Na poprawę zimowych nastrojów mam dla Was przepyszny zdrowy deser. Nieskomplikowany i łatwy w wykonaniu. Bardzo dobra alternatywa do kupnych „owocowych” jogurtów w których jest masa cukru, syropu glukozowego i innych słodzików.
Kiedy pogoda za oknem lekko depresyjna -mój organizm zawsze dopomina się o trochę słodkiej przyjemności. Nic na to nie poradzę- tak już jest. Jedyne co mogę zrobić to postarać się aby ta przyjemność nie była zbyt kaloryczna i jak najbardziej zdrowa. Oto jedno z moich rozwiązań.
Dla tych, którzy nigdy nie robili samodzielnie jogurt, będzie wielkim zaskoczeniem- jakie to jest proste. Dla tych, którzy robią jogurt często- zaskoczeniem będzie smak tego deseru. Słodycz daktyli plus kwaskowość jogurtu plus świeżość skórki cytrynowej to strzał w dziesiątkę. Konsystencja deseru jest jedwabista i delikatna- ja taką uwielbiam. Wy- jeśli chcecie aby coś w niej chrupało- możecie deser posypać przyprażonymi orzechami włoskimi lub laskowymi (ja posypałam deser odrobiną brązowego cukru z melasy ale nie dla smaku tylko po to aby deser lepiej prezentował się na zdjęciach).
Najlepsze do deseru są daktyle świeże (ja kupuję swoje tutaj lub tutaj ). Jeśli planujecie użyć daktyli suszonych- wybierzcie jak najmiększe w dotyku (ostatnio wydziałam w Biedronce bardzo dobre suszone daktyle na podłużnych tackach), zalejcie ciepłą wodą i zostawcie na noc. Ładnie napęcznieją i będą się dobrze blendować. Uważajcie tylko na pestki i sprawdźcie, czy na pewno usunęliście wszystkie przed miksowaniem. Są bardzo twarde i „załatwiły” już nie jeden mikser. Och! I niech Wam nie przyjdzie, Broń Boże!, do głowy ominąć krok przelewania mikstury przez sitko wyłożone gazą- to trzeba zrobić- inaczej deser zamiast jedwabiście gładki będzie miał w sobie mnóstwo kłujących cząstek ze zmielonych skórek daktyli.
Domowy jogurt daktylowy jest moją nową, zdrowszą wersją TEGO PRZEPISU popatrzcie koniecznie i przeczytajcie o jego historii.
1 litr mleka (najlepiej tłustego, nie UHT)
20 świeżych daktyli (ew. suszonych namoczonych na noc w ciepłej wodzie, bez pestek)
5 łyżek mleka w proszku (lub 7 łyżek mleka w granulkach lub trzeba zredukować mleko)
5 łyżek jogurtu naturalnego
skórka otarta z jednej cytryny (ekologicznej)
ew. 1/2 łyżeczki kardamonu lub cynamonu
1. Mleko w proszku wymieszaj z paroma łyżkami zimnego mleka na papkę. dodawaj stopniowo resztę mleka aż całe mleko w proszku się rozpuści- mozna użyć miksera lub mleka w granulkach).
2. Zagotuj mleko, wyłącz zanim zacznie się podnosić.
3. Zalej daktyle szklanką gorącego mleka i zmiksuj w blenderze na jednolitą masę. Przelej do garnka, dodaj otartą skórkę z cytryny i pozostaw do częściowego ostygnięcia.
4. Mleko ma być ciepłe ale nie gorące, optymalna temperatura to 40’C (jeśli nie masz termometru, wkładasz palec do mleka i liczysz do dziesięciu, ma być bardzo ciepło ale nie zdążysz się oparzyć). Dodajesz do mleka jogurt i dokładnie mieszasz, do czasu aż się rozpuści.
5. Przelewasz wszystko przez sito wyłożone gazą dokładnie odciskasz.
6. Rozlewasz do małych słoiczków i zostawiasz w ciepłym miejscu na co najmniej 6-7 godzin.
7. Ja używam piekarnika. Włączam go na najniższą temperaturę (u mnie to 30’C i nie może być więcej). I zostawiam w nim słoiczki na noc, przykryte ściereczką.
8. Rano przekładam do lodówki na kolejne parę godzin (najlepiej na całą dobę).
9. Otrzymuję cudownie kremowy, orzeźwiający i słodki deser jogurtowy. Zdrową alternatywę do kupnych słodkich jogurtów.
Jeśli używasz kardamonu lub cynamonu dodaj go do gotującego się mleka. Jeśli nie chcesz użyć mleka w proszku, musisz swoje mleko zredukować, tzn. gotować je na małym ogniu cały czas mieszając aż wyparuje z niego część wody i pozostanie 3/4 litra gęstszego mleka. Można też mleka nie redukować, wtedy deser będzie mniej w konsystencji przypominał pudding i będzie bardziej „wodnisty”.
Jesień rozgościła się już na dobre. Czas zacząć gromadzić plony w spiżarniach i piwnicach. Za chwilę zaczną się pierwsze nocne przymrozki. Warto przed nimi zebrać wszystko co jeszcze zostało na drzewach, krzewach i w ogrodzie. Dla tych, którzy w swoim posiadaniu mają dużo jabłek i jeszcze więcej wolnego czasu (w coraz dłuższe jesienne wieczory)- polecam dzisiejszy przepis.
Serjabłkowy, słodki przysmak Litwinów, to nic innego jak bardzo gęsta i lekko podsuszona jabłkowa marmolada. Jabłka zmieszane z cukrem, miodem i cynamonem po odpowiednio długim odparowywaniu pakuje się do lnianych woreczków (identycznych jak do odcedzania sera- stąd nazwa) a potem suszy „ser” przez kilka dni na słońcu, w spiżarni lub w lekko nagrzanym piekarniku (dehydrator lub suszarka do warzyw tez powinny być dobre). Klasyczny serjabłkowy powinien mieć konsystencję suszonych moreli. Mnie lepiej smakuje trochę miększy, mniej podsuszony.
Tradycyjnie na Liwie ser jabłkowy przed podaniem kroi się w paski lub kwadraty i czasami dodatkowo obtacza cukrem. Serwuje się go jako słodką przekąskę do gorzkiej kawy czy herbaty. Ser jest pyszny- mój syn nazywa go jabłkowymi cukierkami i chętnie zbiera na niego jabłka w naszym ogrodzie.
Mamy za domem wielką starą jabłoń z której darów robimy co jesień jabłkowy ser lub też bardzo dobry mus jabłkowy na zimę (który nigdy zimy u nas nie doczekuje). Jeśli macie ochotę można o nim więcej przeczytać tutaj.
5 kg kwaśnych jabłek 3/4 kg cukru 2 łyżki miodu 1 łyżeczka cynamonu
1. Poprzedniego dnia- jabłka obrać i pokroić w dużą kostkę , zasypać cukrem i odstawić na całą dobę aby puściły sok.
2. Zlać sok do garnka i gotować powoli, mieszając do czasu aż zredukuje się o połowę. Dodać jabłka, miód, cynamon i gotować cały czas mieszając aż otrzymamy bardzo gęstą, nieprzywierającą do dna garnka masę o konsystencji marmolady.
3. Kiedy masa lekko ostygnie przełożyć ją do wilgotnych lnianych lub bawełnianych woreczków takich jak używamy do odsączania sera. Zawiązać i przycisnąć woreczek czymś ciężkim (np. włożyć pomiędzy dwie deski do krojenie i postawić na górze garnek z wodą). W ten sposób powinien odcisnąć się nadmiar soku z sera i będziemy go mogli krócej suszyć. Zostawić ser „w odciskarce” przez 2-3 dni. Potem powiesić w suchym i przewiewnym miejscu na następne parę dni aby ser się podsuszył. Może być również na słońcu w ogrodzie, trzeba tylko uważać, żeby do naszego sera nie dobrały się insekty. Muszki owocówki go uwielbiają.
4. Można też ominąć punkt 3 i wyłożyć nieodciśniętą masę prosto z garnka do płaskiego naczynia, uformować odpowiedni kształt, poczekać aż wystygnie, przełożyć na pergamin i suszyć w lekko uchylonym i nagrzanym do 90’C piekarniku, przez parę dobrych godzin, do uzyskania pożądanej konsystencji.
5.Odpowiednia konsystencja to taka przypominająca wnętrze miękkich suszonych moreli. Generalnie chodzi o to aby ser dał się ładnie kroić w paski lub kostkę.
6. Na Litwie podaje się go tradycyjnie właśnie taki pokrojony na podwieczorek do gorzkiej kawy lub herbaty.
My lubimy jabłkowy ser nieco miększy w konsystencji od tradycyjnego. Ma być jak bardzo twarda kwaskowa marmolada, którą z łatwością da się kroić nożem a potem obtaczać dodatkowo w cukrze z cynamonem.
Prezentowany dziś przepis na ser jabłkowy ukazał w moim tekście o kuchni litewskiej w sierpniowym numerze magazynu Voyage z 2014 roku.
Wiem, wiem, już po sezonie truskawkowym. Miałam zachować przepis na następny rok ale sobie pomyślałam, że przecież szkoda, że możecie użyć innych owoców. Mamy cały czas sezon na: maliny, jeżyny, porzeczki, borówki, jagody, brzoskwinie, winogrona, morele. Wszystkie będą dobre do tego ciasta.
Tort jest bardzo prosty w wykonaniu i cały pachnie oraz smakuje latem. Jeśli nie chce się Wam odcedzać jogurtu użyjcie więcej mascarpone i więcej soku z cytryny do kremu. Jeśli nie macie wegetariańskiej galaretki, użyjcie dżemu lub kisielu owocowego. Dzieci uwielbiają ten tort i chętnie go jedzą (co nie jest taką oczywistością jak wie każda mama). Dlatego z całego serca rekomenduje dzisiejszy przepis jako tort urodzinowy dla Waszych pociech. Podobno w niektórych częściach Polski cały czas są truskawki ( w moim lokalnym warzywniaku w każdym razie sprzedają). A jeśli chodzi o poziomki to każdy kto ma je w ogródku wie, że zaraz zaczną owocować drugi raz. Oczywiście te z ogródka choć większe i czerwieńsze nie mogą się równać smakiem do tych zbieranych w lesie i na dzikich polanach.
