Spacery fotograficzne

Dzień Dobry, Moi Drodzy! Dziś mam dla Was garść kadrów, które powstały podczas moich licznych ostatnio spacerów fotograficznych. Do „wyjścia w miasto z aparatem” zainspirował mnie brother in photography- Marcin -wielkie dzięki!.
Kiedy zamieniasz swoją fotograficzną pasję na zawód i zaczynasz naprawdę dużo pracować, najczęściej, prędzej czy później przydarza Ci się coś co nazwano bardzo trafnie „wypaleniem zawodowym”.    Póki wypalenie dotyka tylko pracy zawodowej- najlepszą metodą jest- równoważenie pracy zawodowej innymi przyjemnymi aktywnościami. Np. znalezienie sobie hobby, które stanie się naszą pasją, doda energii, powodując, że znowu nam się „zechce chcieć”.
    Gorzej, jeśli wypalenie zawodowe dopada nas kiedy nasza praca i pasja to jedno i to samo. Wtedy naprawdę zaczyna być niewesoło. Uwierzcie, wiem co mówię.
    Fotografia kulinarna nigdy nie miała być moim zawodem. Od początku miała być raczej hobby, które, mnie, nałogowej pracoholiczce, pozwoli pracować mniej. Da odskocznię i pozwoli zaangażować się w zajęcie twórcze bez stresu i napięć.
    Ale jak to u mnie bywa „miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle”- czyli znalazłam sobie hobby fotograficzne po to żeby pracować mniej a… ostatecznie zrobiłam sobie z hobby nową pracę, w której zaczęłam pracować DUŻO więcej.
     Do jakiego stanu się doprowadziłam zrozumiałam ostatecznie, kiedy w 2017 roku jedna z marek fotograficznych, zaproponowała abym stała się jej ambasadorem i koniecznie chcieli mi przysłać jeden ze swoich aparat do testów. Dzielnie i uprzejmie odmawiałam ale Pani nie dawała za wygraną.
   W końcu, żeby dać sobie odrobinę czasu, napisałam do przemiłej Pani z działu promocji, że właśnie jadę na urlop i nie będę miała jak testować sprzętu. Na co Pani z wielkim entuzjazmem odpisałam, że przecież wakacje to najwspanialszy czas z aparatem, tyle możliwości na robienie zdjęć, etc.
    Wtedy ja, nie zapomnę tego do dziś, siadłam do maila i odpisałam: „Droga Pani Magdo, jestem obecnie na takim etapie moje pracy zawodowej, że kiedy przyjeżdżamy na wakacje, pierwszą rzeczą jaka oznajmiam wszem i wobec jest „Niech mi się tylko nikt nie waży wyciągać przy mnie aparatu fotograficznego!!!”.
   I wtedy w końcu do mnie dotarło, że „coś jest tutaj nie tak”, że to nie tak miało być, że dużo przez te wszystkie lata się nauczyłam i osiągnęłam ale… chyba nieopatrznie też parę rzeczy  zgubiłam.
    Od tamtej pory zaczął się mój żmudny proces odzyskiwania mojej pierwotnej radości z robienia zdjęć. Wracania do równowagi, walki o odzyskanie utraconej (lub może bardziej zagubionej) gdzieś pasji.
   Zaczęłam od porządnych wakacji i odpoczynku- pomogło na chwilę. Potem znacznie zredukowałam ilość przyjmowanych zamówień na sesje- znowu malutki kroczek w dobrą stronę.
Jednak cały czas miałam takie momenty, że musiałam się zmuszać żeby wejść do studia. A fotografia to zawód, jak każdy gdzie w grę wchodzi kreacja- bardzo wymagający. Przez jakiś czas oczywiście możesz pracować na tzw. rezerwie ale kiedy wyczerpują Ci się zasoby po prostu kończy się kreatywność. Nie masz z czego nalać. Pustka.
Wyobraźcie sobie, że „u szczytu mojej kariery” był taki czas, kiedy chciałam powiesić aparat na gwoździu w piwnicy i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek byłam fotografem. Był czas, że na gwałt szukałam nowego hobby, które mogłoby być odskocznią od fotografii.
   Potem nadszedł tragiczny sierpień 2017 roku i moje życie wywróciło się do góry nogami (ale to zupełnie inna historia, na pewno nie na dziś) i sprawy fotograficznego wypalenia na dwa lata stały się najmniejszym problemem mojego życia.
  Kiedy jednak posprzątałam trochę po trzęsieniu ziemi w moim życiu i zaczęłam wracać do równowagi- jak bumerang wrócił problem satysfakcji z fotograficznego procesu kreacji.

Znowu zaczęłam szukać sposobu aby to co robię robić z radością. I jak do tej pory największą pomocą okazały się spacery fotograficzne. Takie niespieszne, bez przymusu, bez presji, bez oczekiwań, bez deathline’ów. Po prostu ja, przyroda i aparat przewieszony przez ramię. (no dobra, żeby nie było, że oszukuję, czasami też ktoś fajny u boku na tym spacerze  się znalazł 🙂 ).
Na nowo odkrywam frajdę z patrzenia na świat przez zaczarowany kalejdoskop obiektywu oraz z odkrywania piękna w rzeczach zwykłych i prostych. Znów zaczęło mi się chcieć, przestałam patrzeć na aparat jak na wroga, nawet zaczęłam się zastanawiać jak tego mojego olbrzyma zabrać ze sobą w podróż do Indii, w którą wyruszam już w tą niedzielę. Postaramy się Wam przywieźć stamtąd parę pięknych chwil ale nic nie obiecujemy… bo wiecie „bez przymusu, bez oczekiwań, bez spinania się…”. Czego i Wam w fotografii życzę. Amen.

9 Komentarzy Spacery fotograficzne

  1. Viola

    Och, jak bardzo to rozumiem Kinga…Zdjęcia jakie świeże i piękne! Czuć oddech. Ja moje spacery nazywam artystyczną randką, lubię te samotne zwłaszcza, kiedy nikt na mnie nie czeka (czytaj: wiem, że mogę wtedy bezkarnie się wlec i gapić na co chcę i ile chcę). Pozdrawiam ciepło.

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Wiesz Violu, ja mam ten przywilej, że mam u boku na tych spacerach ostatnio innego fotografa (-ów), który rozumie, wie i czuje o co chodzi. Kogoś, kto nie pyta „Skończyłaś już?” kiedy ja jeszcze nawet dobrze nie zaczęłam 😉 Za to cierpliwie czeka i zachwyca się ze mną.

      Odpowiedz
  2. Kamila

    Hej Kingo, zdjęcia do schrupania <3! Wiem dobrze, że można się zatracić w pasji i przekroczyć granicę, po której już nie ma takiej frajdy. Ale chyba najważniejsze to sobie to uświadomić i jak Ty szukać innych aspektów. Ściskam mocno!

    Odpowiedz
  3. Małgosia z Akacjowego Bloga

    Mam nadzieję, że odzyskasz radość z fotografowania, bo jesteś w tym mistrzynią. Kryzysy, upadki, trzęsienia ziemi są częścią życia każdego z nas. Te czasem smutne czy wręcz przytłaczające chwile niosą w sobie też pozytywną zmianę. Ja mam też z kim chodzić i robić zdjęcia, a kiedyś było inaczej 😉 Życzę samych pozytywnych zmian, oswojenia na nowo przyjemności robienia zdjęć i radości z tego co codzienne. Podróż do Indii to podróż do fotograficznego raju. Samych przyjemności 😉 Piękne zdjęcia w poście. Uściski ode mnie, choć się nie znamy, czuję pokrewieństwo… 🙂

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Witam Małgosiu,
      jak pięknie na Waszym Akacjowym blogu.
      Jestem zauroczona 🙂
      Odnośnie trzęsień ziemi i pozytywnych zmian- to jestem jeszcze na etapie sprzątania zgliszczy… ale to już i tak dalej niż pobojowisko 😉
      Ściskam cię mocno kochana i …tak, zdecydowanie widzę pokrewieństwo.
      ps. Mam nadzieję, że prędzej czy później będzie się nam dane spotkać gdzieś, kiedyś nie tylko wirtualnie.

      Odpowiedz
  4. Ala

    Kingo wiesz jak ja uwielbiam twoje fotografie i bardzo trzymam kciuki,żebyś s powrotem to lubiła robić

    Nie wiem ,co się tobie w życiu przytrafiło, ale trzymam kciuki,żebyś była szczęśliwa

    Odpowiedz
  5. Aurelia

    Dziękuję za ten post 🙂 Czas kopnąć się w tyłek i wygrzebać aparat z kartonów. Od przeprowadzki zawsze znajdzie się coś ważniejszego… a tymczasem piękna jesień za oknem.

    Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *