Tort bez jajek- truskawkowo-poziomkowy

IMG_5669-tile

         Wiem, wiem, już po sezonie truskawkowym. Miałam zachować przepis na następny rok ale sobie pomyślałam, że przecież szkoda, że możecie użyć innych owoców. Mamy cały czas sezon na: maliny, jeżyny, porzeczki, borówki, jagody, brzoskwinie, winogrona, morele. Wszystkie będą dobre do tego ciasta. IMG_4544ffb-(1)-copy-tile
Tort jest bardzo prosty w wykonaniu i cały pachnie oraz smakuje latem. Jeśli nie chce się Wam odcedzać jogurtu użyjcie więcej mascarpone i więcej soku z cytryny do kremu. Jeśli nie macie wegetariańskiej galaretki, użyjcie dżemu lub kisielu owocowego. Dzieci uwielbiają ten tort i chętnie go jedzą (co nie jest taką oczywistością jak wie każda mama). Dlatego z całego serca rekomenduje dzisiejszy przepis jako tort urodzinowy dla Waszych pociech. IMG_4655-tile        Podobno w niektórych częściach Polski cały czas są truskawki ( w moim lokalnym warzywniaku w każdym razie sprzedają). A jeśli chodzi o poziomki to każdy kto ma je w ogródku wie, że zaraz zaczną owocować drugi raz. Oczywiście te z ogródka choć większe i czerwieńsze nie mogą się równać smakiem do tych zbieranych w lesie i na dzikich polanach.

       Mieszkam w lesie, więc mam tej przywilej, że wystarczy wyjść przed dom by na trawniku pod drzewami nazbierać dzikich leśnych poziomek prosto z krzaczków. Żeby jednak zrobić takie zdjęcie jak poniżej muszę wstać rano i nazbierać świeżych poziomek jako pierwsza. Jak zaśpię poziomki oberwie jakiś domownik lub jeden z naszych licznych gości. To zawsze jest wyścig, tak samo jak z szukaniem grzybów na naszym domowym trawniku (poczytajcie tutaj). W tym roku mi się udało! Moje portfolio poszerzyło się o parę naprawdę dobrych zdjęć poziomek.

      Życzę powodzenia z pieczeniem tortu- to naprawdę nie takie straszne jak się wydaje i na pewno nie takie skomplikowane jak brzmi mój opis. Wśród licznych talentów danych mi od Boga nie ma niestety daru „klarownego, skondensowanego i oszczędnego wypowiadania się” 🙂 No cóż! Jak mawiała moja Babcia „nie można mieć wszystkiego bo się od tego w głowie przewraca.” Pozdrawiam upalnie. Lato trwaj! strawberry



Marchewkowe ciasto

IMG_5413-horz

       Dziś o moim wiecznie nieudanym cieście marchewkowym. Korzystając z paru świątecznych wolnych wieczorów postanowiłam spędzić  je na pieczeniu perfekcyjnego ciasta marchewkowego. Ciasto to a raczej jego doskonała wersja staje się powoli moja obsesją kulinarną.  Zważywszy na to ,że jest koniec grudnia a w moim ogródku cały czas rosną marchewki pomyślałam: „jeśli tej dziwnej zimy rosną marchewki to może wydarzy się cud i mnie w końcu uda się ciasto marchewkowe?”. Wyszukałam parę przepisów, zapytałam parę autorytetów, podyskutowałam na paru forach internetowych i zabrałam się do pracy.

        Internet (wspaniałe narzędzie!) pozwala w obecnych czasach piec ciasta korzystając z porad tysięcy osób na całym świecie i to bardzo często udzielanych w czasie rzeczywistym. I tak wczorajszego wieczoru piekłam 3 bezjajeczne ciasta marchewkowe na raz korzystając z przepisów i porad na żywo udzielanych przez : Anglika pochodzenia włoskiego mieszkającego aktualnie na Kostaryce, rodowitej Amerykanki z Teksasu  i hinduski z Durbanu w RPA. Taka mieszanka spotkała się tego dnia na jednym z forum kulinarnym.

       Wszystkie 3 ciasta nie udały się. Po raz kolejny po prostu nie wyszły. „Co mogło pójść nie tak? ” zapytałam na forum i dostałam wiele hipotetycznych odpowiedzi o złej konsystencji, złej temperaturze lub czasie pieczenia. Mailowa dyskusja trwała jeszcze jakiś czas aż wreszcie podsumował ją Anglik. Znamy się wirtualnie od ponad 2 lat więc mógł pozwolić sobie na takie stwierdzenie: ” Może jednak te ciasta Ci wyszły? Może problem nie tkwi w ciastach tylko w Tobie? Może masz po prostu za wygórowane oczekiwania co do pokornego i prostego marchewkowego placka? Jego naturą jest bycie nie do końca doskonałym i przaśnym. Może po prostu Ty i twój perfekcjonizm nie pasujecie do ciasta marchewkowego?”