Mieszkam w lesie, więc mam tej przywilej, że wystarczy wyjść przed dom by na trawniku pod drzewami nazbierać dzikich leśnych poziomek prosto z krzaczków. Żeby jednak zrobić takie zdjęcie jak poniżej muszę wstać rano i nazbierać świeżych poziomek jako pierwsza. Jak zaśpię poziomki oberwie jakiś domownik lub jeden z naszych licznych gości. To zawsze jest wyścig, tak samo jak z szukaniem grzybów na naszym domowym trawniku (poczytajcie tutaj). W tym roku mi się udało! Moje portfolio poszerzyło się o parę naprawdę dobrych zdjęć poziomek.
Życzę powodzenia z pieczeniem tortu- to naprawdę nie takie straszne jak się wydaje i na pewno nie takie skomplikowane jak brzmi mój opis. Wśród licznych talentów danych mi od Boga nie ma niestety daru „klarownego, skondensowanego i oszczędnego wypowiadania się” 🙂 No cóż! Jak mawiała moja Babcia „nie można mieć wszystkiego bo się od tego w głowie przewraca.” Pozdrawiam upalnie. Lato trwaj!
TORT BEZ JAJEK – TRUSKAWKOWO-POZIOMKOWY
(lub z innymi ulubionymi owocami)
na ciasto:
1 puszka (530g) słodzonego mleka skondensowanego
160 g masła roślinnego
otarta skórka z 1 małej limonki lub cytryny
1 płaska łyżeczka proszku do pieczenia
1/2 płaskiej łyżeczki sody+ 1 łyżka soku z cytryny
1 i 1/2 szkl maki
4 łyżki wody
1 łyżka kaszy manny+ 1 łyżeczka masła roślinnego do wysmarowania tortownicy (śr.24cm) na krem:
2 jogurty naturalne (po 400g każdy)
500g mascarpone
7 łyżek cukru pudru
7 łyżek soku z cytryny
cukier waniliowy
otarta skórka z całej limonki i pół cytryny dodatkowo:
400g truskawek
garść poziomek
wegetariańska galaretka (używam takich)
listki mięty
cukier puder do posypania
1. Poprzedniego wieczoru wyłóż dno sitka lub durszlaka złożoną parokrotnie gazą lub tetrową ściereczką. Wylej jogurt na sitko, ustaw je na misce do której będzie ściekać serwatka. Wstaw do lodówki. Następnego ranka powinieneś otrzymać jogurtowy serek o konsystencji śmietankowego serka do smarowania pieczywa.
2. Nagrzej piekarnik do 165’C. Tortownicę o średnicy 24cm. nasmaruj masłem roślinnym i wysyp kaszą manną. Odstaw.
2. Do miski wlej mleko z puszki i dodaj masło roślinne. Ubijaj mikserem ręcznym aż otrzymasz puszysta masę. Dodaj skórkę otartą z limonki.
3. Zatrzymaj mikser, wsyp do miski proszek po pieczenia i sodę. Na sodę wylej sok z cytryny (powinno się spienić). Znowu zamieszaj mikserem i dalej miksując wsyp mąkę w dwóch partiach.
4. Na koniec dodaj wodę i wmiksuj ją w ciasto. Powinieneś otrzymać, puszystą i sztywna masę, która nie wyleci kiedy obrócisz miskę do góry dnem.
5. Przełóż ciasto do przygotowanej tortownicy, wstaw do nagrzanego piekarnika i piecz przez około 30-40 minut do złotego koloru i suchego patyczka.
6. W tym czasie, umyj i osusz na papierowych ręcznikach owoce.
7. Do miski włóż zimne schłodzone mascarpone i ser otrzymany przez odcedzanie jogurtu. Zmiksuj mikserem na jednolitą puszystą masę, dodaj cukier, cukier waniliowy, otarte skórki i sok z cytrusów, zmiksuj dokładnie na jednolita dość sztywną masę. Wstaw do lodówki na co najmniej 30 minut.
8. Schłodzone ciasto, przekrój na 2 części ( jeszcze lepiej przekroić je na 3 części i środkowej części nie użyć do tego tortu tylko zjeść osobno) .
9. Włóż jeden krążek ciasta na dno tortownicy (ten krojony z wierzchu ale rozkrojoną częścią do góry, dzięki temu galaretka łatwiej wsiąknie w ciasto). Ułóż na nim grube plasterki truskawek i poziomek tyle ile się mieści w jednej warstwie na cieście.
10. Przygotuj galaretkę zgodnie z instrukcją na opakowaniu (ale użyj tylko 3/4 wody o którą proszono w przepisie). Lekko ostudzoną ale niestężałą galaretką zalej owoce na cieście. Najlepiej zacząć kiedy galaretka jest jeszcze ciepła i robić to łyżeczka po łyżeczce. (Dobrze jest najpierw zrobić próbę naszej tortownicy. Do zapiętej pustej tortownicy wlej wodę jeśli woda przecieka tzn. że tortownica jest nieszczelna i nasza galaretka też wycieknie zanim zdąży stężeć, wtedy dno i boki tortownicy przed włożeniem pierwszej warstwy ciasta na tort trzeba wyłożyć papierem do pieczenia lub folia aluminiową, którą należy usunąć kiedy galaretka zastygnie).
11. Wstaw ciasto zalane galaretką do lodówki aż stężeje (galaretki wegetariańskie mają w sobie pektyny a te ścinają się znacznie szybciej niż żelatyna, wystarczy 10-15 minut).
12. Na schłodzoną stężałą galaretkę wyłóż krem jogurtowo-mascarponowy. Powciskaj w niego pozostałe owoce (zostaw trochę do dekoracji). Przykryj drugą warstwą ciasta i posyp obficie cukrem pudrem po wierzchu.
13. Udekoruj plastrami lub kawałkami truskawek oraz listkami mięty.
14. Schłodź w lodówce przez co najmniej godzinę ale podawaj nie prosto z lodówki lecz lekko ocieplone.
Możesz oczywiście użyć do ciasta innych owoców jak maliny, borówki, porzeczki, agrest, mango, banany, winogrona. Jeśli nie masz galaretki truskawkowej to użyj jakiejkolwiek ale zamiast na wodzie zrób ją na niesłodzonym kompocie truskawkowym. Jeśli upieczesz ciasto wcześniej i ma ono czekać na przełożenie kremem, włóż je do foliowej torebki inaczej szybko wyschnie i stwardnieje.
Od ponad 15 lat prowadzimy z mężem rodzinną firmę, która zajmuje się oprawą obrazów. Wykonujemy nasze usługi dla: muzeów, galerii, kolekcjonerów sztuki, domów aukcyjnych oraz dużej rzeszy „zwykłych ludzi”. Moim zadaniem w firmie jest bezpośrednia praca z klientem i muszę Wam powiedzieć, że kocham to robić. Lubię wszystkich swoich klientów, spotkania z nimi, ich obrazami i kolekcjami. Wszystkich ich (w liczbie paru tysięcy) pamiętam i cenię. Jeśli jednak chcecie wiedzieć, którzy z nich zostaną w mojej pamięci najdłużej? To odpowiem- Nie Ci, których kolekcje są warte więcej niż ja zarobię przez całe swoje życie. Nie Ci, dzięki, którym obcuję i dotykam sztuki, którą wszyscy inni oglądają tylko za szybą w muzeum. Nawet nie Ci ,którzy zostawiają u nas ogromne pieniądze urządzając swoje domy, biura czy wielkie hotele. Wszyscy oni są mili i naprawdę świetnie się z nimi współpracuje.
Jednak kiedy po latach moje wnuki zapytają mnie: Babciu o kogo naj, naj najciekawszego spotkałaś w swojej pracy zawodowej? Nie opowiem im o słynnych malarzach, twórcach muzeów, wielkich projektantach (o tym też opowiem ale innym razem). Za to na pewno usłyszą historię o „pewnym portrecie zwykłej dziewczyny i o niezwykłym staruszku, który ten portret do mnie przyniósł”.
Przyszedł parę dobrych lat temu, powolutku, wspierając się o lasce do jednego z naszych sklepów. W zimowym płaszczu choć była połowa sierpnia, nieogolony i nieuczesany. Najpierw posiedział chwilkę na ławeczce przed sklepem bo bardzo się zmęczył taszcząc pod pachą wielką tekturową teczkę. Po dziesięciu minutach zebrał się w sobie, wszedł i drżącą ręką wyciągnął z teczki portret przepięknej młodej uśmiechniętej dziewczyny.
To moja żona- powiedział z dumą. Tyle razem przeżyliśmy, tyle smutków i szczęścia, tyle historii, tej dobrej i złej. W domu bez niej tak jakoś dziwnie i pusto i odezwać się nie mam do kogo. Taki obszarpany chodzę bo Ona zawsze o wszystko dbała, Proszę Pani. Ja to się muszę wszystkiego od nowa uczyć, jak się pierze i prasuje i jak coś ugotować. A ona to takie cuda gotowała, jej ogórkowa Proszę Pani była poezja. A jak ona dbała o ogród, jej to się rośliny słuchały, Proszę Pani, jakby jakimś magikiem była, takie wielkie wszystko rosło. A teraz zmarniało, tylko te jeżyny jakby się nie dowiedziały, że jej już nie ma bo jak szalone zakwitły i owocować zaczynają.
No ale ja tu nie o ogrodzie przyszedłem opowiadać. Pani wybaczy staremu. Całe dnie siedzę w domu sam to nie mam do kogo buzi otworzyć. Synów niby mam dwóch ale oni zapracowani i dzieci swoje mają i nie mają czasu mnie odwiedzać. Więc tak sobie pomyślałem, że jakbym ja na ścianie miał Jej portret to bym mógł z Nią sobie czasami porozmawiać.
Dałem do namalowania, ze zdjęcia. Sąsiad ma syna artystę i nawet niedrogo wzięli i niech Pani spojrzy jaki piękny wyszedł. Moja Agnieszka jak żywa! Tak wyglądała jak się poznaliśmy. 2 sierpnia 1944 roku , pamiętam dokładnie bo to drugi dzień Powstania był. Boże! Jacy my byliśmy wtedy młodzi i piękni, Proszę Pani. Ona była sanitariuszką a ja poparzyłem sobie rękę benzyną. Jak spojrzałem wtedy w te oczy to ich nie mogłem zapomnieć przez całe Powstanie. No niech Pani spojrzy jakie zielone. Wymykałem się do niej ukradkiem, że niby coś jej tam przynoszę, a to bandaż, a to chininę, którą znalazłem w opuszczonym domu a raz to jej nawet zaniosłem tabliczkę czekolady. Boże jaki to był wtedy rarytas. Siedzieliśmy w jakiejś piwnicy, trzymaliśmy się za ręce i jedliśmy tą czekoladę a tam na zewnątrz cały czas słychać było strzały. Nie pozwoliła jednak zjeść mi jej do końca, zabrała resztę dla „swoich chłopaków”- tak mówiła o rannych, którymi się opiekowała.
Bo Ona, proszę Pani uwielbiała opiekować się innymi. Potem już po wojnie ja chciałem wyjechać z kraju bo wiedziałem, że to się dobrze dla Nas nie skończy. Ale ona się uparła, że nie może, bo się musi opiekować starą ciotką, jedyną rodziną, która po wojnie jej ocalała. „Tu będziemy żyć, o ten kraj walczyliśmy” -powiedziała. No i zostaliśmy.
Ale, powiem Pani, to życie do łatwych nie należało. My podczas Powstania po naście lat mieliśmy, prawie dzieci byliśmy. Dzieciństwo nam wojna i okupacja całe zabrała a młodość zostawiliśmy w tych kanałach. Poszliśmy do Powstania jako dzieciaki- wróciliśmy tak pokiereszowani jak niejeden dorosły.
Byliśmy głodni normalnego życia, od razu chcieliśmy rodzinę zakładać, domu szukać. Ale nic z tego nie wyszło, bo „Ojczyna znowu się o nas upomniała” i wysłali nas kraj odbudowywać. Niedługo to trwało, bo szybko okazałem się „wrogiem ludu”. Cztery lata mi Agnieszka paczki do więzienia nosiła a sama jako szwaczka pracowała. Jak już w końcu mnie wypuścili to nie mogłem żadnej pracy znaleźć, chciałem maturę zdać, iść na studia ale wtedy nie miałem nawet co marzyć. Urodził nam się pierwszy syn i on stał się wtedy najważniejszy. Dostałem w końcu pracę w fabryce FSO i składałem samochody. Warszawa się nazywały .Pamięta Pani?
Mieszkaliśmy z ciotką Agnieszki, w jej przedwojennym mieszkaniu jeszcze długich 15 lat aż wreszcie dostaliśmy własne M2. Boże jacy my byliśmy szczęśliwi! To nic, że nie mieliśmy mebli. Spaliśmy na jednym łóżku razem z dziećmi (bo już dwójkę mieliśmy) i snuliśmy plany na przyszłość.
A potem Agnieszka przyszła kiedyś z pracy z całą torbą ulotek, które pod tym łóżkiem trzymaliśmy i ja krzyczałem, że „tak nie można, że mamy dzieci, że znowu mnie do więzienia wsadzą i co ona wtedy zrobi” a ona krzyczała, że „tak jak teraz jest to też NIE MOŻNA, że co to za życie, że ona nie o taką Polskę w Powstaniu walczyła, że nic nie ma w sklepach, że dzieciom nawet boi się powiedzieć co podczas wojny robiliśmy, żeby w szkole nie miały problemów, że to czas już najwyższy znowu walczyć i że kto to ma zrobić jak nie my”.
No i tym razem to ja jej paczki do tego więzienia nosiłem. Ależ ona była uparta, proszę Pani, co ją wypuścili to ona znowu swoje. Żartowała, że od 10 lat to ona nic innego nie robi tylko w kolejkach stoi albo w więzieniu siedzi.
No i w końcu się doczekała! Jaka ona była szczęśliwa kiedy na pierwsze wolne wybory szliśmy! „Teraz w końcu Włodziu zaczniemy normalnie żyć” -mówiła. A potem, w 1992 roku zrestrukturyzowali jej zakład i choć jej tylko parę lat do emerytury zostało po prostu ją wyrzucili na bruk, że niby nowoczesnych maszyn obsługiwać nie umiała, na komputerach się nie znała. Nie pomogły żadne zasługi ani to, że w czasie stanu wojennego była internowana i zdrowie straciła na tych wszystkich przesłuchaniach.
Wie Pani, ona się nawet jeszcze wtedy nie załamała. Chodziła do tych wszystkich nowych sklepów i mówiła „no patrz Włodziu, w końcu się doczekaliśmy, tyle mamy dobrego, nowego. Szkoda tylko, że nas na to wszystko już nie stać”.
Jakoś wiązaliśmy koniec z końcem, żyliśmy skromnie i dopiero kiedy nam zaczęło brakować na leki (bo moja emerytura za duża nie była) i jak jej lekarz powiedział, że ona musi 3 lata na operację czekać- to się załamała.
Wie Pani ona już tej operacji nie doczekała. Zmarła rok temu i… tak mi jej brakuje…, że z tej tęsknoty jej portret postanowiłem sobie na ścianie powiesić. Syn mnie miał do Pani przywieźć ale od dwóch miesięcy nie znalazł czasu więc dziś w końcu sam przyjechałem.
– Oprawi mi Pani ten portret najpiękniej na świecie? Bo ja to i bez tej ramy będę na niego codziennie patrzył ale pomyślałem, że jak ładna rama będzie to może wnuki po mojej śmierci nie wyrzucą tylko do siebie zabiorą. Będzie im przypominać jaką wspaniałą Babcię mieli.
– Oprawię Panu, oczywiście. A jaką ramę by Pan chciał?
– Och ja się na tym nie znam, proszę Pani, od takich rzeczy u nas to była Agnieszka.
– To może ja Panu parę pokażę i spróbujemy coś wybrać?
– Ale proszę Pani, czy mnie będzie na to stać?
– Szanowny Pani, Pana Agnieszce należy się najpiękniejsza rama na świecie i zrobimy to tak aby Pana było na to stać. Bardziej martwi mnie czy Pan zdoła do mnie przyjechać jeszcze raz, żeby ten obraz odebrać?
Przyjechał za dwa tygodnie taksówką i kamień spadł mi z serca, bo bałam się, że tramwajem tej pięknej ale i ciężkiej ramy, którą dla „jego Agnieszki” zrobiłam by nie udźwignął. Stał przed obrazem długo i ukradkiem ocierał łzy rękawem pogniecionego zimowego płaszcza.
-Wyszło przepięknie, dziękuję Pani. Wyciągnął z małego portfelika odliczone pieniądze i zapłacił całą sumę pomimo moich zapewnień, że dziś promocja i wszystkich liczymy tylko 50%.
Wziął obraz pod pachę i już miał wychodzić, kiedy sobie coś przypomniał. Pogrzebał w swojej wysłużonej teczce i wyjął dwa prezenty zapakowane niewprawna ręką w papier śniadaniowy i przewiązane pogniecioną wstążeczką.
– To dla Pani, w podziękowaniu za pomoc. Przepraszam, że tak brzydko opakowane. Wie Pani, ja tego nie umiem robić, to zawsze robiła Agnieszka.
Och, gdyby moja Agnieszka żyła….
Machnął ręką i odszedł.
Zostawił mnie osłupiałą z małą miseczką wielkich czarnych jeżyn w jednej ręce i dużą tabliczką gorzkiej czekolady w drugiej. A w mojej głowie już od jakiegoś czasu śpiewał Jaromir Nohavica TĄ OTO PIOSENKĘ (posłuchajcie koniecznie patrząc na polski tekst).
Panie Prezydencie -Jaromir Nohavica (tłumaczenie Jacek Lewiński)
Panie Prezydencie przez naród swój wybrany
Pisze skargę bo przez dzieci czuję się zapomniany
Mówię o synu Karlu i młodszej córce Ewie
Rok już nie przyjeżdżali
nawet nie pisali
co mam robić nie wiem.
Niech mnie Pan zrozumie,
Pan przecież wczuć się umie,
Pan może to naprawić,
Pan się za mną wstawi, Mnie tak nie zostawi.
Czy ja chcę zbyt wiele
Szczęścia kąsek mały,
Czyśmy po to walczyli
by nasze marzenia w końcu się rozwiały??
Panie Prezydencie skargę też dodaję
że podrożały: piwo, jogurty, parówki i tramwaje
i znaczki pocztowe
notesy kolorowe
nawet cielęcina
trudno to wytrzymać.
Jak mam się utrzymać?
Niech mi Pan pomoże
Pan przecież wszystko może,
Pan wszystko załatwi,
Panu przecież łatwiej.
(…)
Panie Prezydencie mojej republiki
Właśnie dzisiaj mnie zwolnili z mej fabryki,
Całych lat trzydzieści wszystko cacy było
Przyszli nowi młodzi jak zaczęli- wszystko się skończyło.
Niech mi Pan pomoże
Pan przecież wszystko może,
Pan wszystko załatwi,
Panu przecież łatwiej.
(…)
Panie Prezydencie gdyby moja Agnieszka żyła
Za ten list co tu piszę to normalnie by mnie zabiła
Rzekłaby Jaromiru zachowujesz się jak dziecko
On ma ważną robotę dba o kraj i Europę.
Ale Pan mnie zrozumie,
Pan przecież wczuć się umie,
Pan może to naprawić,
Pan się za mną wstawi, Mnie tak nie zostawi.
Czy ja chcę zbyt wiele?
Szczęścia kąsek mały.
Czyśmy po to walczyli
by nasze marzenia właśnie się rozwiały???
PS. Długo nie mogłam się zdecydować co zrobić ze wspaniałymi prezentami. Leżały w mojej kuchni całe popołudnie i nikomu nie pozwoliłam ich tknąć aż w końcu wieczorem postanowiłam zrobić z nich jakieś danie godne takiego prezentu i takiej historii. Tak powstał ten oto deser nazywany w naszym domu „Czekoladowym Deserem Powstańca”. Zawsze na początku sierpnia kiedy dojrzewają jeżyny cała moja rodzina zajada go ze smakiem. Siedzę wtedy w kuchni i często myślę o Agnieszce i całym jej pokoleniu. Pokoleniu, któremu przyszło żyć NIE W TYM MOMENCIE w kraju nad Wisłą. Myślę, że o nich zapominamy. Myślę, że powinniśmy znaleźć czas, pochylić się, wysłuchać, być z nimi więcej. Moją nam do zaoferowania tak dużo, dużo więcej niż nam się wydaje. Tak szybko odchodzą i tak cicho. Za cicho. Zdecydowanie zasłużyli na więcej niż „kąsek szczęścia mały”, choć i tego niektórym z nich nie udało się zaznać.
MUSO-KREM CZEKOLADOWY Z JEŻYNAMI
(z dodatkiem kajmaku, kardamonu i chili)
200g gorzkiej czekolady
100g czekolady mlecznej
1 szkl. śmietany kremówki
100-200g masy kajmakowej z puszki
1/2 łyżeczki kardamonu
malutki kawałeczek świeżego chili (lub większy lub wcale)
2 szkl. jeżyn
1. Czekoladę połam na kostki, odłóż parę kostek do dekoracji, resztę wrzuć do malutkiego rondelka, ustaw go na malusieńkim gazie i CAŁY czas mieszając rozpuść czekoladę do postaci płynnej. (pod żadnym pozorem nie odchodź od rondelka). Odstaw czekoladę i poczekaj aż się przestudzi. Ma być zimna ale jeszcze płynna.
2. Jeśli używasz chili (ja używam indyjskiego zielonego- jest najmniej ostre ze wszystkich odmian), usuń pestki i posiekaj go drobniuteńko i dodaj do czekolady podczas roztapiania.
3. W międzyczasie ubij śmietanę prawie na sztywno i cały czas miksując mikserem na wolnych obrotach dodawaj na przemian czekoladę i kajmak (tyle ile uznasz za właściwe aby było wystarczająco słodkie). Na końcu dodaj kardamon i dokładnie wszystko wymieszaj.
4. Nałóż do pucharków sporo jeżyn, zalej je kremem czekoladowym . Na wierzchu udekoruj pozostałymi owocami, kostami czekolady i wiórkami czekoladowymi utartymi na tarce lub pokrojonymi nożem.
5. Możesz podawać już teraz, wtedy deser ma gładka konsystencję kremu (taki lubię najbardziej) a możesz też wstawić na parę godzin do lodówki, wtedy krem zamienia się w coś w rodzaju musu.
Możesz też zamiast w pucharkach podawać deser w kruchych babeczkach lub miseczkach zrobionych z czekolady np. takich .
Moje wakacje w Chorwacji wypadły w samym środku sezony truskawkowego. Jak cudnie w Chorwacji nie było to miała jeden mankament- nie było tam już truskawek. Po powrocie nadrabiam więc niedosyt truskawkowy szukając ich resztek w zarośniętym chwastami ogródku (niby susza i upały, nic nie rośnie a chwasty jednak dają radę) czy kupując ich ostatnie sztuki za niebotyczne sumy na lokalnym bazarku.
Delektuje się nimi jedząc tak jak lubię najbardziej- z prostym jogurtowym deserem, który trochę przypomina serek homogenizowany (ale tylko trochę). Zapewne wiecie, że jestem fanką prostego nabiału robionego w domu i ten przepis idealnie wpisuje się w te upodobania. Pierwowzór pochodzi z kuchni indyjskiej, gdzie taki przysmak z odcedzonego jogurtu nazywany jest śrikhand i najczęściej serwowany jest nie z owocami lecz cukrem i szafranem. Uwielbiam też jego wersję serwowaną ze świeżym indyjskim słodkim jak ulepek mango (wtedy nawet nie potrzeba cukru aby złamać kwaśność jogurtu). Jeśli nie macie już truskawek, nie szkodzi, użyjcie innych sezonowych owoców- malin, borówek, jagód.
To naprawdę jest dziecinnie proste i musi się udać. Nie potrzebujecie robić sami jogurtu (choć to przecież takie łatwe i czemu nie spróbować) wystarczy sklepowy naturalny zwykły jogurt (np. Danone) chwila cierpliwości w oczekiwaniu na odsączenie i już możecie cieszyć się wspaniałym deserem.
Jeśli zamiast cukru użyjecie ksylitolu, miodu lub syropu z agavy będzie również bardzo zdrowy. Z pozostałej po odsączaniu jogurtu serwatki wyczarujecie pyszną lemoniadę idealną na lipcowe upały. Opis jak ją zrobić w rameczce pod przepisem.
DESER JOGURTOWO-TRUSKAWKOWY
(z nutką wanilii i limonki)
3 szkl. jogurtu naturalnego (ja używam takiego, ale może też być kupny wtedy użyj 2x duże opakowanie) 4 łyżki cukru pudru (lub miodu, ksylolitu, syropu z agavy lub mniej lub więcej do smaku) 1/2 laski wanilii (lub łyżeczka cukru wanilinowego) 1/2 łyżeczki skórki otartej z limonki (lub cytryny, choć limonka jest tu rewelacyjna) truskawki lub inne miękkie sezonowe owoce (maliny, borówki, jagody, mango(!!!), banany, brzoskwinie, poziomki)
1. Dno sitka lub durszlaka wyłóż parokrotnie złożona gazą lub tetrową ściereczką, wlej jogurt. Ustaw sitko na misce do której będzie ściekała odsączona serwatka. Zostaw na noc, może być na blacie w kuchni lub w lodówce. Więcej o odsączaniu jogurtu przeczytasz tutaj.
2. Rano otrzymasz gęsty jogurt konsystencji serka do smarowania pieczywa. Przełóż go z sitka do miseczki i dokładnie wymieszaj łyżką do uzyskania kremowej konsystencji, jeśli wolisz konsystencję rzadszą dodaj trochę serwatki z miski i wymieszaj energicznie.
3. Do miski z odsączonym jogurtem, dodaj cukier, wanilię i otartą skórkę, wymieszaj.
4. Wsyp do jogurtu owoce, wymieszaj i podawaj natychmiast lub schłodź jeszcze w lodówce.
5. Możesz część owoców zmiksować i dodać do jogurtu, wtedy deser będzie miał cudowny różowy kolor.
Nie wylewaj serwatki z odsączonego jogurtu. Zrób z niej lemoniadę. Wymieszaj serwatkę w proporcji pół na pół ze schłodzona gazowaną lub naturalną wodą , dodaj cukru, mięty, reszty otartej skórki i soku z limonki (której używałeś do deseru). Przed podaniem włóż do szklanek kostki lodu i plasterki truskawek. Otrzymasz napój idealny na letnie upały.
Jak wiecie cytrusy zawładnęły ostatnio moim sercem a także i aparatem fotograficznym (od jednego do drugiego u mnie bardzo niedaleko).Dlatego nie zastanawiałam się nawet chwilki, kiedy portal Hello Zdrowie poprosił mnie ostatnio o krótki artykuł nt. cytryn oraz przepis z ich użyciem. Po pobycie na Sycylii w In Campagna zakochałam się w słynnych cytrynach Piritto. Mają bardzo duże i słodkie albedo. Albedo to ta biała część która oddziela soczysty miąższ od żółtej skórki, jest jadalna i ma więcej witamin niż sam sok. W Piritto albedo potrafi zajmować nawet 40% owocu i jest lekko słodkie. Oznacza to, że jeśli posypiesz plasterek Piritto odrobiną cukru (tylko w samym środku) to zjesz go ze smakiem i nawet się nie skrzywisz. A co ważniejsze, będzie taki pyszny, że zaraz sięgniesz po następny i następny. Ani się obejrzysz a pochłoniesz całą cytrynę. A to przecież wielka bomba witaminowa (witamina C,A,P, sód, żelazo i naturalne bioflawonoidy). Jeśli nie masz Piritto, nieszkodzi. Możesz zwykłe cytryny nadziać pysznym musem z jogurtu, mascarpone i miodu. Wyjdzie smaczny, orzeźwiający, zdrowy deser od którego również nie można się oderwać. Po przepis zapraszam na hellozdrowie.pl Warto wiedzieć, że cytryny to nie tylko dodatek do herbaty. Można je kisić, kandyzować, robić z nich lemon curdy, dżemy, galaretki, można upiec z nimi ciasto lub zamarynować w przyprawach ( i powstaną pyszne pikle cytrynowe), można plastyry cytryn upiec nawet w piekarniku- jest naprawdę wiele możliwości.
Ważne jest jedno- jeśli chcemy do gotowania wykorzystywać cały owoc ze skórką- nasze cytryny powinny być EKOLOGICZNE- nie ma innej opcji. Oczywiście najlepsze takie, które zerwało się prosto z drzewa, wtedy nie tylko wyglądają tak cudownie jak na dzisiejszych zdjęciach ale i smakują nieziemsko.
To jak, na następny urlop wybieracie się na Sycylię??? (bilet w obie strony kosztuje około 800zł a w In Campagna remontują właśnie pokoje gościnne…..).