Tort bez jajek-mocno czekoladowy

O pewnej wspaniałej i dzielnej kobiecie- mojej Mamie
IMG_4381-2-horzbez
Lata 60-te dwudziestego wieku w pewnym malutkim miasteczku na ziemiach odzyskanych. Paręnaście lat temu, przesiedliła się tutaj rodzina Godlewskich wraz z trójką dzieci. Najmłodsze z nich jest teraz piękną dziewczyną liczącą sobie lat naście. Ma najzgrabniejsze nogi w miasteczku, na imię Czesia (kto tak pięknej dziewczynie dał takie imię?!!),chodzi do technikum łączności oraz na liczne potańcówki- gdzie rozrywana jest przez wszystkich chłopców. Nie ma się co dziwić, co jak co ale tańczyć Czesia uwielbia i potrafi jak mało kto.

Na jednaj z potańcówek spotyka chłopca niewiele starszego od siebie- równie pięknego i równie rewelacyjnego tancerza. Od tej pory Janusz (bo tak chłopcu na imię) nie odstępuje Czesi na krok. Walczy o jej względy bardzo długo posuwając się do różnych metod (z próbą samobójczą i pojedynkami na pięści z rywalami łącznie). W końcu się udaje. Czesia i Janusz stają się parą. Koniecznie chciałoby się dodać „parą na dobre i na złe”, jednak życie dość szybko zweryfikuje to stwierdzenie.

      W wieku osiemnastu lat Czesia zachodzi w ciążę. (W tej rodzinie gen płodności u kobiet jest bardzo silny- historia pokaże to jeszcze nie raz). Póki może ukrywa to przed rodzicami, przecież to dopiero koniec lat sześćdziesiątych w pruderyjnym małym miasteczku na końcu świata. Póki brzucha nie widać Janusz z miłą chęcią spotyka się z Czesią i snuje plany na przyszłość. Jednak kiedy ciąża staje się bardziej widoczna- dezerteruje i zostawia dziewczynę. Zdecydowanie nie potrafi stanąć na wysokości zadania.

     Czesia zostaje z kłopotem zupełnie sama. Na początku rozpacza nad swoją sytuacją i niewdzięcznością chłopaka jednak szybko bierze się w garść i postanawia stawić czoła problemowi. Czy właśnie dziewczyna zmieniła się w kobietę? Czy to już? Trudno powiedzieć, jednego możemy być zdecydowanie pewni- Czesia właśnie odkryła sposób na swoje niełatwe życie- Być silną, nie poddawać się i z dumą przyjmować przeciwności losu- to odtąd staje się jej życiową dewizą.
Zawiadamia o ciąży rodziców, wyjaśnia im sytuację. Nie obywa się bez łez i dyskusji do białego rana oraz przekonywania rodziców, że to przecież nie wypada, że panna z dzieckiem, że taki wstyd, że może Janusz pójdzie po rozum do głowy. Czesia nie chce o tym słyszeć. Już postanowiła- skończy szkołę (z brzuchem czy bez, co za różnica), pojedzie na studia i wychowa dziecko sama. Jak sobie da radę? Jakoś sobie da!
14 czerwca 1970 roku przychodzi na świat piękna dziewczynka. Czesia daje jej na imię Agnieszka i odkrywa, ze nie ma na świecie piękniejszego uczucia niż być matką. Wszystko zaczyna się powoli normować (jeśli w jej sytuacji o „normie” można w ogóle mówić) i wtedy zupełnie niespodziewanie Janusz „przychodzi po rozum do głowy”. Zaczyna odwiedzać Czesię, choć ta zdecydowanie sobie tego nie życzy i odprawia go z kwitkiem nawet wtedy kiedy jej się oświadcza.Co to za ukochany, który zawiódł w czasie największej próby!

      Do akcji wkracza wtedy ojciec Czesi, dziewczyna kocha go nad życie. Ojciec błaga i przekonuje aby dała chłopakowi szansę. Kiedy trafia na mur oporu- używa argumentu ostatecznego- obraża się i przestaje się do córki odzywać. Tego Czesia nie jest w stanie długo znieść, za bardzo kocha ojca. Poddaje się po długim miesiącu cichych dni i w końcu bierze ślub z Januszem.

     Czy to już koniec? Czy można napisać „żyli długo i szczęśliwie”? Czy Janusz w końcu stanie na wysokości zadania?….. Niestety nie.

      Jak przewidywała Czesia a czego nie byli w stanie lub nie chcieli zobaczyć jej rodzice- życie z Januszem nie będzie łatwe. Chłopak nie może znaleźć pracy, znika na całe dnie z domu, nie pomaga przy dziecku. Kiedy w końcu udaje mu się jakąś pracę znaleźć całe wypłaty zaczyna przegrywać w karty bo… okazuje się, że jest nałogowym hazardzistą. Dochodzi do tego problem alkoholowy i szybko Janusz zaczyna znikać z życia Czesi lądując coraz częściej w areszcie. Gdzieś pomiędzy jednym pobytem w więzieniu a drugim, półtorej roku po pierwszym (1 stycznia 1972roku)- przychodzi na świat druga córka Czesi i Janusza. Ma ogniście marchewkowe kręcone włosy i od początku jest niesfornym dzieckiem, na imię dostaje Kinga 🙂 .

     Czesia zaczyna sobie zdawać powoli sprawę, że życie to nie jest bajka. Dorasta i weryfikuje swoje plany. Jest dla niej oczywiste, że na Janusza nie ma co liczyć, że trzeba się z życiem brać samemu za bary. Z dwójką małych dzieci nie będzie to łatwe ale nikt nie obiecywał, że łatwo będzie. Wychowując dwoje małych dzieci oraz walcząc z mężem alkoholikiem i hazardzistą udaje jej się skończyć wieczorowo szkołę i zdobyć pierwszą pracę.
Rodzice pomagają w opiece nad malutkimi córeczkami, kiedy Czesia jest w pracy. W czasie wolnym jednak Czesia zajmuje się dziećmi sama- bardzo je kocha i chce aby tej miłości starczyło za dwoje: za wspaniałą matkę i za nieciekawego ojca, którego w życiu tych dzieci coraz mniej. Może nawet to i lepiej bo kiedy się w końcu pojawia najczęściej jest pijany. Im większe stają się dzieci i więcej zaczynają rozumieć tym większa staje się determinacja Czesi aby zapewnić im stabilny, bezpieczny i pełen miłości dom. Odkrywa w sobie siłę o którą siebie nie podejrzewała. (siła, wiara, nadzieja, miłość- zastanawialiście się kiedyś dlaczego te wyrazy są rodzaju żeńskiego?).

     Wbrew całemu światu, wbrew rodzinie, wbrew najbliższym, wbrew znajomym- mówi D O S Y Ć. Któregoś pięknego dnia pakuje wszystkie rzeczy swojego męża, wystawia je przed drzwi i więcej nie wpuszcza go ani do domu, ani do swojego życia. Nie jest to łatwe, ale im więcej awantur ją to kosztuje im więcej nieprzespanych nocy z dobijającym się do drzwi pijanym mężem tym bardziej zaczyna rozumieć, że oto podjęła w swoim życiu brzemienną w skutki lecz jedyną słuszną decyzję. Jeszcze tego nie wie ani ona ani tym bardziej jej 2 małe córki, że… właśnie nauczyły się (patrząc na przykład swojej Mamy) jednej z najważniejszych lekcji w życiu.

     Po 40 prawie latach jedna z tych córek streściłaby Wam tą lekcje mniej więcej tak : nigdy nie pozwól sobie na bycie ofiarą, bądź silna i uwierz w siebie. Potrafisz zrobić absolutnie wszystko i nikt nie ma prawa decydować o Twoim życiu- tylko Ty sama. Walcz o siebie bo nikt nie zrobi tego za Ciebie. Kochaj tych, którzy Cię kochają- całym sercem, tym, którzy chcą Cię wykorzystać- powiedz zdecydowane NIE. Nie będzie łatwo, bo to niecodzienna postawa. Nie obędzie się bez wyrzeczeń i trudności ale w ostatecznym rozrachunku patrząc codziennie w lustro powiesz Sobie- DAŁAM RADĘ i pozostałam wierna sobie i swoim ideałom a to w życiu jest NAJWAŻNIEJSZE.

IMG_4130-horzff

      Takich fundamentalnych lekcji, które dostałam w życiu od mojej Mamy jest dużo więcej. O wielu z nich wiem od dawna, niektóre zrozumiałam dopiero wtedy kiedy sama mamą zostałam. Niektóre objawiają się dopiero teraz kiedy staje się dojrzałą kobietą. Im starsza jestem im więcej ludzi i ich życiowych problemów i skomplikowanych sytuacji poznaje, tym bardziej pojmuję, jak wielkie miałam szczęście- mając w życiu TAK WSPANIAŁĄ MAMĘ i ze to kim jestem w wielkiej mierze zawdzięczam jej i wspaniałemu domowi, który, pomimo wszystko, potrafiła nam stworzyć.

    Jak choćby wtedy, kiedy 4-latka wróciła ze łzami w oczach ze swojego pierwszego dnia w przedszkolu. „Jestem ruda, piegowata i nie umiem mówić „R”. Wszystkie dzieci się ze mnie śmieją, nikt mnie nie lubi jestem do niczego”. Mama postawiła mnie wtedy przed lustrem i z wielką powagą powiedziała- Spójrz na siebie- Jesteś Piękna- miliony kobiet na całym świecie farbuje włosy na taki kolor. Nie słuchaj innych, nie mają prawa mówić Ci jaka jesteś, takie prawo masz tylko Ty sama i ci ,którzy Cię kochają. Ja cię kocham i mówię Ci- jesteś najpiękniejsza na świecie, najmądrzejsza i najfajniejsza! Powtarzała mi to tak często i taką niezliczoną ilość razy, że w końcu jej uwierzyłam, wbrew wszystkim, wbrew całemu światu. I stał się cud… bo kiedy w końcu rude dziecko pokochało i uwierzyło w siebie- nagle cały świat uwierzył razem z nim, przestał je pokazywać palcem i się z niego wyśmiewać a zaczął szanować. Kolejna ważna lekcja Mamy: uwierz w siebie, pokochaj siebie- wtedy świat też Cię pokocha.

    Jak choćby wtedy, kiedy cała moja klasa w liceum coś przeskrobała (nie pamiętam co to było, pamiętam ,że prowodyrem był syn wielkiej szychy- ordynatora miejscowego szpitala) a mnie usiłowano uczynić kozłem ofiarnym. Niespodziewająca się niczego mama poszła na wywiadówkę i zupełnie inaczej niż zwykle zamiast „ochów i achów” usłyszała wielki wykład na temat jaką to ma beznadziejną córkę. Nauczycielkę poparli wszyscy rodzice bo oznaczało to, że za grzech całej klasy (a więc i ich dzieci) odpowie tylko jedna osoba. Moja Mama wstała wtedy w środku zebrania i powiedziała- „Przepraszam Państwa ale to chyba jakaś pomyłka! Zanim zaczniemy dyskutować dalej idę do domu zapytać mojej córki jak było naprawdę!” -odwróciła się na pięcie i po prostu wyszła w środku zebrania. Wróciła do domu -wysłuchała mojej wersji- i przyjęła ją za jedyną obowiązującą. Nazajutrz wróciła do szkoły i walczyła o mnie jak lwica. Na insynuacje nauczycielki, że „przecież córka może kłamać” odpowiedziała ” Proszę Pani to jest moja córka, ona nie kłamie, kto ma jej uwierzyć jeśli ja tego nie zrobię!”. Lekcja którą z tego wyniosła buntująca się nastolatka była następująca: „Jeśli zawsze mówisz prawdę bliskim (jakakolwiek by nie była) zawsze możesz na nich liczyć. W godzinie próby staną murem po Twojej stronie bo uwierzą i posłuchają Ciebie nikogo innego”.

     Jak choćby wtedy kiedy w wieku lat 14-nastu postanowiłam przestać jeść mięso. Mama nie oponowała ani nie próbowała mi tego wybić z głowy. Dostałam za to w prezencie na urodziny książkę kucharska oraz regularne kieszonkowe na zakupy spożywcze. Od tej pory musiałam radzić sobie sama. Byłam wystarczająco duża aby podjąć decyzję stanowiącą o moim życiu?- muszę być wystarczająco dorosła aby przyjąć za nią odpowiedzialność. Nie było łatwo bo w wieku 14 lat nie umiałam gotować absolutnie nic. Miałam jednak wspaniała okazję zacząć się uczyć. Lekcja: masz prawo podejmować decyzje w życiu – jeśli to robisz masz obowiązek zając się konsekwencjami, które te decyzje niosą.

     Czy wtedy, kiedy w wieku 16 lat postanowiłam zmienić religię (i jak twierdziło i rozpaczało wielu „przystąpić do sekty”). Był to wielki cios w życiu mojej babci, która prawie przestała się do mnie odzywać. Moja Mama, o dziwo, przyjęła to z wielkim spokojem i w ramach rozsądku i mojego wieku pozwoliła na wiele. Kiedy po latach ją spytałam dlaczego nie protestowała, odpowiedziała. „Co by to córeczko dało? Byłaś tak zdeterminowana, że pewnie po prostu uciekłabyś z domu. A tak zostałaś w nim i zawsze wiedziałaś, że gdziekolwiek będziesz i cokolwiek się w Twoim życiu wydarzy złego czy dobrego zawsze możesz do domu wrócić”. Faktycznie tak było, objechałam cały świat, robiłam różne rzeczy w życiu, czasami mądre czasami bardzo nierozsądne zawsze jednak głęboko w sercu wiedziałam, że jest ktoś kto gdzieś tam w moim domu rodzinnym czeka na mnie z otwartymi ramionami- nieważne kim jestem, nieważne co zrobiłam i czy nie zrobiłam- zaakceptuje i pokocha mnie taką jaką jestem.

IMG_4302-horznap      Kiedy byłam mała i przegrywałam w jakiś zawodach niezmiennie doprowadzało mnie to do łez, nienawidziłam przegrywać. Mama wtedy brała mnie za rękę patrzyła mi prosto w oczy i mówiła. Cokolwiek zrobisz zawsze znajdzie się ktoś kto zrobi to lepiej od Ciebie, jakkolwiek nisko nie upadniesz zawsze znajdą się ludzie którzy będą jeszcze gorsi od Ciebie- nie porównuj się do nich i nie ścigaj się z nimi. Mnie nie interesują inni (czy są od ciebie lepsi czy gorsi) interesujesz mnie tylko Ty. Czy byłaś dziś lepsza od siebie wczoraj i czy jutro będziesz lepsza niż dzisiaj. To są Twoje zawody. A potem puszczając do mnie oko szeptała mi cicho na ucho: „I jeszcze pamiętaj o najważniejszym- bez względu na to czy te zawody wygrasz czy nie- ja będę Cię kochała najbardziej jak potrafię. A co ciekawsze, na całym Bożym świecie nie znajdzie się nikt, absolutnie nikt, kto będzie Cię kochał mocniej niż ja!”.

     Mamuśku, dziękuję Ci bardzo za wszystkie wspaniałe lekcje i całą Twoją miłość. Miałaś zupełną rację- nie istnieje w tym świecie bardziej bezwarunkowa i piękna miłość niż miłość matczyna. Nie każdy miał okazję doświadczyć jej w życiu w tak piękny sposób. Mnie się udało, wielka szczęściara ze mnie- NAJWSPANIALSZA MATKA NA ŚWIECIE TRAFIŁA SIĘ MNIE 🙂 .

