Letnia salatka ogrodowa

IMG_6144-tile

       Należę do tych szczęśliwców, którzy posiadają swój ogród warzywny. I choć w moim przypadku jest to nieduży zagon z paroma grządkami – to mamy z tego dużo frajdy i wiele śniadań, obiadów oraz kolacji. No bo czyż jest coś wspanialszego niż wyjść rano boso do ogrodu i nazbierać sobie warzyw, ziół, owoców i zieleniny na własnoręcznie przygotowany posiłek? To jest dla mnie kwintesencja lata. Te przepełnione dobrami koszyki przynoszone z ogrodu dokładnie wtedy kiedy istnieje taka potrzeba. To jest moja najbardziej lokalna z „lokalnych żywności”- taka której wystarczy 1 minuta, żeby z ogrodu znaleźć się na moim talerzu. Lato trwaj!

IMG_6123-tile       Żebyście nie zrozumieli mnie źle. Nie mam wielkiego gospodarstwa ekologicznego czy półhektarowego zagonu. Mam tylko mały warzywniak gdzie przez większość sezony i tak rośnie więcej chwastów niż roślin jadalnych. Nie jadam TYLKO produktów z mojego ogrodu- zaopatruje się również na lokalnym targu czy w supermarketach. Jednak te rośliny które udaje mi się  własnoręcznie wyhodować  uznaję za bezcenne dobro rodzinne. Posiłki z nich przyrządzane to zawsze wielka przyjemność i celebracja. Nie mogę sobie nigdy podarować by przy stole  nie ogłosić – „dziś jemy posiłek w 100% składający się z tego co zebrałam w ogródku” lub ” to już nasze pomidory na tych kanapkach” lub „gdzie byśmy dostali kwiaty cukinii o tej porze?- super mieć ogródek”.  Nie muszę tego zresztą mówić bo to po prostu czuć- warzywa uprawiane we własnym ogrodzie i zbierane tuż przed gotowaniem smakują po prostu inaczej, lepiej, pełniej. A co ważniejsze ich mozolne uprawianie uczy pokory i szacunku wobec jedzenia oraz powoduje, że pusty frazes „Dzięki Ci Panie za Twe hojne dary” nabiera zupełnie innego znaczenia. IMG_6175-copy-tile       Lato to dla nas zawsze okres intensywnych spotkań z przyjaciółmi. Dzieciaki biegają po ogrodzie, szaleją w basenie, grają z nami w siatkówkę czy piłkę nożną, urządzają podchody, bitwy, poszukiwania skarbów, zawody łucznicze i turnieje strzeleckie a kiedy już znudzą się tym wszystkim przychodzą na naszą dużą werandę i wołają JEŚĆ!!! Po całym dniu szaleństw są tak głodne, że oprócz domowej pizzy i gofrów, które obowiązkowo muszą być w jadłospisie letnich spotkań, udaje nam się „przemycić” również tą oto „ogródkową sałatkę”.

      Sałatka sprawdzi się nie tylko na przyjęciach ale i podczas codziennych domowych posiłków. Szczególnie na śniadania. Wg. mnie taka dawka witamin daje lepszy zastrzyk energii niż jakakolwiek kawa.  W mojej kuchni za każdym razem „letnia sałatka” jest nieco inna- bo zależna od tego co akurat dojrzewa, kwitnie lub ma dorodne liście w ogrodzie. Jeśli nie macie ogrodu- trudno- skomponujcie ją z tego co znajdziecie w swojej lodówce lub lokalnym sklepie warzywniczym. A może zacznijcie uprawiać coś na balkonie czy parapecie? Naprawdę sporo można tam zmieścić.IMG_6074-tile        Do „ogrodowej sałatki” bardzo często używam moczonej w śmietance mozarelli. Jest ona dodatkiem i sosem sałatkowym w jednym. Kremową śmietankę (najlepiej 36%)  należy wymieszać z przyprawami- w moim wypadku jest to czarna sól, asafetyda, suszone i świeże oregano. Wy jeśli nie używacie tych przypraw możecie dodać ostrej, słodkiej lub wędzonej papryki, czosnku, pieprzu, pieprzu ziołowego. Dobrze sprawdzi się również świeża bazylia, mięta czy tymianek cytrynowy. Kawałki mozarelli zostawia się w śmietance na pół godziny aby namokły i nabrały aromatu. Jeśli nie lubicie lub nie jecie produktów mlecznych pomińcie mozzarellę i podajcie sałatkę z odrobina oliwy z oliwek.

       Mieszanka warzyw, liści i kwiatów też jest bardzo umowna. Ja lubię kiedy jest różnorodna, w taki sposób, że na moim talerzu znajduje się zarówno coś do pochrupania jak i coś o miękkiej konsystencji, coś o łagodnym oraz zdecydowanym smaku, aromaty świeże i cięższe, wszystkie odcienie zieleni i cała warzywna tęcza. Warto pamiętać, że- jak w normalnym życiu tak i na talerzu- doskonałość osiąga się poprzez różnorodność i harmonię.



Sałatka „Addio Pomidory”

Minął sierpień, minął wrzesień, znów październik i
ta jesień rozpostarła melancholii mglisty woal
Nie żałuję letnich dzionków, róż, poziomek i skowronków
Lecz jednego, jedynego jest mi żal

pomidory

Addio pomidory, Addio ulubione
Słoneczka zachodzące za mój zimowy stół
Nadchodzą znów wieczory sałatki niejedzonej
Tęsknoty dojmującej i łzy przełkniętej wpół

kolorowe pomidory

To cóż że jeść ja będę zupy i tomaty
Gdy pomnę wciąż wasz świeży miąższ …
w te witaminy przebogaty…
Addio pomidory, addio utracone
Przez długie, złe miesiące wasz zapach będę czuł!

kotleciki z jogurtu                                        Tak oto Jeremi Przybora ustami Wiesława Michnikowskiego żegnał pomidory jesienią.

            Mnie chyba również dopadła jesienna melancholia, bo kiedy słucham tego nieśmiertelnego wykonania -myślę sobie- „Och! Nie ma już takich poetów, nie ma już takich interpretorów, nie ma już takich kabaretów i nie ma już… takich pomidorów.” Na pewno nie ma już ich w sklepach. Jeśli chcesz mieć pomidory do których będziesz wzdychał całą zimę to musisz je sobie samemu wyhodować.  Na działce, w ogrodzie czy nawet na balkonie. Małe, duże, karbowane, pręgowane, nakrapiane, czerwone, zielone, pomarańczowe, żółte, czarne, białe- uprawiałam już wszystkie. Co rok odkrywam nowe odmiany i dokładam je do mojej pomidorowej tęczy.pomidory
W tym roku niestety żegnam się z moimi pomidorami dość szybko. I do mnie jak do Jeremiego Przybory przyszła „dziewczyna co oplotła pajęczyną” wszystkie moje krzaki. I jak w piosence Dziewczyna ta (czytaj zaraza ziemniaczana) ” zabrała pomidory te ostatnie com schowane przed nią miał”. Uratowałam co się dało, resztę chorych krzaków palę w ognisku, żeby w przyszłym roku choroba się nie rozprzestrzeniała.  Z tego uratowanego kosza pomidorowej tęczy postanowiłam zrobić pyszną sałatkę godną zakończenia lata.

sałatka z pomidorów        Na kołderce z liści świeżego szpinaku i liści jarmużu (taką zieleninę miałam w ogrodzie)  ułożyłam słodziutkie pomidory z czarnymi oliwkami i pysznymi rozpływającymi się w ustach kotlecikami. Kotleciki to mieszanka domowego-jogurtowego sera (labneh) z przyprawami, kawałkami liści szpinaku, plasterkami oliwek i pomidorów. Wszystko to w panierce z mielonych płatków owsianych, usmażone na malutkiej ilości klarowanego masła. Chrupiące z zewnątrz, mięciutkie w środku, jeszcze ciepłe kotleciki wspaniale skomponowały się ze słodziutkimi pomidorami, soczystym szpinakiem i sosem który wyczarowałam z resztki jogurtowego sera, oliwy, ziół i soku z cytryny.

 POLECAM BARDZO, BARDZO, BARDZO!
ADDIO!
Do zobaczenia- z Wami za tydzień- z pomidorami z ogródka dopiero za rok.



Pierogi z bobem i szałwią

pierogi i szałwia       Wiecie, że bób jest jedną z najstarszych roślin uprawnych? Archeolodzy znajdują jego ziarna w osadach ludzkich datowanych na 10 tyś. lat przed naszą erą. Podobno był przysmakiem w starożytnej Grecji (gdzie zalecano go lekkoatletom)  i w starożytnym Rzymie, gdzie karmiono nim legionistów (porcja żywieniowa- 50 ziaren. na dzień). Smażony bób był też przysmakiem biedoty rzymskiej, sprzedawano go za najmniejsze pieniądze na wszelkich zgromadzeniach, np. walkach gladiatorów. Jest więc w pewnym sensie archetypem dzisiejszego popcornu :-).
pierogi z bobem i szałwią       Jedzono bób w starożytnym Egipcie, Mezopotamii i Persji, potem w całej średniowiecznej Europie.  Zawsze jednak był utożsamiany z dietą pospólstwa lub czasami nieurodzaju i głodu. Bób spożywano świeżo gotowany, suszono go i produkowano z niego mąką z której z kolei wyrabiano placki. Do dziś bób w formie świeżej i suszonej jest popularny głównie w krajach basenu Morza Śródziemnego, najbardziej chyba we Włoszech i Egipcie.
bób na talerzu       Bób lubią również Polacy. Ręka do góry, kto lubi!!? Zwolennicy bobu dzielą się na 2 frakcje: tych co łuskają bób przed jedzeniem i tych którzy jedzą z łupinkami. Ja nazywana w domu „francuskim pieskiem” oczywiście łuskam bób. Mój mąż zjada swój bób niełuskany a do tego jeszcze na deser wszystkie skórki z moich ziarenek. Z bobu przygotowuję również pyszną pastę do smarowania chleba oraz jedno z moich ulubionych letnich curry ( łuskany bób z papryka, młodą marchewką, młodymi ziemniaczkami z sosem śmietanowym lub z mleczka kokosowego z przyprawami).
pierogi z bobem      Pierogi z bobem to mój nowy pomysł. Bardzo udany. Poprzez dodatek szałwii przypominają mi trochę ulubione ravioli z dynią. Kto nie lubi szałwii, zamiast niej może dodać do bobu- imbiru, mięty, parmezanu czy nawet czosnku. Przepis jest dość prosty jednak trochę pracochłonny: bo trzeba i wyłuskać bób i ulepić pierogi. Ze względu na tą pracochłonność ja na pierogi poświęcam po prostu jeden dzień w miesiącu. Instaluje wtedy w kuchni mój laptop i lepiąc różne rodzaje pierogów, przez cały dzień słucham z niego wykładów swojego Guru. Czasami wydaje mi się, że te pierożki są jak chińskie ciasteczka a ja zamiast wróżby zamykam w każdym z nich jakąś mądrość czy złotą myśl. Układam potem te wszystkie mądrości na tacach, wkładam na 2 godziny do zamrażalnika, po tym czasie są już na tyle zamrożone, że można je pakować do osobnych woreczków i układać na specjalnej półce w zamrażarce. Jemy je potem zawsze wtedy kiedy mamy ochotę lub kiedy ja nie mam ochoty gotować obiadu. Od dzisiaj w naszej zamrażarce do pierogów ruskich, z kapustą i grzybami, z soczewicą, oraz z jagodami i truskawkami dołączyły również te z bobem i szałwią.