       Na początku chciałam zareagować oburzeniem ale po głębszym zastanowieniu stwierdziłam: Może faktycznie tak jest? Może ja, chorobliwie perfekcyjna perfekcjonistka, przesadzam?

IMG_0420-horz       Życie perfekcjonisty nie jest łatwe, wg. mnie to w pewnym sensie choroba. W odróżnieniu od samodoskonalenia, które jest twórcze i prowadzi do samorozwoju, perfekcjonizm w swojej najgorszej wersji  jest destrukcyjny i kończy się  frustracją. Chorobliwy perfekcjonista jest wiecznie niezadowolony z rezultatów swojej pracy i obsesyjnie chciałby coś ulepszać, poprawiać. „Dobre” nie jest wystarczające. Satysfakcjonuje go tylko „najlepsze”. Perfekcjonista nie potrafi być „tu i teraz” czerpiąc radość z samego procesu twórczego bez względu na to jaki rezultat osiągnie. Co gorsza perfekcjonista musi być „najlepszy” we WSZYSTKIM co robi. A to przecież nierealne.

       Dlatego perfekcjonista żyje z niekończącą się listą zadań do wykonania i wyników do poprawienia. Nieustannie znajduje dziurę w całym i  jest ciągle z czegoś niezadowolony. Marnuje życie na czynienie każdej  rzeczy perfekcyjną i wieczne gonienie za wyśnionym przez siebie ideałem. Wymaga od siebie za dużo a co gorsza oczekuje tego samego od innych. (Dlatego jest często koszmarnym rodzicem i bardzo trudnym partnerem.) Ma wygórowane oczekiwania, którym rzadko kto jest w stanie sprostać.  Nie odpuszcza nigdy i roztrząsa błędy w nieskończoność. Nie daje sobie prawa do słabości. Nie widzi tego jak dużo osiągnął bo patrzy tylko na to co nie wyszło. Jedni widzą szklankę do połowy pełną, drudzy do połowy pustą. Perfekcjonista nie przejmuje się za bardzo ich sporem bo właśnie dostrzegł, że szklanka jest niedomyta. Dopóki nie umyje i nie wypoleruje szklanki nie będzie mógł myśleć o niczym innym.

       „Chyba lekko przesadzasz z tym opisem perfekcjonistów?”- powiecie.  Może macie rację? Może trochę przesadziłam? Ale naprawdę tylko trochę.  Wierzcie mi, walczę z perfekcjonizmem od lat.IMG_5479ok-horz       Dawno, dawno temu podczas jednej z moich podróży po Indiach odwiedziłam z koleżanką słynnego w całym Bengalu chiromantę. Interes do chiromanty miała koleżanka, ja znana wszystkim istota mocno stąpająca po ziemi i nie wierząca w żadne „hokus-pokus i wróżenie z fusów” robiłam tylko za przyzwoitkę. W czasie pożegnalnego uścisku dłoni chiromanta odwrócił moja rękę, spojrzał w nią i aż się wzdrygnął.

– „Jeśli już nie masz, to z pewnością będziesz miała bardzo trudne życie. Wyglądasz na człowieka który zawsze chce być numerem jeden i do tego jeszcze musi być najlepszy we wszystkim co robi”.- powiedział obserwując linie na mojej dłoni.

-„Co w tym złego?”- odrzekłam poirytowana faktem, że ktoś po paru sekundach patrzenia na moją rękę rozgryzł mnie tak trafnie.

– „To, że to zupełnie  nieosiągalne.  Nr.1  jest już od dawna zajęty”.

-„Tak? A niby przez kogo?”- zapytałam.

-„Jak to przez kogo? Przez Boga!”

       Dopiero po latach praktyki duchowej i studiowania filozofii wisznuickiej zaczynam rozumieć sens tej wydawać mogłoby się humorystycznej konwersacji. Trafia ona w sedno problemu i pokazuje go z innej, szerszej, filozoficznej perspektywy.  W końcu do mnie dociera, że moje wielkie zakusy chorobliwej perfekcyjności są po prostu rozpaczliwą próbą imitacji Boga. Próbą oszukania samego siebie i nieprzyjmowania do świadomości, że jestem tylko małą żywą istotą, jedną z paru miliardów żyjących na tej planecie. Zostałam wyposażona w niedoskonałe ciało, niedoskonały umysł i niedoskonałe zmysły. Wszystko to właśnie po to żeby nauczyć mnie pokory i pomóc zrealizować że konstytucjonalną pozycją każdego z nas nie jest bycie Bogiem lecz…SŁUGĄ. Nigdy Bogiem nie byliśmy ani nie będziemy (wbrew wszelkim impersonalistycznym teoriom filozoficznym). Nie będziemy więc najlepsi, pierwsi, perfekcyjni. A im szybciej to zrozumiemy tym szybciej staniemy się szczęśliwi. Tędy właśnie wiedzie droga do doskonałości- przez szczęście a nie przez meandry perfekcjonizmu.

       Psychologowie pewnie opisaliby to jako proces akceptacji siebie i swoich ograniczeń oraz słabości. Pokochania samego siebie i dawania sobie prawa do popełniania błędów.  Dopiero z tej pozycji rodzi się człowiek szczęśliwy i zdolny do czynów wielkich. Człowiek który po skończonej pracy siada,  patrzy na swoje dzieło i myśli „OK. Zrobiłem to jak potrafiłem najlepiej. Nauczyłem się nowych rzeczy jestem bogatszy o nowe doświadczenia. Następnym razem na pewno zrobię to jeszcze lepiej. Ale to będzie następnym razem. Tu i teraz dałem z siebie wszystko i otrzymałem piękny rezultat. Mam pełne prawo być z siebie zadowolony”.
IMG_7617bvb-horz

       A wiec, Moi Drodzy, oto moje NIEDOSKONAŁE ciasto marchewkowe. Jest smaczne, jest marchewkowe, jest aromatyczne i…. nie wierzę, że to piszę, ale… brakuje mu jeszcze dużo do perfekcji. Może ktoś z Was chce je udoskonalać? Zapraszam.

       Ja odpuszczam. Z wiekiem przychodzi mi trochę łatwiej. Leczenie z perfekcjonizmu przynosi w końcu jakieś efekty.  Akceptuję, że choć wiele rzeczy w życiu potrafię zrobić  „z efektem WOW” to ciasto marchewkowe do nich nie należy. Jest zaledwie poprawne. Opanuje się jednak (wybaczcie) i nie poświęcę kolejnych 5 kg. marchwi oraz następnych paru wieczorów na liczne próby udoskonalania i szukania złotej proporcji wszystkich składników tego wypieku.

Poświęcę ten czas za to na wypisanie wielkimi literami  i powieszenie sobie nad łóżkiem motta na nowy nadchodzący rok:

         Życie nie musi być idealne żeby było wspaniałe.
Masz prawo do błędów, masz prawo odpuścić, masz prawo być nieperfekcyjna,
MASZ PRAWO BYĆ SOBĄ.

life-does-no-efvvbbbvbbb-horz
Ps. Następnego dnia po południu w mojej kuchni.

-„Gdzie to ciasto co leżało tutaj rano na stole?”- pyta mój mąż.

-„Wyniosłam na kompostownik”.

– „No co ty? Dlaczego?!!! Ja cały dzień w pracy o nim myślałem. Zjadłem rano kawałek i było pyszne.”

No i masz Babo placek!

Pozdrawia Was serdecznie
Perfekcjonistka na odwyku
Trzymajcie za nią kciuki!



Sernik na zimno z borówkami

sernik na zimno bez żelatyny
Po raz pierwszy jadłam ten sernik jakieś 10 lat temu w belgijskiej wegetariańskiej restauracji usytuowanej w…  pałacu. Miejsce nazywa się Radhadesh i jest wyjątkowe. Oto w XIX wiecznym pięknie odrestaurowanym pałacu (lub zamku-nie jestem pewna jak to nazwać) mieści się … hinduistyczna świątynia Kryszny. Wokół zamku mieszka duża społeczność wyznawców, która jest duszą tego miejsca. Jest tam wisznuicki Collage (autoryzowany przez Uniwersytet Oxfordzki), jest największa chyba w Belgii biblioteka i księgarnia z wisznuickimi książkami, jest hotel i centrum konferencyjne,  są sale wystawowe gdzie prezentuje się sztukę hinduską.  Jest Goshala, jedna z niewielu w Europie.borówki
Miejsce rocznie odwiedza tysiące turystów. Pełni rolę lokalnego muzeum i jest jedną z największych atrakcji turystycznych w regionie. Jeśli kiedykolwiek będziecie w Brukseli lub Liege  to wybierzcie się również do Radhadesh (tylko godzina drogi samochodem), naprawdę warto choćby z powodów kulinarnych. Można spróbować tam pysznego chleba w lokalnej piekarni (z 30 letnią tradycją) lub zjeść rewelacyjny obiad w przyzamkowej restauracji wegetariańskiej. Dla koneserów podróży kulinarnych w miasteczku obok (20km dalej) jest również mała wytwórnia belgijskiej czekolady do obejrzenia. Kilka razy dziennie zamek można zwiedzić z przewodnikami. Mówią chyba we wszystkich języka europejskich (również po polsku!).

sernik na zimno bez żelatyny i jajek       Kiedy już tam będziecie, pełni ciekawych historii i niezwykłych wrażeń oraz przepysznego obiadu serwowanego za śmieszne pieniądze w lokalnej restauracji, koniecznie rozglądnijcie się za tym sernikiem. Serwują go tam w innej, lekko podpieczonej wersji, z wiśniami i migdałami zamiast borówek i cytryny. Jest przepyszny.