IMG_0672bb-horz
A teraz kilka słów o samym torcie, choć to nie on (jak zdążyliście się zorientować) jest dzisiejszym bohaterem. Tort jest intensywnie czekoladowy z lekką nutą pomarańczową i wyczuwalnym smakiem powideł śliwkowych. Smakuje trochę jak śliwki w czekoladzie, trufle czekoladowe i brownie połączone razem. Jeśli chcecie możecie powidła zastąpić konfiturą pomarańczową lub zrobić tort zamiast z pomarańczą to z grejpfrutem (wtedy do przełożenia warto użyć konfitury z czarnej porzeczki idealnie komponuje się z grejpfrutem). Jak zrobić dekoracje na wierzch tortu? Bardzo prosto- wystarczy roztopioną czekoladę rozsmarować na płaskiej powierzchni, poczekać aż wystygnie i używając szpachelki zwinąć ją w ruloniki. Tutaj film jak robić proste „cygara” czekoladowe a tutaj jak z czekolady robić „dzieła sztuki”.
Dlaczego tak „mroczny tort” na Green Morning w Dzień Matki?…. bo… to kwintesencja wszystkiego co lubi moja „Najwspanialsza Mama na Świecie”. Musi być intensywnie czekoladowo, nie za słodko i z lekką nutą owocową pasującą do czekolady. A dziś przecież Jej święto, Jej dzień… więc i tort dla NIEJ. Bardzo żałuję, że tylko taki wirtualny bo nie mamy szansy dziś się spotkać. Za to wiem, że na pewno zobaczy go tutaj. Moja Mama jest moją najwierniejszą i stałą czytelniczką- zna tego bloga lepiej niż ja sama. Jeśli też lubicie tu zaglądać i inspiruje Was to co piszę to czas podziękować za to mojej Mamie. Gdyby nie Ona- ta wspaniała i dzielna kobieta- nie byłoby mnie takiej jaka jestem i najprawdopodobniej nie byłoby tego miejsca.

A Wy? Czy bylibyście tym kim jesteście- gdyby nie Wasze Mamy? Jeśli nie- koniecznie im o tym opowiedzcie. Dziś idealny dzień do takich bilansów. Nawet jeśli Wasz związek nie jest idealny (mój i mojej mamy nie jest) to jest taki jeden dzień w roku kiedy o tym wszystkim zapominamy i pamiętamy tylko to co najlepsze i najwspanialsze.  Dziś każda mama powinna się czuć jak NAJWSPANIALSZA MAMA NA ŚWIECIE.

Pozdrawiam Was wszystkich i idę czuć się wspaniale wysłuchując  wierszyków i oglądając laurki  od mojego synka. Wiecie co mu powiem dziś wieczorem kiedy będę całować go na dobranoc….. „Pamiętaj synku, na całym Bożym świecie, nie ma nikogo, absolutnie nikogo,  kto kocha Cię tak mocno jak ja”… A wiecie co on odpowie…. ” No może jeszcze… BABCIA”. Ale to już historia na zupełnie inną opowieść.

45 Komentarzy Tort bez jajek-mocno czekoladowy

  1. daretocook.pl

    Kingo pięknymi, wzruszającymi słowami ujęłaś najwspanialsze uczucie jakim możemy obdarować innych – miłość. A miłość i relacja Mama – Córka to chyba najtrudniejsza, ale i najwspanialsza relacja jakiej możemy doświadczyć. Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i ukłony dla MAMY:-)

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Magdo, masz racje Matka-córka to bardzo skomplikowana relacja ależ jaka ważna w naszym życiu.
      Pozdrawiam Ciebie i Twoją Mamę 🙂

      Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Hey Joasia,
      A u Ciebie już czereśnie!
      Zazdraszczam strasznie.
      U mnie w sadzie jeszcze malutkie i zieloniutkie.
      pozdrawiam

      Odpowiedz
  2. Izunia

    Oj, spłakałam się czytając dzisiejszy tekst. Bardzo chciałabym kiedyś poznać Twoją mamę. Musi być niesamowita. Moja ciocia też ma na imię Czesia i bardzo nie lubi swojego imienia mówimy na nią Sława. Tort wygląda niesamowicie- będę piec w sobotę.

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Ala Zuza mam rację tam powinien być jeszcze jeden link. Zuza dzięki za czujność już dodałam.

      Odpowiedz
  3. Biegałowa ;-)

    Jeju Kinga popłakałam się. Mniej wiecej znałam tę historię, ale tutaj opisałaś ją po mistrzowsku. Wzruszająca opowieść. Moc buziakow dla Mamci Czesi 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      „Mamcia Czesia” sama na pewno przeczyta, więc nie przekazuje. Dzięki za komentarz. Do zobaczenia wkrótce.

      Odpowiedz
  4. Małgosia

    Chciałabym zrobić wszystko, by kiedyś po wielu latach moje córki mogły choć w połowie tak wspaniale wspominać nasze relacje… Czasami wydaje mi się, że ja tak nie potrafię…
    No i chyba pierwszy raz czytałam z zapartym tchem nie zważając nawet na zdjęcia. Obejrzę je dopiero teraz, bo właśnie zorientowałam się, że nie mam pojęcia jak wyglądał ten cudny tort czekoladowy z nutą pomarańczy i konfiturą śliwkową…

    Wygląda dokładnie tak, jak go opisałaś… Jak złożony z czystej miłości…

    Pozdrawiam,
    Małgosia.

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Małgosiu,
      Nie zadręczaj się- po prostu bądź najlepszą Matką jaką potrafisz i Twoje dzieci w końcu to docenią.
      Ja też mam duży problem z tym, że nie jestem Matką Idealną. Kiedyś zwierzyłam się z tego problemu mojej siostrze, która ma dziecko starsze ode mnie o paręnaście lat (oj ten gen płodności w naszej rodzinie 😉 i wiesz co mi odpowiedziała. ” Wyluzuj, też przez to przechodziłam. Z tak idealną Mamą jak nasza każdy miałby wyrzuty sumienia, że nie dorasta do przykładu który wyniósł z domu”. To jest chyba jedyny minus posiadania wspaniałej Matki- trzeba się zmierzyć z tym, że nie dorasta się jej nawet do pięt, kiedy samemu zostanie się Matką.
      W życiu warto jednak zachować zdrowy rozsądek i pozostać sobą. Lepsza szczęśliwa niż idealna a nieszczęśliwa matka- to wiem na pewno.
      Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę powodzenia.

      Odpowiedz
      1. Małgosia

        Kingo, dziękuję. Ty chyba zawsze wiesz co powiedzieć 🙂 Jak będę potrzebowała kolejnego kopa w tyłek znów przyjdę. Staram się być dla moich dzieci najlepszą mamą, jaką potrafię. Tak samo, jak każda z nas i mocno wierzę, że uda mi się nauczyć moje dziewczyny jak mierzyć się ze światem i czerpać radość z życia mimo wielu przeciwieństw, jakie na nie czekają.
        Spokojnej nocy.

      2. Kinga GreenMorning.pl

        Małgosiu- JAK TY PIĘKNIE FOTOGRAFUJESZ! Byłam dziś na Twoim blogu i naprawdę było co podziwiać. Gratuluję!

      3. Małgosia

        Żartujesz, prawda? Tak wiele jeszcze muszę się nauczyć, tyle błędów jeszcze popełniam, ale nawet jeśli żartujesz, bardzo Ci dziękuję. Z Twoich ust to naprawdę ogromny komplement. Marzę o warsztatach u Ciebie!

  5. Basia z Krakowa

    Droga Pani Kingo, dziękuję za piękny tekst. Pani zdjęcia są niebiańskie, a tort skomplementuję, po upieczeniu 🙂
    Nie sposób znaleźć skondensowanego mleka o smaku kakaowym. Kupiłam tradycyjne i myślę dosypać kakao. Ile ? ze 2 łyżeczki na tubkę 150g ? Rozpuści się to kakao w tym słodkim kondensacie ?

    Podobnie z Mascarpone – opakowania są po 250g – czy jak zwiększę jego ilość do 500g, pozostawiając inne składniki w podanej proporcji uda się ten krem ?
    Chciałabym popełnić ten tort za 3 dni, na Dzień Dziecka – dla moich synów-studentów. Bardzo z góry dziękuję za Pani poradę. Z najlepszymi życzeniami 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Pani Barbaro, mleko kakaowe widziałam wczoraj w mojej wiejskiej Biedronce. Najlepsze jednak produkuje moim zdaniem Gostyń. Nie wiem czy kakao się rozpuści w mleku skondensowanym nigdy nie próbowałam. Może można je dosypać z mąką, nie wiem tylko jak to wpłynie na konsystencję ciasta? To będzie eksperyment i sama musi Pani rozsądzić ile kakao dodać. Odnośnie mascarpone to proszę użyć 500g też da radę, krem będzie po prostu mniej czekoladowy a bardziej śmietankowy. Tu nie widzę problemu. Życzę powodzenia.

      Odpowiedz
      1. Basia z Krakowa

        Bardzo dziękuję za wskazówki, powiem o moim eksperymencie za kilka dni. Mleko skondensowane mam z Gostynia.

        Czy mogłaby mi Pani jeszcze powiedzieć, czy 2 tortownice średnica 20 cm, to dobry pomysł ? Czy to takie Pani ma na myśli ? – generalnie one są w naszym handlu niedostępne w takiej wielkości, te, co mam przywiozłam kiedyś z Francji. Czy miała Pani na myśli tortownice powszechnie spotykane w PL o średnicy 26 cm ? Serdecznie 🙂

      2. Kinga GreenMorning.pl

        Pani Barbaro,
        Mogą być 20cm, (ja mam 18cm- kupione w Niemczech). Tort będzie po prostu z tych wyższych i można będzie kroić cieńsze kawałki.
        Można też w 26 cm- tort będzie po prostu niższy. Ale 26 cm, nie mieszczą się 2 na raz do piekarnika i to jest ich największy feler. Pieczenie ciast bez jajek to duża sztuka, są bardziej wymagające i nie rosną tak wspaniale jak biszkopty na pianie z białek. Dlatego pieczenie w dwóch tortownicach jest tu wskazane (ciasto będzie miało mniej do dźwigania.)

  6. Basia z Krakowa

    Droga Pani Kingo, mój pełen zachwyt i wielu moich gości nad pomarańczowym ciastem. Upiekłam je na bazie naturalnego mleka zagęszczonego (nie-kakaowego) – krem dodałam zgodnie z przepisem. Wspaniale wyrosło i rozkosznie smakowało. To ciasto i ten jego wariant czekoladowy, który wypróbuję niebawem wejdą do mojego kanonu. Bardzo dziękuję za ten pyszny przepis, już kolejny po barszczu, który wzbogacił mój kulinarny repertuar. Z mocą słów przyjaznych

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Pani Barbaro, jest Pani wspaniałym przykładem, że ten blog można nie tylko czytać i oglądać ale MOŻNA TEŻ się odważyć Z NIEGO GOTOWAĆ.
      Dziękuję, że Pani się odważa :)))

      Odpowiedz
  7. Basia z Krakowa

    Droga Pani Kingo,
    dziękuję za tyle dobrych słów od Pani ku mnie słanych.
    Z upływem czasu, wytworzył się u mnie już nawyk patrzenia najpierw na źródło skąd płynie przekaz.

    To co płynie od Pani, to przekaz spójny w słowie, obrazie i smaku, oparty na szlachetności i pięknie, wysublimowanej estetyce i wrażliwości.
    Taki rodzaj intymnego świata, zacisznej enklawy, radości tworzenia i harmonii. Ten świat do którego tęsknię, który współtworzę jak potrafię, by serce uchronić przed żałością wobec jego zanikającej obecności w naszym entourage’u.

    Bogactwo największe, myślę, osiągamy dzieląc się.

    Za to więc, że zaczerpnąć mi dane z poetyckiego i smakowitego Pani świata, dziękuję z całego serca.

    PS. Gdyby miała Pani upodobanie wypróbować pewnego dnia mój przepis na tort z samych orzechów, bez mąki, z naszego rodowego przepisu, służę chętnie 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Pani Basiu jeśli tort bez jajek- to koniecznie natychmiast- poproszę o przepis. Jeśli z jajkami i to dużą ilością to niestety nie- bo ich w swojej kuchni nie stosuję (względy religijne).

      pozdrawiam.

      Odpowiedz
      1. Basia z Krakowa

        Droga Pani Kingo, jak mi żal, że tam kopę jaj trzeba włożyć i to je w Pani wyborach dyskwalifikuje… Rozumiem.

        Raz jeszcze dziękuję za spektrum inspiracji, czekam w podnieceniu na następne.
        Ślę moc słów przyjaznych i ciepłych Pani, najbliższym i blogowiczkom 🙂

      2. Zgubiłamiła

        A czy mogę zapytać z takiej zwykłej ciekawości bez żadnych podtekstów, dlaczego w Twojej religii jajka są uważane za złe? Czy to jakaś kwestia „czystości”?

      3. Kinga GreenMorning.pl

        Znaczna część hindusów nie je mięsa, ryb i jaj. Związane jest to z zasadą ahimsy- nieszkodzenia żadnym żywym istotom. Jajko uważane było za symbol życia i tak naprawdę od wieków stanowiło zalążek życia dlatego ich nie jedzono. (teraz w systemie farmowego chowu jest inaczej, jajka są najczęściej niezapłodnione), poza tym w tradycji bramińskiej wiele pokarmów było uważanych za „niegodnych” ofiarowania Bogu (a więc i nienadających się do spożycia, bo wszystko co jedli bramini najpierw trzeba było w specjalnej ceremonii ofiarować na domowym ołtarzu). Coś co wypadło zwierzęciu spod ogona zdecydowanie do „godnego” pokarmu się nie zaliczało.
        Inaczej było z nabiałem, który pochodził od krowy- zwierzęcia szanowanego i cenionego i otaczanego opieką (do tej pory w Indiach znajdziesz goshalę -czyli odpowiednik naszych schronisk dla psów tylko tam są dla starszych ,krów, które już nie dają mleka i nikomu nie przychodzi do głowy ich zabijać- choć oczywiście znajdziesz i mnóstwo rzeźni- bo Indie niestety i zupełnie przekornie stały się właśnie największym eksporterem wołowiny na świecie).

  8. AS

    Weszłam tu dzisiaj pierwszy raz zupełnym przypadkiem i zaraz po przeczytaniu wysłałam linka do tego wpisu mojej koleżance z dopiskiem „Lekcja macierzyństwa|”.
    Jako osoba, która nigdy nie wyłamywała się w klasie z uskuteczniania „ciekawych pomysłów” i jako mama dwunastolatka uważam, że sytuacja w szkole to mistrzostwo świata.
    Podziękuj proszę swojej mamie za cenną lekcję jaką od niej otrzymałam 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      AS rozumiem cię, choć zdaje sobie sprawę, że w macierzyństwie najtrudniejsze jeszcze przede mną. Mój syn właśnie kończy 3 klasę i powoli z aniołka przekształca się w niezależnego buntownika. Wszystko trzeba wynegocjować nawet taką prostą czynność jak posłanie łóżka.
      pozdrawiam i życzę dużo wytrwałości.

      Odpowiedz
  9. Zgubiłamiła

    Dzięki za odpowiedź o tych jajkach, bo mnie to bardzo frapowało, że mleko można a jajek już nie. Ja staram się nie jeść od roku mięsa, jajka kupuję ekologiczne ale niestety nabiał lubię a wiem, że przy jego masowej produkcji krowy też bardzo cierpią..

    Odpowiedz
  10. Aniela

    Jaka piękna i wzruszająca historia … i jakże podobna do mojego dzieciństwa… brawo dla silnych, odważnych, pełnych miłości i mądrych Kobiet … Twojej … i Mojej Mamy!!!

    Odpowiedz

Skomentuj Kinga GreenMorning.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *