Pomidorową sesję dla Weranda Country robiłam w dużym pospiechu w ulewnym deszczu podającym strumieniami w moim ogrodzie w dantejskich ciemnościach. To był zupełny „odlot” już dawno nie pracowałam w takich warunkach. No ale cóż tak to się kończy jak się ma jedyne dwa dni po urlopie do zamknięcia numeru i usiłuje się zdążyć „ogarnąć nieogarnialne”. Jeśli wszystkim Wam wydaje się, że praca fotografa kulinarnego jest łatwa, miła, przyjemna i na okrągło tylko je się same pyszne rzeczy- to niestety muszę wyprowadzić Was z błędu.
Nie bez przyczyny fotografia kulinarna uznawana jest za jedną z najtrudniejszych dziedzin tego rzemiosła. Żeby powstało dobre apetyczne zdjęcie, często trzeba poświecić na to parę dobrych godzin i po tych paru godzinach fotografowany obiekt najczęściej nie nadaje się do spożycia. Najpierw jeszcze potrawę trzeba było wymyślić, potem znaleźć do niej fotogeniczne składniki (o tym można napisać książkę, mój tytuł brzmiałby- ” Jak szukałam śniegu w lecie i poziomek w śniegu- poradnik zdesperowanej stylistki kulinarnej”.), ugotować to tak aby dobrze prezentowało się przed kamerą (bo to nie jest takie oczywiste jak się wszystkim wydaje) i właściwie to już można robić zdjęcia, które z reguły nie wychodzą takie ładne jak się spodziewałaś a jeszcze częściej wychodzą tak okropne, że masz ochotę rzucić aparatem (na który wydałaś oszczędności życia) o ścianę. Ale oczywiście nie możesz (pal sześć oszczędności życia) bo jak nie zrobisz tego zdjęcia tu i teraz to ci ta zupa wystygnie, tarta obeschnie a pieczone pomidory przestaną się błyszczeć i będziesz musiała wszystko zacząć od nowa. Rozpoczynając od jeżdżenia jak szalona od targu do targu w poszukiwaniu różnych odcieni pomidorów. Bo oczywiście masz posadzone na ten zbożny cel dwadzieścia krzaków pomidorów we wszystkich kolorach tęczy w ogródku ale teraz kiedy musisz zrobić materiał do Magazynu te pomidory jeszcze nie dojrzały, wszystkie są zielone (bo Ty to robisz przecież dwa miesiące wcześniej!!!). I tak cały czas, od nowa i nowa i nowa z każdym materiałem, każdą sesją, którą tu oglądacie. Więc jeśli, ktoś z Was marzy o życiowej karierze fotografa kulinarnego to… szczerze odradzam i doradzam przemyśleć to jeszcze raz.
No to sobie ponarzekałam – mam nadzieję, że nie macie mi za złe- to najprawdopodobniej efekt przepracowania. Już kończę, wracam do pionu i zapraszam do kiosku, gdzie można nabyć wrześniowy numer z moją pomidorową sesją. Znajdziecie w nim przepisy na dania z różnych odmian tego wspaniałego warzywa. Są słynne smażone zielone pomidory (w owsiano-parmezanowej panierce), jest pyszna zupa z pieczonych żółtych pomidorów. Jest też słony sernik z kozim serem udekorowany całą pomidorową tęczą (mniam!).
Jest czatnej ze słodkich pomidorków daktylowych i pomidory malinowe nadziewane kaszą jaglaną z kurkami. Jest wreszcie prosty i pyszny w tej swojej prostocie makaron z karmelizowanymi pomidorkami cherry. Życzę więc smacznego i pomyślcie o mnie mile kiedy będziecie te przysmaki przygotowywać i jeść. I jeszcze może pomódlcie się za mój aparat bo jak tak dalej pójdzie to prędzej niż później na tej ścianie w końcu wyląduje 😉
A na razie mam jeden dzień wolnego, pomidory właśnie pięknie dojrzały w moim ogrodzie więc idę sobie ugotować z nich zupę (taką jak na zdjęciu poniżej) . Bez stresu, że jak dodam za dużo przypraw to straci swój piękny kolor, bez obaw, że się zrobi na niej niefotogeniczny „kożuch” , bez wymyślania pięknych dodatków, które ułożę na wierzchu. Po prostu ugotuję pyszna zupę, naleję do zwyczajnej niefotogenicznej miski, usiądę na werandzie posłucham jak śpiewają ptaki w moim ogrodzie, popatrzę na słońce i na chmury i nie będę się martwić „że światło nie takie, że za jasno, że za ciemno, że pada, że mgła”. Będę sobie siedziała, jadła zupę, kiwała nóżką i miała wszystko w nosie. Przynajmniej przez jeden dzień…
Ps. Ogarniać nieogarnialne i pomóc mi nie zwariować przy sesji pomidorowej dzielnie próbowała moja serdeczna przyjaciółka Ewa Michalska (znana szerzej jako Asikunda). Bez niej nie dałabym rady. Asikundo- dziękuję Ci z całego serca- You saved my life!
Kinga bardzo fajnie to wszystko opisałaś, z humorem ale też przedstawiłaś realia. Zdjęcia jak zwykle wyszły przepiekne mimo tych przeciwności. Choc nie robię zdjeć do magazynow, to tez coś wiem na temat tych trudności, ucze się trudnej sztuki stylizacji, gdzie ważne jest doswiadczenie. Czasem dopiero po zrobieniu dania orientuję psie co zrobilam źle. A i chetnie poczytalabym Twoj poradnik – bylby hitem ☺
Zuzia, realia są czasami jeszcze gorsze niż opisałam a opisując powstanie niektórych sesji używałabym niecenzuralnych słów (choć na co dzień nie ma ich w moim słowniku). Cóż taki to chyba jest zawód- bardzo kreatywny ale i bardzo stresujacy- przynajmniej dla mnie – perfekcjonistki z natury.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Jak zwykle można u Ciebie pocieszyć oko, gdy pogoda nie sprzyja wyjazdowi dzieci pod namiot i wszystko wskazuje, że wrócą przeziębione, jak ostatecznie i tak zabierze je mąż (bo, ja przesadzam)… se też ponarzekałam… Gdyby chociaż jedno zdjęcia, raz kiedyś wyszło mi tak, jak Twoje najgorsze, byłabym z siebie baaardzo zadowolona… wierzę, że to kiedyś nastąpi 😀 u mnie dzisiaj krupnik :-
D
Agnieszko nastąpi szybciej niż Ci się wydaje. Smacznego krupniku 🙂
Kingo, święte słowa! 🙂 Dlatego za każdym razem, kiedy dostaję propozycję zrobienia zdjęć, łącznie z wymyśleniem potrawy, zgromadzeniem produktów i jeszcze napisaniem „kilku” słów, w zamian za produkty lub, nazwijmy to, symboliczną kwotę, zastanawiam się, czy oferujący wie, ile czasu trzeba poświęcić na zrobienie jednego zdjęcia, które nadaje się, aby pokazać je światu. 😉 Podziwiam Cię, że w takim stresie jesteś w stanie stworzyć tak piękne i smakowite zdjęcia. 🙂 Pozdrawiam!
Magdo – no cała prawda o „wielkiej kasie” blogerów kulinarnych. Ja każdego mojego klienta zabieram na plan zdjęciowy i musi tam być przez cały dzień, żeby zrozumiał jak powstają zdjęcia, w których on „by chyba przesunął ten talerzyk o 5 cm. w lewo”.
qrcze, serio? zawsze klient jest przy Tobie? To b wychowawcze, ale z drugiej str to dodatkowy mega stres!..
Nie zawsze= tylko pierwszy raz- potem juz jest z górki i nie każdy – bo Ci z zagranicy nie przyjeżdżają ale oni z reguły jacyś wyedukowani są.
dziękuję za odp. to cenna uwaga: zapraszać na 1szy raz;)
haha to się uśmiałam 😀 swoją drogą piękne pomidory i jak zwykle piękne zdjęcia. warto było się tak namęczyć 🙂
Zawsze warto- tylko co się namęczysz to twoje 🙂
Kiedyś natrafiłam na post fotografa zajmującego się fotografią przyrodniczą. Fotograf ów twierdził, że praca fotografów kulinarnych to pikuś, że polega tylko na ustawieniu talerza z potrawą i pstryknięciu zdjęcia podczas gdy on musi chodzić całymi godzinami po chaszczach w poszukiwaniu ciekawych obiektów do sfotografowania. Pomyślałam wtedy, że chyba nigdy nie miał do czynienia z dobrą fotografią kulinarną. Uwielbiam oglądać piękne stylizacje pyszności, ale sama nie potrafię takiej stworzyć. Bo znajomość zasad fotografii i obróbki nie wystarczy, by stworzyć zdjęcie kulinarne, które będzie zachwycać. Trzeba wiedzieć, co ze sobą zestawić, jakich rekwizytów użyć. To nie jest przysłowiowa bułka z masłem, tyle, że ludzie niezorientowani w temacie mogą tak sądzić. Zachwycam się Twoimi fotografiami, tym, jak wszystko jest ze sobą cudnie zgrane kolorystycznie. Każdy jeden detal wpływa na odbiór całości. Szczerze podziwiam!
No tak, my pewnie nie wiemy jakie ekwilibrystyki wyrabia fotograf wild life. Widziałam kiedyś film o fotografie mieszkającym przez miesiąc w specjalnym szałasie, smarującym się jakimiś okropnościami aby zwierzęta się do niego przezwyczaiły, nie widziały go i nie czuły jego zapachu. Oni tez nie mają ciekawie.
Dziękuję za komplementy- zawsze dodają skrzydeł.
Kingo Kochana!
Ani się waż rzucać aparatem, bo kto będzie robił takie śliczne zdjęcia?!!! ; ) Każdą Twoją sesję oglądam po tysiąc razy i nigdy nie mogę się napatrzeć do syta! Pozdrawiam bardzo serdecznie i jeszcze raz dziękuję za wszystkie bezcenne rady, jakie wyniosłam z warsztatów fotografii u Ciebie : ) Ściskam serdecznie-Dorota : )
Ja Ciebie Dorotko tez pozdrawiam 🙂
Bardzo podoba mi się zdjęcie pomidorów na szarym tle, tyle w nim prostoty i spokoju, jak serweta haftowana przez babcię. A Smażone zielona pomidory to moja ulubiona książka. Teraz spróbuję je zrobić, z Twojego przepisu. Ściskam gorąco 🙂
Tak bo cała reszta zdjęć aż krzyczy i kipi od nadmiaru wszystkiego- to są wymagania Magazynu i szczerze powiedziawszy zmuszają mnie do robienia nie takich zdjęć jak lubię, czasami uda się przemycić taką perełkę jak to zdjęcie na szarym płótnie ale to tylko czasami. Ogólnie ma być „na BOGATO”- więc się męczę i robię coś wbrew sobie. No już kończę bo ostatnio strasznie narzekająca się zrobiłam.
Och a smażone pomidory są PYSZNE, polecam.
Zdjęcia są cudowne!!!! A fotografia kulinarna diabelnie wymagająca… ja swoją przygodę z tą dziedziną sporto-sztuki postanowiłam przełożyć na za 15.lat, gdy dziecko będzie na tyle duże, bym miala chociaż kilka minut na ustwienie się i pstryknięcie… 🙁
Myślisz, że Twojemu dziecku zajmie aż 15 lat aby dać Ci choć chwilę swobody w ciągu dnia? Mojemu zajęło zaledwie 3, no góra 4- no muszę iść mu chyba podziękować, że się tak pośpieszył.
Podpisuję się pod tym i zgadzam w 100% 🙂 Ale myślę, że to jednak u Ciebie chwilowe zmęczenie i przepracowanie 😉 Każdy fotograf kulinarny z pasją wie, ze to wyszukiwanie pasujących przedmiotów, jeżdzenie na drugi koniec miasta po kawałek sera czy ziół to sama frajda…a jak sie znajdzie po drodze pasująca kolorystycznie ściereczkę albo nożyk u znajomych w szufladzie to już pełnia szczęścia. Fotografia kulinarna jest wymagająca. Godzinami stylizuję zupę albo sałatkę a potem słyszę: A nie można by tak mielonego bez dodatków?? grrrrr
Odpoczywaj Kingo 🙂 Pozdrawiam serdecznie x
Aga- frajda się kończy jak się zaczyna praca na poważnie i zlecenie za zleceniem. No cóż miało być świetne hobby a wyszło jak zawsze… Pozdrawiam Cię serdecznie. Jak Ci było na Sycylii ??
Uśmiałam się ,aż miło 😀 Wiesz Kingo ty masz nie tylko talent fotograficzny (właściwie to nie talent, ty jesteś taki geniusz fotograficzny , tak , tak!!!), ale piszesz tak fajnie ,że można czytać i się śmiać ,albo wzruszać
A potrawy i zdjęcia wiadomo urywają to co trzeba,świetna robota
Raz się udało mi skomentować od iluś tam nie ,ale znowu to samo 🙁
Najgorsze, że klient myśli, że to tylko pstryk i już. Nie rozumie, że to nie jest takie łatwe jak się wydaje. I jest zdziwiony, że to tak długo trwa. Najlepiej to by zapłacił za zdjęcie 5 złotych. Też czasem chce rzucać aparatem, a już szczególnie tego lata, kiedy jest tyle pochmurnych dni.