Wegańska Pavlova

vegan pavlova

       Cały wegański świat od paru miesięcy aż huczy z podniecenia z powodu „AQUA FABA”. Jest to nic innego jak zalewa, w której przechowuje się gotowaną cieciorkę lub inne fasole z puszki (lub słoików). Coś czego do tej pory każdy z nas się pozbywał po prostu wylewając do zlewu.

Aż pewnego pięknego dnia dwóch bardzo kreatywnych francuskich dżentelmenów wpadło na genialny pomysł, żeby tą „glutowatą” wodę ubić.   Okazało się, że otrzymali z niej bardzo podobną pianę jak tak ta ubita z białek jaj a co ważniejsze piana zachowuje się tak samo nie tylko podczas ubijania ale także podczas obróbki cieplnej.

Och! Fuj!- powiecie – kto chciałby jeść bezę, która smakuje fasolą. Otóż nic bardziej błędnego. W bezach z aqua faby nie wyczuwa się smaku fasoli NIC A NIC. Smakują naprawdę pysznie i moim zdaniem mogą stawać w szranki z tymi normalnymi.  Wiele z osób, które poczęstowałam moimi Mini Pavlovami nie czuło żadnej różnicy. IMG_4551-horz       Gdyby istniał Wegański Kulinarny Nobel – dwóch francuskich dżentelmenów odbierałoby go pewnie w przyszłym roku w Sztokholmie. Ich odkrycie choć bardzo awangardowe wydaje się być w zupełności logiczne. Galaretowata woda z puszki po ciecierzycy to nic innego jak proteiny w płynie. Każdy wielbiciel humusu wie, że kiedy płuczemy cieciorkę z tej galaretki pieni się ona niesamowicie. Francuzi po prostu logicznie wywnioskowali, że pieniąca proteina roślinna zachowa się podobnie jak pieniąca się proteina zwierzęca (zawarta w białku jaja) i mieli rację. Na początku używali jej do musów i kremów czekoladowych lecz kiedy pokazali swój wynalazek w Internecie, blogosfera zaroiła się od pomysłów na wykorzystanie aqua -faby do wegańskich wypieków. IMG_3678-horz        Bezy były do tej pory swoistego rodzaju nieosiągalnym „Złotym Graalem” dla wegan. Choć oczywiście nie dla wszystkich :). O moich wcześniejszych udanych próbach zrobienia bezów z … siemienia lnianego przeczytacie tutaj.  Kisiel z siemienia lnianego jest dobrym zdrowym substytutem białka ale aqua-faba jest jeszcze lepsza a co ważniejsze dużo mniej pracochłonna i powszechnie dostępna.  Otwiera dużo więcej kulinarnych drzwi do bezjajecznych wypieków.  Zarówno w formie nieubitej jak i ubitej. Wyprodukowano już z jej użyciem: makaroniki, puszyste naleśniki, pianki marshmallows, piankę do kawy i nawet majonez. Powstała nawet specjalna grupa na FB gdzie pasjonaci „weganizowania cukiernictwa” dzielą się swoimi sukcesami i porażkami związanymi z aqua-fabą. Zajrzyjcie koniecznie tutaj.vegan pavlova         Osobiście także wykorzystałam już pianę z aqua-faby do wielu wypieków (w większości z powodzeniem!). Mam nadzieję podzielić się wkrótce z Wami tutaj rezultatami tych prób. Jednym z bardzo udanych eksperymentów było zrobienie lukru królewskiego. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcie. Lukier jest idealny, bialutki (ma nawet ładniejszy odcień niż ten białkowy) pięknie się nim dekoruje ciasta i ciasteczka. Po paru minutach zastyga, po paru godzinach jest twardy jak  zwykły lukier królewski, dobrze się klei i nie odpada od ciasta. Kiedy będziecie robić dzisiejsze Pavlovy- sami spróbujcie. Pozostawcie w misce trochę ubitej piany i wsypcie do niej sporo cukru pudru- tak, aby dało się ukręcić gęsty lukier. Włóżcie lukier do woreczka lub tubki zrobionej ze skręconego papieru, utnijcie rożek i udekorujcie jakieś ciasteczka. Czysta przyjemność! Szukałam takiego patentu od lat. Zwykły lukier na bazie wody lub mleka nigdy nie nadawał się do finezyjnych dekoracji. A teraz… Witajcie piękne domki z piernika na Boże Narodzenie 2015!!!

ps. Ponieważ używam zawsze ciecierzycy jednej firmy (bo jest idealna do mojego humusu) dlatego mam doświadczenie tylko z jedną „wodą po ciecierzycy” i za tą ręczę. Wygląda tak. Po prostu kiedy używam ciecierzycy, zlewam wodę do pojemniczka i wkładam go do lodówki. Wyciągam i używam w razie potrzeby.

IMG_4574-horz



Bezy bez jajek. Niemożliwe?

bez jajek, bezy, vegańskie bezy, vegan meringue

Niemożliwe to termin ze słownika głupców, w twoim słowniku nie istnieje” – tak zwykł tysiące razy mówić do mnie mój Guru. A żeby za słowami podążały czyny jeszcze częściej słyszałam „Niemożliwe? Dajcie to Cintamani (czyli mnie) do załatwienia, wtedy przestanie być niemożliwe”.

        Za pierwszym, drugim, dziesiątym razem powtarzasz sobie „nie, to nie do zrobienia, to się nie uda, nikt tego jeszcze nie zrobił, to NIEMOŻLIWE” ale jakimś cudem jeśli włożysz w to całe swoje serce, determinację, nie poddasz się kiedy przyjdą pierwsze komplikacje i brniesz dalej- to okazuje się, że za pierwszym, drugim i nawet dziesiątym razem udaje się. Większość naszych ograniczeń siedzi w nas samych a z mojego skromnego doświadczenia życiowego w 90% przypadków CHCIEĆ to MÓC. Oczywiście droga od chcieć do móc jest dużo dłuższa niż krótkie słówko „to” pomiędzy dwoma wyrazami. Aby ją przebyć najczęściej potrzebne są: czas, pot, łzy, ciężka praca, nieprzespane noce i dużo, dużo, dużo samozaparcia. Jednak to nie wszystko.

believe

        Tak jak każda podróż zaczyna się od pierwszego kroku tak podróż od CHCIEĆ do MÓC zaczyna się od WIARY. Wiary, że damy radę. Bez niej prędzej czy później pobłądzimy w podróży. Jeśli nasza wiara jest słaba to i my słabniemy po drodze do MÓC. Wtedy wspaniale jest (jeśli jeszcze go nie mamy) znaleźć kogoś kto w nas uwierzy. Taka „wiara drugiego człowieka” jest jak zapasowa para butów a częściej nawet jak para skrzydeł. Dar takiej wiary to największy skarb w plecaku wędrowca od CHCIEĆ do MÓC.Jest jak błogosławieństwo.Jeśli rodzice mogliby ofiarowywać swojemu dziecku tylko jedno błogosławieństwo na całe życie- te byłoby (wg. mnie) najodpowiedniejsze.

W średniowiecznym Bengalu, wśród elokwentnych mówców popularna była taka oto modlitwa:

mūkaṁ karoti vācālaṁ paṅguṁ laṅghayate girim

yat-kṛpā tam aham vande śrī guruṁ dina tāriṇam

Ten przepiękny XIV-wieczny cytat towarzyszy mi często w drodze z CHCIEĆ do MÓC. Powtarzam go jak mantrę, szczególnie w chwilach kiedy droga prowadzi pod górkę.  Moje tłumaczenie brzmi mniej więcej tak:

„Kłaniam się Guru gdyż dzięki Jego błogosławieństwom,
nawet chromy może przejść góry a niemowa elokwentnie recytować poezję”.

impossible

         Dzięki błogosławieństwu Guru, który przez całe lata ogromnej wiary we mnie, pakował do mojego plecaka, niezliczoną ilość zapasowych skrzydeł, powstało w moim życiu tak wiele rzeczy wielkich i małych. Tak wiele niemożliwych stało się możliwymi (jak choćby bezy bez jajek;-). Wśród setek lekcji, które od Niego w życiu dostałam ta jest jedną z najcenniejszych-  „Impossible is nothing”.

Kłaniam Ci się Guru i dziękuję bardzo.

             Z pewnością to wielka wiara we własne możliwości pomaga nam przejść od CHCIEĆ do MÓC…ale kiedy już do celu dotrzemy: rozpakujmy nasz plecak i policzmy błogosławieństwa. Pomyślmy o wszystkich wspaniałych ludziach którzy nam na tej trudnej drodze pomogli. Jeśli wtedy nie przyjdzie zrozumienie,że sukces zawdzięczamy również IM a nie wyłącznie sobie- to niestety wracamy do punktu wyjścia- czyli „słownika głupców”. Na nieszczęście oprócz „niemożliwe” dużo więcej tam haseł. Pomówimy o nich jednak innym razem. Bo przecież miało być o BEZACH!

           Bezy bez jajek- brzmi niemożliwie? A jeśli  jeszcze dodam, że wychodzą bez żadnych substytutów jajek w proszku, żadnej modyfikowanej soi, żadnych ulepszaczy, żadnych E z numerkiem? No więc z czego?! Z SIEMIENIA LNIANEGO. Cudownie zdrowego, napakowanego kwasami tłuszczowymi omega 3 i 6 .

IMG_6085-tile

           Ci którzy maja doświadczenia z piciem wywaru z nasion lnu (idealny na wrzody żołądka) kręcą teraz nosem- to okropne w smaku- mówią. Maja rację, kisiel lniany jest okropny (wierzcie mi piłam go nie raz). Jednak zamieniony na słodką piankę wysuszony w piekarniku przechodzi transformację niebywałą. Polecam spróbować nie tylko wrzodowcom;-))

IMG_5993left-tile

          Moja droga z CHCIEĆ do MÓC aby stworzyć przepis na bezy bez jajek trwała ponad miesiąc. Eksperymentowałam z siemieniem lnianym, złotym i brązowym (złote jest zdecydowanie lepsze w tym przepisie), próbowałam różnych proporcji i gęstości kisielu (wcale nie lepszy im gęściejszy), prawie zatarłam swój ręczny mikser (do tego przepisu zdecydowanie polecam stojący robot kuchenny, jeśli nie macie pożyczcie od przyjaciółki- ja tak zrobiłam- Aldono, wielkie dzięki!), próbowałam różnych dodatków smakowych (wszystkie niestety wpływały niekorzystnie na strukturę bezy), próbowałam dodatków wzmacniających strukturę bezy (odrobina zamiennika jajek w proszku, powodowała, że bezy wyrastały trochę wyższe ale dla mnie i bez tego były OK).

bezy bez jajek, vegan meringue