za wysokich drzewach podobnych do naszych jabłoni. Trochę się czułam na farmie Gaetano Tirro jakbym była w podwarszawskim Grójcu, które jest naszym zagłębiem jabłkowym. Choć przyznać muszę i myślę, że zgodzą się ze mną wszystkie moje fotograficzne kursantki, które brały udział w wyjeździe, że wbrew naszym wielkim oczekiwaniom granaty okazały się być owocami BARDZO trudnymi do fotografowania (w przeciwieństwie do oliwek i oliwnych drzew, które są chyba najfotogeniczniejszymi drzewami na świecie).
     Podjęłyśmy jednak wyzwanie i spędziłyśmy cały dzień najpierw fotografując owoce w sadach na drzewach a potem stylizując przywiezione plony w naszym hotelu. Ja uparłam się fotografować granaty na pięknych, starych piaskowych schodach prowadzących do biura właścicielki naszego hotelu (Pani wykazała się ogromną cierpliwością przeskakując za każdym razem przez moje kompozycje kiedy chciała wejść lub wyjść ze swojego biura- za co jestem jej niezmiernie wdzięczna).       Tak powstała prezentowana Wam dziś sesja, która opublikowana została w mojej stałej autorskiej rubryce w styczniowym wydaniu magazynu Moje Gotowanie.  Znajdziecie tam przepisy na pyszne śródziemnomorskie smakołyki okraszone ziarnami granatu z których najbardziej chyba polecam pieczone plastry bakłażana  z serem labneh i oliwkami- (granat komponuje się z tym daniem idealnie).  Jest też domowy hummus, tabbouleh, bruschetta która zamiast pomidorów ma ziarna granatów (pycha!) oraz wegańska panna cotta na mleku migdałowym (równie pyszna jak klasyczna jej wersja). I właśnie przepisem na taką panna cottę, dzięki uprzejmości redakcji Mojego Gotowania, dzielę się z Wami dzisiaj. Wam życzę smacznego a sama wracam do odrabiania swoich życiowych lekcji.

Ściskam Was mocno.

ps. W prezentowanej dziś sesji pomagała mi nieoceniona Dorotka Ryniewicz z Lipkowego Domku. Dorotko dziękuję Ci serdecznie- bez twojego entuzjazmu i twoich pięknych dłoni- nie dałabym rady 🙂



Konfitura z kumkwatów i sesja dla Mojego Gotowania

Czy kiedykolwiek próbowaliście kumkwatów? Nie? Koniecznie musicie to nadrobić. Te najmniejsze z cytrusów coraz częściej można znaleźć w polskich sklepach. Cały czas pozostają dla wielu zupełną niewiadomą. Pierwsze pytanie jakie sobie zadajemy to „jak obrać tak mały owoc?”.
Otóż odpowiedź brzmi- wcale nie trzeba go obierać. Kumkwat zwany często karłowatą lub złotą pomarańczą (z japońskiego kum (złota) kwat(pomarańcza)) jada się w całości. Owalny (lub okrągły) nie przekraczający 5 cm średnicy owoc, składa się z cieniutkiej słodkiej skórki, równie słodkiego albedo (białej warstwy pod pomarańczową skórką) oraz lekko kwaśnego i gorzkawego miąższu podzielonego jak w klasycznych cytrusach na segmenty. Najczęściej zawiera też zielone pestki- również jadalne (choć nie przez wszystkich lubiane ze względu na charakterystyczną dla cytrusowych nasion goryczkę).
Więc, kumkwaty można jeść na surowo: w całości, zmiksowane w koktajlach lub krojone- w salsach lub sałatkach. Można je też kandyzować, gotować w syropie, robić z nich konfitury, dżemy czy marmolady. Dodawać do lodów, lemoniady czy ciasta. Można nadziewać kumkwatami pieczony drób lub dodawać do pikantnych dań w formie czatneju. Można z nich produkować likiery lub aromatyzować nimi alkohole i aromat to zdecydowanie największa zaleta tych owoców.
Skórka kumkwatów zawiera mnóstwo olejków ze świeżą nutą cytrusową ale nie tylko. Znajdziemy tam też ogromne ilości witaminy C, E i A oraz potas, wapń i magnes. Dodając do tego dużo błonnika i niską kaloryczność- uznać należy kumkwaty za zdecydowanie warte spróbowania.
Jeśli to tylko możliwe warto szukać kumkwatów z upraw ekologicznych- bo skórka cytrusów (w tym przypadku jadalna) mocno chłonie pestycydy, których przy uprawie i transporcie wszystkich owoców cytrusowych używa się bardzo dużo. Owoce z upraw konwencjonalnych trzeba bezwzględnie przed zjedzeniem sparzyć i wyszorować. A przepisów na wszystkie zaprezentowane dziś na zdjęciach dania szukać należy w kiosku w najnowszym kwietniowym wydaniu magazynu Moje Gotowanie. Znajdziecie tam m.in przepis na awokado nadziewane salsą z kumkwatów, pyszne kandyzowane kumkwaty (takie naturalne cytrusowe cukierki), budyń jaglany z kumkwatowym musem oraz orzeźwiającą lemoniadę kumkwatową aromatyzowaną liśćmi geranium i różowym pieprzem. Oraz prezentowany poniżej (dzięki uprzejmości redakcji) przepis na przepyszną konfiturę z kumkwatów- kwintesencję cytrusowego słodkiego orzeźwienia.
Ps. Pierwszą kumkwatową pyszną konfiturą jaką jadłam poczęstowała mnie jedna z moich asystentek Ania Simon. Aniu -dziękuję za odkrycie przede mną świata kumkwatowych przetworów
Ps.2 W kumkwatowym sadzie pozuje mi druga moja ulubiona asystentka Jadwiga Bernie- Jadwigo- Ty zawsze dodajesz moim zdjęciom uroku- dziękuję.
Ps.3 Jeśli nie potraficie zapamiętać egzotycznej  nazwy owoców, sprzedaje Wam patent mojego syna KUM-KUM, KWA-KWA, TY-TY.