       Kiedy 10 lat temu spróbowałam go podczas mojego pobytu w Radhadesh (byłam tam na jakiejś konferencji) od razu pobiegłam do restauracyjnej kuchni. Odnalazłam wspaniałą starszą kobietę, która na stałe mieszkała jako mniszka w świątyni a przy okazji piekła „cukiernicze dzieła sztuki” do restauracji. Chętnie podzieliła się ze mną przepisem, który okazał się nie jej autorstwa ale pochodził z tej książki, słynnego australijskiego wegetariańskiego szefa kuchni-Kurmy Dasa. O nim jednak napisze Wam już innym razem.  Zdecydowanie zasługuje na osobną blogową historię.
IMG_4697-horz       Przez 10 lat życia w mojej kuchni, oryginalny przepis Kurmy ewoluował  i zamienił się w „najprostszy popisowy sernik  na zimno”. W mojej wersji jego wykonanie jest banalnie proste a efekt zupełnie niewspółmierny do włożonego w przygotowanie sernika wysiłku. Wyjdzie każdemu i to popisowo a w dodatku zawiera składniki do kupienia w każdym osiedlowym sklepie. Do dzieła więc, Moi Drodzy!
IMG_4732-horz

SERNIK NA ZIMNO Z BORÓWKAMI
(bez żelatyny, bez jajek,najlepszy!)

200g sklepowych herbatników (2 klasyczne małe paczki) lub kruchych ciasteczek własnego wypieku
60g miękkiego masła (3 czybate łyżki)
olejek cytrynowy (wg. uznania i intensywności od paru kropel do 1/2 łyżeczki)
500g mascarpone (zimnego z lodówki)
350g skondensowanego słodkiego mleka z puszki (tj. około 3/4 klasycznej puszki)
1/2 szkl. +3 łyżki soku z cytryny (świeżo wyciśniętego)
otarta skórka z 1 dużej cytryny
500g borówek amerykańskich (lub innych owoców np. malin, truskawek, mango, winogron, jeżyn etc.)
garść liści mięty do dekoracji

1.Ciastka połam, wrzuć do misy blendera i zmiksuj na proszek. Nie musi być idealny- nawet lepszy taki z drobnymi kawałkami ciasteczek.
2. Do ciastkowego proszku dodaj masło i olejek cytrynowy, wetrzyj masło w proszek tak żeby otrzymać coś w rodzaju mokrej kruszonki. Odsyp sporą garść na potem- posłuży do dekoracji.
3.Na dno dużej (28cm) tortownicy wysyp pozostała kruszonkę. Rozprowadź równomierną warstwą i uklep po wierzchu ręką. Wstaw do lodówki na pół godziny.
4. W międzyczasie w misce wymieszaj mikserem mascarpone z mlekiem z puszki i skórką cytryny na gładką masę(zajmie to około 1 min.). Cały czas miksując dodaj sok z cytryny i wmieszaj go w masę.
5.Powinnaś otrzymać dość gęstą pysznie słodką i orzeźwiająco cytrynową masę.
6.Wyjmij tortownice z lodówki, 3/4 borówek wsyp na ciasteczkowy spód (po pobycie w lodówce powinien stwardnieć i scalić się) .
7.Na borówki wyłóż masę sernikową. Parę razy postukaj tortownicą o blat, tak aby masa opadła i wniknęła pomiędzy owoce na spodzie.
8.Udekoruj wierzch pozostałymi owocami, listkami mięty i posyp odłożona kruszonką.
9.Wstaw do lodówki na 2-3 godziny do stężenia.
10.Zanim otworzysz obręcz tortownicy, obkrój brzegi sernika ostrym cienkim nożem. Inaczej część sernika zostanie na brzegach tortownicy.
11.Krój sernik na spore kawałki i podawaj gościom oraz domownikom. Na ich pochwały machaj ręką i odpowiadaj „OCH! To takie proste ciasto, znam je z GreenMorning.pl, chcecie link do przepisu?” 😉 .

Przechowuj sernik w lodówce, najlepszy jest w dniu zrobienia.