Mocno majerankowa zupa fasolowa

IMG_3058-horz       Przegapiłam w tym roku czas zbiorów fasolki szparagowej w swoim ogródku. Najpierw poświęciłam tak wiele czasu, żeby tą fasolkę posiać, doglądać, podlewać, pielić a kiedy przyszedł czas cieszyć się plonami tak zajęta byłam innymi „ważnymi sprawami” , że zwyczajnie zapomniałam. Jakież to znamienne dla dzisiejszych czasów. Najpierw coś tworzymy poświęcając temu wiele energii i naszego cennego czasu, dbamy o to, pielęgnujemy.  A na koniec kiedy nadchodzi czas plonów nie zbieramy ich… bo… jesteśmy zajęci „tworzeniem i pielęgnowaniem” następnej rzeczy.  Gonimy za czymś wiecznie, spiesząc się nie wiadomo po co a w międzyczasie … życie upływa nam na niedokończonych sprawach, niezebranych plonach, niewypowiedzianych słowach i niezamkniętych historiach. Przychodzi starość a my jakoś nie potrafimy pomóc naszemu życiu zatoczyć koła. Zostajemy tacy otwarci, niedokończeni, porozwalani, z tysiącami pragnień i niestarzejącym się hasłem ” I can’t get no satisfaction”.  Żyliśmy tak długo a pozostajemy jak dzieci, nie rozumiemy najprostszej lekcji, że… Na wszystko w życiu jest odpowiedni czas a każda rzecz  w tym świecie ma swój początek, środek i koniec. Nasze życie również.

No ale to zupełnie nie o tym miało dzisiaj być! A może i o tym?

zioła, fasolka       Kiedy  poszłam wreszcie po rozum do głowy, żeby zebrać fasolkę okazała się stara, łykowata i gdzieniegdzie nawet pożółkła. Pierwsza myśl człowieka wychowanego w czasach konsumpcjonizmu- „Wyrwać, wyrzucić na śmietnik, pójść do sklepu, kupić nową”. Druga myśl człowieka który choć trochę ze swoim konsumpcjonizmem stara się walczyć „zrobić z tego jakiś użytek, odzyskać włożoną w to działanie energię, nie marnować”.  Skończyło się: zebraniem wszystkich strąków, wyniesieniem krzaków na kompostownik i wieczornym łuskaniem fasoli (oraz pyszną zupą na drugi dzień).

       No i jak w takiej scenerii  i z takimi  przemyśleniami nie wrócić po raz kolejny do lektury „Traktatu o łuskaniu fasoli” Myśliwskiego?  Czytaliście tą książkę? Ja chyba z tysiąc razy. Znajduje się w moim Top 20 najlepszych książek. Cała jest popodkreślana i pełna notatek na marginesie. Można powiedzieć, że ją nie tylko przeczytałam ale i przestudiowałam. W 2007 roku Wiesław Myśliwski dostał za nią  NIKE- moim zdaniem całkiem zasłużenie.

traktat o łuskaniu fasoli       O czym jest „Traktat o łuskaniu fasoli” ? Ba! Żeby to sprecyzować trzeba by talentu literackiego Myśliwskiego. Specjalnie przeczytałam większość recenzji tej książki dostępnych w Internecie, żeby zobaczyć czy ktoś trafił w sedno. Nikt! Więc i ja się nie porywam. Bo co Wam napiszę, że ” to monolog rzeka, który wygłasza główny bohater do swojego nieoczekiwanego gościa podczas wspólnego łuskania fasoli”, że to „metafizyczne poszukiwanie sensu ludzkiego życia”, że „autor zadał w tej książce wszystkie najważniejsze pytania, które powinien sobie człowiek w życiu zadać”,  że ” to studium ludzkiego losu i zaduma nad tym czy rządzi nim przypadek czy przeznaczenie”? Oczywiście to wszystko jest prawdą ale jakże wybiórczą. Kunszt tej książki, jak i całej twórczości Myśliwskiego polega na opisywaniu rzeczy zwykłych, prozaicznych w filozoficzny sposób lub na odwrót może- opisywaniu głęboko filozoficznych tematów w zwykłych i prostych słowach??  Tylko Myśliwski potrafi napisać 20 stron książki „o przymierzaniu 1 kapelusza”, cały rozdział „o chrapaniu i jego ontologii”, epopeję o „schodach wiodących na półpiętro”, poemat o ” grze na saksofonie” czy  traktat o „łuskaniu fasoli”. Z pozoru proste i prozaiczne wręcz rzeczy czy sytuacje są przez niego drążone i przedstawiane w bardzo głęboki, przenikliwy, wręcz metafizyczny sposób. Jego bohaterzy to prości ludzie, którzy w prozie życia znaleźli odpowiedzi na pytania od wieków zadawane przez filozofów.

        Oto parę podkreślonych przeze mnie w książce cytatów:traktat o łuskaniu fasoli O WOLNOŚCI:

„Wolność , już w samym słowie, można powiedzieć ,kryje się jej zaprzeczenie. Podobnie jak w najpiękniejszym złudzeniu tli się rozpacz. Bo jeśli rozumieć to jako wolność od wszystkich przymusów to również od siebie. Przecież człowiek sam dla siebie jest najbardziej dokuczliwym przymusem. Często trudnym do zniesienia (…) Gdy tak nieraz się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że wolność to tylko słowo, jak wiele takich słów. Nie znaczą, co chciałyby znaczyć, bo to niemożliwe. Za wysoko mierzą i dosięgły złudzeń. I nie ma się co dziwić, skoro całe nasze życie to jedno pasmo złudzeń. Kierują nami złudzenia, powodują nami złudzenia. Złudzenia nas pchają, wstrzymują, wyznaczają nam cele. Rodzimy się ze złudzeń i śmierć też jest tylko przejściem z jednego złudzenia w inne.” (Ci wszyscy z Was, którym nieobca jest filozofia wschodu-powiedzcie: Czyż nie jest to kwintesencja opisu MAYI (iluzji otaczającego nas świata) ?)

O SŁOWACH:

„I żeby przez te wszystkie lata jeden do drugiego powiedział: -Masz tu gazetę.- Może nawet wystarczyłoby to jedno zdanie. Bo kto wie, czy w tym jednym zdaniu nie powiedzieliby sobie tego, czego nie powiedzieli przez te wszystkie lata. O w jednym zdaniu może się dużo zmieścić. Zdanie jest wymiarem świata, powiedział filozof. Tak, on. Czasem sobie myślę, czy nie dlatego tyle słów musimy przez życie powiedzieć, aby się mogło z nich wytopić to jedno zdanie. Jakie? Każdemu jego własne. Które mógłby człowiek w przypływie rozpaczy powiedzieć i nie skłamałby. Przynajmniej wobec siebie.”

” Milczenie też głos. I także słowa. Tylko, żeby tak powiedzieć, słowa, które straciły wiarę w siebie.”

O HISTORI:

„Nie pamiętam już , na której budowie pracował taki jeden w planowaniu. (…) Nie miał głowy do wódki , upił się i zaczął wygadywać, że go historia oszukała. Wyobraża Pan sobie, historia go oszukała. Jakby historia mogła kogokolwiek oszukać. To my oszukujemy wciąż historię , w zależności czego od niej chcemy. Zresztą według mnie każdy żyje za siebie i każde życie jest osobną historią. Że próbujemy to wlać w jedno naczynie, w jeden bezmiar, z tego nie wynika jeszcze prawda o człowieku.(…) Nic nie istnieje przecież w ogólności , a tym bardziej człowiek. Nie wiem skąd Pan na ten świat patrzy. Ja patrzę, tak jak Panu opowiadam z tej czy innej budowy. Byli to zawsze pojedynczy ludzie, jeden do drugiego niepodobny. Mówiło się załoga, tak jak mówi się historia, ale to tylko na zebraniach.”

O DZIECIŃSTWIE:

W tym wieku może się i wielu rzeczy nie rozumie, za to czuje się głębiej niżby się rozumiało. Nie mówiąc, że widzi się wszystko, widzi na przestrzał. Życia nie da się przed nikim zasłonić, a tym bardziej przed dzieckiem. Nie ma takiej kurtyny, żeby można zasłonić. Dziecko nawet przez kurtynę widzi. Czasem sobie myślę: czy to nie dzieci są naszym sumieniem. Potem coraz mniej się widzi. Świat już nie chce się tak w oczach odbijać. A dziecko nie musi nawet patrzeć . Świat mu się sam pod powieki wciska. Świat jest jeszcze wtedy przezroczysty. Niestety wyrasta się z tego. Dzisiaj trudno mi uwierzyć, że byłem kiedyś i ja dzieckiem. Pasłem krowy ale jakiż to dowód.”

O PAMIĘCI:

„Zresztą czymże jest pamięć, jeśli nie udawaniem, że pamięta się.. A to przecież jedyny nasz świadek, że byliśmy. Zależymy od pamięci jak las od drzew, a rzeka od brzegów. Powiem więcej, według mnie stworzeni jesteśmy przez pamięć. Nie tylko my, świat w ogóle. Toteż tak długo powinniśmy żyć na ile pamięć nam pozwala. (…) A zna Pan inną miarę życia?”

O MUZYCE:

„Bóg jest muzyką, a dopiero potem wszechmocą”

” Najpierw nabijał mi głowę, że saksofon to nie tylko narzędzie do grania. Złością gniewem czy obrazą nic u niego nie wskórasz. Cierpliwością i pracą. Pracą i sumiennością. Jeśli będziesz chciał, żeby saksofon się z tobą zbratał niczym dusza z ciałem, musisz się i ty otworzyć przed nim. Nie będziesz przed nim nic ukrywał to i on nie będzie przed tobą. A na każdy twój fałsz zatnie się i nie popuści. Ani wyżej ani niżej choćbyś płuca wydmuchał. Nie wystarczy zresztą płucami. Będzie grał, a będzie martwy. Musisz całym sobą grać, także swoim bólem, swoim płaczem, swoim śmiechem, nadziejami, snami, wszystkim co jest w Tobie, całym twoim życiem. Bo to wszystko muzyka. Ty jesteś muzyką, nie saksofon.”

O MIŁOŚCI:

” No i niech Pan mi powie, czy to była miłość? Według mnie miłość to niedosyt istnienia. A my byliśmy obolali istnieniem. Ona, co prawda, była  kilka lat ode mnie młodsza, ale upłynęło już sporo odkąd przestała być młoda. (…) Nie podejrzewała zapewne, że gdy patrzyłem na nią , jak się rozbierała, czułem coś takiego, jakbym stawał się bogatszy o wszystkie jej obolałości, o jej cierpienia, o jej przemijanie. (…) Nie, nie o to chodzi, że współcierpiałem z nią. Czy zresztą miłość potrzebuje współcierpienia? Chodzi mi o to, że odczuwałem jej istnienie jako moje istnienie. Pyta Pan co to znaczy? To, że jakby Pan całe brzemię czyjegoś istnienia chciałby wziąć na siebie. (…) Na sama taką , choćby wyobrażoną, możliwość, czułem, że chce mi się znowu żyć. Mówi Pan, ze to niemożliwe. (…) Tylko wobec tego co powinno być miara miłości? Jeśli pod tym nic nie znaczącym słowem pan i ja to samo byśmy rozumieli? Według czego mielibyśmy ją odczuwać? Według pożądania ciała. Ciało ma swój kres…”

majeranek, fasolka       Jeśli są wśród Was Ci którzy czytali już „Traktat…” (lub może znajdą się tacy, którzy po książkę sięgną po przeczytaniu tego tekstu) proszę spróbujcie odpowiedzieć mi na pytanie:  Czy tak jak ja uważacie, że „przypadkowy gość, który przyszedł kupić fasoli” i któremu bohater opowiada całe swoje życie to po prostu… jego śmierć? Żaden z krytyków literackich nie pisze o tym wprost (może im nie wypada, może to za banalne). Mnie się jednak tak wydaje, szczególnie po tym cytacie:

       „Źle Pana zrozumiałem?   To widocznie nie o tym samym mówimy.   O tym samym?   W takim razie dlaczego dopiero teraz Pan się zjawia? Dlaczego nie wtedy? Były i inne okazje. Nie musiałbym aż dotąd udawać. To prawda, że całe życie musimy udawać, aby żyć. Nie ma chwili, żebyśmy nie udawali. I nawet sami przed sobą udajemy. W końcu jednak przychodzi taka chwila, że nie chce nam się dłużej udawać. Stajemy się sami sobą zmęczeni. Nie światem, nie ludźmi, sami sobą. Tylko nie sądziłem, że to już.”

majeranek, fasola łuskana
No i jeszcze na koniec może będziecie tak uprzejmi i podpowiecie mi jak to teraz zgrabnie spuentować ?  Jak po takiej dawce mądrości nawiązać do przepisu na zupę fasolową? (przepyszną!) Że, co? Że nie da rady? Że, trzeba by mieć talent Myśliwskiego? Macie zupełna rację. Ja takiego talentu nie mam  więc się nie porywam. Życzę Wam tylko ciekawej lektury i smacznego.