       Ciekawe jakie mądrości w sobie przechowują?
pierogi i bób



Zupa miętowo-groszkowa

zupa groszkowa       Zupa dla najprawdziwszej księżniczki na ziarnku grochu. Choć ma w sobie coś z pokornej prostoty to jednak jest kwintesencją świeżości i wytworności.  Subtelna a zarazem sycąca, idealna na letnie przyjęcia oraz nieśpieszny obiad jedzony na werandzie. Dla mnie : lato uosobione, pochwała prostoty w kuchni, jeden z tych przepisów gdzie „mniej znaczy więcej”.zupa z zielonego groszku       Dobra zarówno ze świeżego jak i mrożonego groszku. Jeśli użyjecie świeżego ważne, żeby był mięciutki, soczysty i słodki. Taki który z przyjemnością zjecie na surowo. Jeśli ziarenka są już twardawe a strąki nie mają soczyście zielonego koloru- to nie jest groszek do tego przepisu! Tu liczy się jakość i świeżość każdego składnika- ponieważ jest ich mało powinny być najlepsze. zielony groszek

       Jeśli przyszłoby Wam do głowy robienie tej zupy z groszku w puszce- to zdecydowanie odradzam. W ogóle odradzam groszek w puszce. Wydaje mi się, że konserwowanie i sprzedawanie groszku w tej formie wyrządziło mu wiele złego.  Większość ludzi która „nienawidzi zielonego groszku”- próbowała go właśnie TYLKO w tej puszkowej wersji.

zupa groszkowa z miętą

       To co świeże zawsze jest najlepsze -wiedzą o tym wszyscy, którzy uprawiają groszek w ogródku. Sezon na to warzywo trwa jednak zbyt krótko i właśnie się kończy. Poza sezonem jedynym dobrym rozwiązaniem jest groszek mrożony. Mrożone ziarenka zachowują swoją świeżość, są soczyste (nie mączne jak te z puszki), słodkie i obłędnie zielone. Swoją drogą, jak oni to robią? Gotowany, nawet najświeższy, groszek nie ma takiego intensywnego koloru. Czyżby go barwili?? (popatrzcie na  zdjęcie poniżej). Mam nadzieję, że nie!

       Mrożony groszek gotuje się tylko chwilę (po zalaniu wrzątkiem wystarczą 2-3 minuty) możecie używać go wszędzie tam gdzie do tej pory wykorzystywałyście groszek w puszce.  Np. wasza sałatka z majonezem nabierze zupełnie innego świeżego i lżejszego smaku – spróbujcie koniecznie.

zielony groszek

       Drugi ważny składnik tej zupy to liście mięty- one są nutą szlachetności w tym duecie. Powinny być delikatne, najlepsze te zrywane z samych czubków gałązek, jeszcze lepsze te uprawiane w domu w doniczkach (ich listki są zawsze delikatniejsze). Jeśli liście będą twarde zupa też będzie smaczna, jednak nie zmiksują się idealnie na krem i będziecie wyczuwać ich kawałeczki podczas jedzenia (a może nie warto się tym przejmować?, może przepuśćcie wszystkie moje uwagi na temat składników przez filtr informacji że pisze je chorobliwie perfekcyjna perfekcjonistka;-))  Mięty w przepisie ma być dużo, nie obawiajcie się jej.

zielony groszek zupa z miętą

       Przepis nie jest wegański ale można go łatwo zmodyfikować używając mleka lub śmietanki kokosowej zamiast kremówki a masło po prostu pominąć. Nigdy go nie robiłam w takiej wersji jednak wierzę, że zupa będzie OK. (robię np. szparagową zupę krem z mlekiem kokosowym i smakuje nieziemsko). Zupę można podawać z grzankami, prażonymi płatkami migdałów lub innymi dodatkami, np. z kwiatami rumianku jak na zdjęciach (są jadalne).
Teraz nie pozostaje mi już nic innego jak życzyć smacznego wszystkim księżniczkom i ich paziom;-)))