8 Komentarzy Mocno majerankowa zupa fasolowa

  1. Anandamai

    Filozofia życia pomieszała się z kuchnią wyszła Wielka Sztuka ! Dzięki Cintamani Dasi, na pewno przeczytam traktat o łuskaniu fasoli i na pewno ugotuję zupę z własnoręcznie wyłuskanej fasoli , muszę tylko poczekać aż przerośnie , bo u mnie późno siana. Ja już dawno odkryłam , że w pozornie zwykłych codziennych sprawach , kryje się filozoficzna głębia , jak i w prostych daniach głębia smaku !

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Anandamai, dzięki za wspaniały komentarz i celne spuentowanie moje wpisu. Ostatnie zdanie twojego komentarza zupełnie jak z „Traktatu..” polecam Ci lekturę- nie zawiedziesz się. Uściski dla synka.

      Odpowiedz
  2. Konwalie w kuchni

    Pośpiech i pogoń za materialnymi dobrami to symbol naszych czasów, niestety, a wystarczyłoby żyć trochę bliżej natury, podpatrywać, korzystać z jej mądrości i nasze życie wyglądałoby zupełnie inaczej. Bo cóż jest bardziej satysfakcjonującego, niż hodowanie, pielęgnowanie i zbiór własnych plonów, z których można wyczarować taką pyszną zupę:) Jak słusznie zauważyłaś, na wszystko w życiu jest odpowiedni czas i nie warto na siłę się z nim przepychać.
    Po lekturę sięgnę na pewno:)

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Konwalie w Kuchni,
      Ja też doświadczam, że „uprawiane ogródka” i praca z ziemią to najlepsze remedium na pośpiech dzisiejszych czasów. Tak z pozoru zwykłe czynności jak siane, pielenie, kopanie czy podlewanie sprowadzają Cię w inny bliższy natury człowieka wymiar. Czujesz pokorę i to, że jesteś częścią (a nie Panem) tego ekosystemu.
      Pozdrawiam serdecznie i gratuluję pięknego bloga (zajrzałam z przyjemnością!).

      Odpowiedz
  3. margot

    Książki nie czytałam, ale chętnie przeczyta, po takiej jej recenzji.
    Ja zauważyłam ,że dla mnie( nie chodzi o rzeczy materialne) cenniejsze jest to co nie tracę , niż to co zyskuję. Gonienie za czymś tam ,a nie zauważanie tego co jest obok na wyciągniecie reki, albo i bliżej jest ostatnio na porządku dziennym ,a ja nie chcę tak.
    A zupa z świeżej fasoli to w mojej rodzinie tradycja, moja mama namiętnie hoduje fasole(różne) gdzie się da i po zbiorach czy w trakcie zbiorów taka zupa musi być
    Kinga , jak zwykle zachwycające zdjęcia i to fasoli , zwykłej niby ,a u ciebie czarownej

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Ala, wielkie dzięki.
      Też bym tak chciała jak Ty być usatysfakcjonowaną tym co „tu i teraz”- to kwintesencja szczęścia i spokoju umysłu. Ja niestety jestem niespokojny duch, wiecznie gnam i gonię jakieś marzenia i nieosiągalne plany. Ścigam się, ze wszystkimi i sama z sobą. Walczę z tym ale nie do końca mi wychodzi. Pozdrawiam Ci serdecznie i dziękuję, ŻE JESTEŚ.

      Odpowiedz
  4. Laura

    No i dodałam za kwaśnej śmietany, ale i tak wyszła smaczna 🙂 Czekam na kolejne inspiracje kulinarne. Ułatwiasz mi moją wegetariańską podróż po ziemi 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Laura, nawet nie wiesz jaką radość sprawiłaś mi swoimi komentarzami. Pierwszy, żywy dowód na to, że ktoś ugotował coś z tego bloga (i że mu nawet smakowało). A do tego pofatygował się, żeby sprawić mi wielką radochę i pochwalić się tym tutaj. Dziękuję Ci bardzo. Obiecuję więcej inspiracji. Pozdrawiam.

      Odpowiedz

Skomentuj Kinga GreenMorning.pl Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *