Choć w Polsce jarmuż stał się popularny zaledwie parę lat temu moja znajomość z tym zielonym warzywem trwa już ponad 30 lat. Zaczęło się fatalnie, bo 20-letnią nienawiścią zapoczątkowaną półrocznym pobytem na pewnej ekologicznej farmie w Sudetach. Tam to, jako nastolatka najpierw ten jarmuż w wielkich ilościach musiałam sadzić, potem pielić a potem jeszcze, zimą, wygrzebywać zlodowaciałe liście spod śniegu.
Oj nasłuchał się ode mnie wtedy jarmuż wiele niecenzuralnych słów 🙂 Podejrzewam, że gdyby na owej farmie znalazł się kucharz, który by te, pyszne przecież, zielone liście umiał podać we właściwy sposób to moje negatywne nastawienie zmieniłoby się dość szybko a tak, niestety, przetrwało 20 długich lat. Na całe szczęście do czasu aż któregoś dnia zjadłam u moich holenderskich znajomych przepyszną, prostą zupę z liśćmi jarmużu (który to właśnie przepis dziś wam prezentuje). Pamiętam wyjechałam wtedy od nich z wielką torbą delikatnych młodych jarmużowych liści zerwanych w ich ogrodzie i … przepadłam. Tak mocno, że od tego czasu, uprawa jarmużu zajmuje co roku pokaźną grządkę w moim warzywniaku a co najważniejsze sadzę jarmuż przynajmniej parę razy w sezonie.
Odkryłam, że nie trzeba czekać ze zbiorami do zimy (choć warto, bo jarmuż obok brukselki to jedyne warzywo, które może przetrwać w gruncie całą zimę, więc możemy mieć świeżą lokalną zieleninę nawet w grudniu czy styczniu) ale można jarmuż zjadać już od samego początku wegetacji. Tym którzy nie przepadają za twardymi „dorosłymi” liśćmi jarmużu proponuję zacząć znajomość z tym warzywem od małych listków ledwo wyrośnięty z ziemi. Można nawet posadzić je w skrzynkach na balkonie. Są pyszne i delikatne, idealnie nadają się do sałatek, kanapek i wszelkiego rodzaju smoothie.
Zdecydowanie uważam, że im młodsze liście jarmużu tym ich zastosowanie w kuchni jest szersze.Jeśli brakuje Wam wyobraźni to zacznijcie używać jarmużu wszędzie tam gdzie pojawiłby się szpinak (warto zauważyć, że choć oba warzywa są wielka skarbnicą minerałów i witamin to jarmuż znacznie przerasta szpinak w zawartości wapnia, witaminy C i błonnika) lub zacznijcie używać obu rodzajów liści w potrawach pół na pół albo po prostu pójdźcie do kiosku gdzie właśnie można nabyć październikowy numer magazynu Moje Gotowanie a w nim moje propozycje dań z jarmużem prezentowane na dzisiejszych zdjęciach (w ich przygotowaniu sprawdzą się zarówno młodziutkie delikatne liście jarmużu jak i te bardziej twarde ciemnozielone okazy). Jest jarmużowe pesto, zielone smoothie, kasza bulgur smażona z jarmużem i orzechami nerkowca są wreszcie moje ulubione liscie jarmużu smażone w pikantnej tempurze. Jest i zupa, na którą przepisem się dziś z Wami dzielę, dzięki uprzejmości redakcji magazynu. Życzę Wam więc jarmużowego smacznego!
ZUPA Z LIŚĆMI JARMUŻU, CIECIERZYCĄ I FASOLKĄ MUNG
(pyszna, pożywna, wegańska)
1 puszka ugotowanej ciecierzycy
1/2 szkl zielonej fasolki mung
2 garście młodych liści jarmużu
1 łyżeczka pieprzu ziołowego
1 łyżeczka nasion kolendry
2 łyżki oleju rzepakowego
1/4-1/2 łyżeczki płatków chili
4 szkl wody
sól, pieprz i sok z cytryny do smaku
Fasolkę mung dokładnie płuczemy w ciepłej wodzie, zalewamy 4 szkl wody, dodajemy olej, pieprz ziołowy, porwane liście jarmużu i gotujemy pod przykryciem aż fasolka zacznie się rozpadać. Wtedy dodajemy odsączoną z zalewy cieciorkę, utłuczone w moździerzu nasiona kolendry i płatki chili oraz sól do smaku. Gotujemy jeszcze około 10 minut, w międzyczasie dolewając tyle wody aby uzyskać pożądaną konsystencję zupy. Doprawiamy sokiem z cytryny.
W wersji niewegańskiej zamiast oleju dla lepszego smaku można użyć masła.
Szparagi- mają swoich wielbicieli ale są i tacy dla których mogłyby nie istnieć. Wiecznie nierozstrzygnięty pozostaje spór, które lepsze- białe czy zielone? Dla mnie zdecydowanie tylko i wyłącznie te drugie. Właśnie rozpoczyna się -wyczekiwany przez cały rok – sezon na polskie zielone szparagi. Chwilo trwaj!!! Będziemy je piekli, gotowali, grillowali i dusili. Ci co bardziej odważni będą je jedli na surowo a ci najodważniejsi będą z nimi eksperymentować i używać ich w niekonwencjonalny sposób jak np. w …LODACH. Jak smakują lody szparagowe? Żeby się o tym przekonać trzeba udać się do kiosku- gdzie można nabyć już majowy numer miesięcznika Moje Gotowanie a wraz z nim garść moich szparagowych przepisów, m.in. na lody.
Wielbiciele szparagów nie powinni być nimi zawiedzeni- natomiast tym którzy chcą dopiero zacząć swoją szparagową przygodę- polecam inny- prosty i smakowity przepis.na pieczone szparagi w plastrach oscypka posypane tłuczonymi w moździerzu nasionami kolendry (mniam!).
Aby szparagi były smaczne musi zostać spełnionych parę warunków. Po pierwsze powinny być jak najświeższe, po drugie jak najmłodsze- czyli posiadać jak najmniej zdrewniałych końcówek (które oddzielamy przełamując pojedynczego szparaga na dwie części- sam przełamie się w odpowiednim miejscu). Bardzo ważny jest też czas gotowania. Nie ma nic gorszego niż rozgotowane miękkie szparagi- wtedy stają się włókniste i po prostu okropne. Te warzywa żeby zachwycać smakiem muszą pozostać jędrne- wręcz chrupiące. Oznacza to, że poddajemy je obróbce cieplnej przez bardzo krótki czas. Naprawdę, lepiej szparagów nie dogotować niż miałyby być rozgotowane.
Polecam również jedzenie zielonych szparagów zupełnie na surowo. Są przepyszne- ja w takiej formie chyba lubię je najbardziej i często chrupię jak marchewkę. Mają lekko orzechowy smak. Kiedy chcę być bardziej wykwintna używając obieraczki do warzyw- robię „szparagowe wstążki”. Dodaję je do sałatek (patrz zdjęcie powyżej i magazyn Moje Gotowanie), kładę na kanapki lub finezyjnie nabijając na wykałaczki używam do koreczków serwowanych na majowych przyjęciach w moim ogrodzie. Bo czy jest coś cudowniejszego niż majowe przyjęcia w ogrodzie? (chyba tylko czerwcowe przyjęcia w ogrodzie 😉
Pozdrawiam Was serdecznie i szparagowo i bardzo ciekawa jestem Waszych pomysłów na szparagi. Co z nich przyrządzacie??
PĘCZKI cieniutich SZPARAGÓW ZAPIEKANE Z OSCYPKIEM
(oraz nasionami kolendry)
cieniutkie zielone szparagi- dwa opakowania
duży oscypek
masło lub olej do wysmarowania blachy
utłuczone w moździerzu nasiona kolendry
sól i pieprz do smaku
Szparagi, myjemy, osuszamy , odłamujemy zdrewniałe końcówki. Używając obieraczki do warzyw kroimy oscypka w długie cieniutkie plastry-wstążeczki. Smarujemy tłuszczem blaszkę do pieczenia i poszczególne szparagi. Grupujemy szparagi w małe bukieciki (można też pozostawić pojedyncze) i zawijamy w „oscypkowe wstążki”. Posypujemy, sola, pieprzem i kolendrą. Pieczemy w 200″C przez około 10 minut lub do czasu aż szparagi będą upieczone ale cały czas jędrne. Podajemy jak najszybciej.
Zdrewniałe końcówki szparagów usuwa się po prostu przełamując pojedyncze sztuki, same zrobią to w idealnym miejscu, tak że w jednej dłoni zostanie nam zdrewniała końcówka a w drugiej część „jadalna”.Cieniutkie mini szparagi często nie mają w ogóle zdrewniałych końcówek i wtedy można je piec w całości.
Ja chcę Złotą Polską Jesień!!! Taką jak na tych (robionych zresztą w lipcu ;)) zdjęciach. Czy ktoś może wie gdzie się podziała? Lub może ktoś schował? Niech natychmiast oddaje! To dopiero początek października a w moim ogrodzie liście lecą jakby był już listopad. Tęsknię za słońcem, ferią ciepłych barw i babim latem. A tu za oknem depresja uosobiona. Dobrze, ze chociaż grzyby stanęły na wysokości zadania. Codziennie obchodzimy z mężem nasz wielki (półhektarowy) ogród, który tak naprawdę jest polaną w lesie i zbieramy po paręnaście grzybów- głównie podgrzybków i zajączków. W całym domu pachnie więc przyjemnie suszonymi grzybami. Pogoda choć nie zachęca to jednak zmusiła mnie do robienia porządków w moim wybitnie zarośniętym (chwastami niestety) tego roku warzywniaku. Zeszłej niedzieli zrobiłam już wykopki (jak co roku wiosną zasadziłam sadzonki przysłane mi przez moich wspaniałych klientów spod Hamburga) i od tygodnia jemy na każdy obiad ziemniaczaną tęczę. Wykopałam marchewki usunęłam pomidorowe krzaki i zebrałam ostatnie cukinie (choć krzaki jeszcze się nie poddają i cały czas kwitną lecz przy takiej pogodzie nie spodziewam się już za obfitych plonów). Cukinie są malutkie z delikatną skórką – takie lubię najbardziej i najchętniej schrupałabym je w całości ale wiem, ze można z nich też wyczarować tyle różnych pyszności. W październikowym numerze Weranda Country dzielę się moimi ulubionymi pomysłami na młodziutkie cukinie. Zachęcam do wypróbowania przepisów. Znajdziecie tam słodkie muffiny cukiniowe z jarzębiną, zupę cukiniową ze smażonymi spiralkami, sałatkę z liśćmi nasturcji, wstążkami cukinii, orzechami i smażonymi kurkami, tartę z kozim serem i tymiankiem, surowe spagetti z sosem z awokado oraz pyszne pieczone, chrupiące, cukiniowe chipsy. Dzięki uprzejmości redakcji dzielę się dziś z Wami tym przepisem na blogu. Spróbujcie koniecznie. Smacznego!
1 łyżeczka suszonego oregano i parę gałązek świeżego
4-5 łyzek oliwy z oliwek
sól
Cukinie kroimy na cieniutkie plasterki (najlepiej na mandolinie lub szatkownicy). Wkładamy do miski, solimy i zalewamy oliwą. Dokładnie mieszamy, odstawiamy na 20 minut aby cukinia puściła sok, który wylewamy. Płatki migdałowe mielimy w młynku lub tłuczemy w moździeżu na drobniejsze kawałki, mieszamy z parmezanem i bułką tartą. Lekko mokre plasterki (należy otrzepać z nadmiaru wody) panierujemy w mieszance i układamy na wyłożonej papierem blaszce. Można lekko jeszcze skropić oliwą. Wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180’c i pieczemy do złotego koloru, od czasu do czasu otwierając piekarnik aby wypuścić parę wodną. Jeśli chipsy będa już złote ale cały czas jeszcze miękkie wtedy zmniejszamy temperaturę do 120’C i dosuszamy je z termoobiegiem.
Zapraszam do kiosku gdzie od jakiegoś czasu można znaleźć już sierpniowe wydanie magazynu Moje Gotowanie w w nim moje morelowe przepisy wraz z wszystkimi zdjęciami prezentowanymi w dzisiejszym wpisie. Każdy ciepły miesiąc ma w moim ogrodzie swój niepowtarzalny smak i zapach. Maj pachnie bzem a smakuje rzodkiewką, czerwiec to peonie i truskawki, lipiec malwy i czereśnie. A sierpień…? No właśnie tutaj nigdy nie mogę się zdecydować bo z jednej strony sierpień to czas pomidorów- dorodnych, pachnących, słodkich jak o żadnej innej porze roku. Z drugiej strony w sierpniu owocują moje ukochane morele bez których nie wyobrażam sobie drugiej połowy wakacji. W zeszłym roku rozwiązałam ten dylemat mieszając i zamykając te dwa aromaty późnego lata w słoiki. Wyszła -przepyszna, lekko pikantna konfitura, która mam nadzieję zachwyci was smakiem równie mocno jak mnie. Oprócz nietypowej fuzji z pomidorami i chilly morele dobrze sprawdzą się w bardziej klasycznych połączeniach- idealne będą: kremowy kozi ser, brązowy cukier oraz tymianek. Najbardziej do moreli pieczonych lub duszonych a tak moim zdaniem te owoce smakują najlepiej- smak staje się pełniejszy i bardziej wykwintny. Jeśli lubicie jednak owoce surowe warto poeksperymentować z wszelkiego rodzaju smoothie (dobrze morele wypadną w towarzystwie arbuza, malin, bananów, granatu, melona czy nawet jeżyn). Aby było jeszcze ciekawiej takie smoothie można zamrozić i powstają pyszne domowe lodowe lizaki. Wg mnie to super zdrowa letnia alternatywa do kupnych lodów, która rewelacyjnie przemyca do diety dzieci więcej owoców. Jako fanka moreli cały czas eksperymentuje z tymi owocami. Nie tylko w różnych ciastach (prezentowana dziś tarta to jeden z moich popisowych wypieków letnich- spróbujecie koniecznie) ale i różnych sałatkach- połączenie pęczaku, orzeszków pini, owocu granatu i moreli to mój ostatni hit- godny podania zarówno na kolację przy świecach w ogrodzie jak i błogie wakacyjne śniadanie do łóżka. To nie może się nie udać- pędźcie do kuchni- będzie pysznie!
1 szkl pęczaku (przed ugotowaniem)
1 łyżka masła
1/2 łyżeczki asafetydy (lub innej ulubionej przyprawy)
1 łyżeczka soli
6 soczystych moreli
1 mały granat
5 rzodkiewek
garść zielonych liści (szpinak, jarmuż, liście nasturcji)
100g orzeszków pini
2 łyżki oliwy z oliwek
sól, pieprz, sok z cytryny do smaku
W rondlu o grubym dnie rozgrzewamy masło, dodajemy asafetydę (lub inna przyprawę np. słodką lub ostra paprykę, curry etc.) mieszamy dwa razy i dodajemy pęczak. Prażymy suche ziarna przez minutę lub do czasu aż masło z przyprawami idealnie obtoczy każde ziarenko, dodajemy sól i zalewamy 2 szklankami wrzątku. Mieszamy, doprowadzamy do wrzenia, przykrywamy pokrywką i zmniejszamy gaz do zupełnego minimum (kasza ma ledwo „pyrkać” nie może bulgotać). Nie mieszając już i nie zaglądając za często do garnka, zostawiamy pęczak na gazie do czasu aż wchłonie cała wodę. Przekładamy do miski, kiedy kasza ostygnie dolewamy olej i intensywnie mieszamy aby rozdzielić ziarna. Liście myjemy, suszymy i rwiemy na mnijesze kawałki, z granatu wyjmujemy ziarna, rzodkiewki tniemy na cieniutkie plasterki, morele na małe cząstki. Orzeszki pini prażymy na suchej patelni do złotego koloru, jeszcze gorące dodajemy do kaszy, wraz z innymi składnikami. Mieszamy, doprawiamy solą, pieprzem i sokiem z cytryny.
W wersji wegańskiej wystarczy łyżkę masła przy gotowaniu kaszy zastapić ulubionym olejem..
Kofta to rodzaj indyjskich warzywnych pulpecików podawanych w różnego rodzaju sosach. O koftach więcej tutaj. Kofta buraczana to idealny pomysł na wykorzystanie wiórków pozostałych po wyciskaniu soku z buraków. Intensywny smak buraków, przypraw i chrupkość sezamu dobrze łączą się z łagodnością sosu jogurtowego, dla pięknego koloru pomieszanego z odrobina soku z buraków. Kulki są malutkie, idealne „na raz”- jednak na pewno nie poprzestaniecie na jednym razie- zapewniam. Jeśli sos jogurtowy zastąpicie innym kofta będzie wegańska.
3/4 szkl. pulpy pozostałej po wyciskaniu soku z buraków
2-3 łyżki soku z buraków
1/2 szkl. płatków owsianych
2 łyżki ciemnego sosu sojowego
1/2 małej cebuli+1 łyżeczka oleju
pieprz, sól sok z cytryny
6 łyżek sezamu
1/3 szkl. bułki tartej
olej lub klarowane masło do smażenia
na sos:
1/2 szkl kwaśnej śmietany
1/2 szkl jogurtu naturalnego
2-3 łyzki soku z buraków
sól, pieprz, cukier,posiekane świeże zioła, szczypiorek, czosnek w proszku (do smaku)
Wyciśnij sok z buraków (użyj go np. do pysznego barszczu lub zrobienia lodów) pozostałą pulpę wymieszaj z odrobina soku- powinna się dać lepić w kulki ale nie być sucha jak wiór. Sezam upraż na suchej patelni do złotego koloru. Cebulkę zeszklij na oleju. Płatki owsiane zalej 1 szklanką wrzątku wymieszanego z sosem sojowym gotuj przez 5 minut, wylej na sitko i odcedź nadmiar płynu.
Wymieszaj płatki z burakami, dodaj 2 łyżki sezamu,cebulkę, przypraw solą, pieprzem, sokiem z cytryny i dodatkowym sosem sojowy. Jeśli masa będzie za miękka dodaj bułki tartej. Lep z masy kuleczki obtaczaj część w sezamie, część w bułce tartej smaż w bardzo gorącym, głębokim tłuszczu przez 1-2 minuty.
Wymieszaj wszystkie składniki sosu, dopraw do smaku i polewaj nim buraczane pulpety. Podawaj na ciepło lub na zimno.
Jeśli chcesz zrobić pulpety na zapas- trzymaj je niepolane sosem inaczej rozmokną i będą niesmaczne.
To nie jest danie dla vegan, ani dla odchudzających się Pań. Nie jest to danie dla dzieci, ani dla starszych osób, ani broń Boże dla tych, którzy muszą dbać o swój żołądek. Nie jest to danie dla lubiących zdrową kuchnię ani dla tych będących na różnych dietach, ani również dla tych co dbają o cholesterol. To jest danie (jak żartobliwie mawia mój mąż) dla „prawdziwych mężczyzn”. Kostki domowego sera panir, w sosie z dojrzałych pomidorów, doprawione dużą ilością chili, imbiru, kurkumy z nieprzyzwoitą ilością masła to wegetariański HIT każdej indyjskiej restauracji. Nie ma się co dziwić danie jest ZNIEWALAJĄCO PYSZNE! Rozpływa się w ustach zachwycając na początku swą łagodnością aby na końcu eksplodować intensywnym smakiem przypraw. Uwaga- danie niebezpiecznie uzależnia! Moim zdaniem jest jednym z najlepszych w wegetariańskiej kuchni indyjskiej. Podaje je się z ugotowanym na sypko aromatycznym ryżem basmati i/lub roti (indyjskimi plackami- przepis znajdziecie tutaj). A co ciekawe i warte podkreślenia potrawa (jak na standardy kuchni indyjskiej) jest bardzo prosta w wykonaniu a przyprawy do jej ugotowania kupicie w każdym większym supermarkecie. Wystarczą zaledwie trzy: chili, imbir i kurkuma.
Dla tych, którzy nie lubią ostrych przypraw mam dobrą wiadomość, chili można pominąć w przepisie (lub zamienić na 1 łyżeczką słodkiej czerwonej papryki) i danie będzie równie dobre. Dla tych ,którzy uwielbiają ostre dania też mam dobrą wiadomość- ta potrawa „udźwignie” naprawdę duże ilości chili a jeśli ma być jeszcze intensywniej zielone świeże chili można zamienić na suszone czerwone (jest dużo bardziej ostre).
Ja zdecydowanie nie lubię ostrych potraw (więcej o tym piszę tutaj) lecz Panir Butter Masala jest jednym z nielicznych wyjątków. Chili po prostu pasuje tutaj idealnie. Jak wierzą Hindusi, ostre przyprawy pomagają rozpalić ogień trawienia w żołądku. Dzięki temu nawet najcięższe potrawy są trawione szybciej i sprawniej. Ale nie dla „lepszego trawienia” toleruję chili w tym daniu, moim skromnym zdaniem, chili pasuje do panir butter masala tylko dlatego, że duża ilość masła i śmietany po prostu łagodzi odczuwanie jego ostrości na języku. Dzięki temu nie dominuje on nad innymi smakami a potrawa doskonale balansuje na cienkiej krawędzi pomiędzy byciem ostrą a łagodną nie przestając być po prostu przepyszną.
Jeśli do tej pory nie robiliście sera panir to teraz jest najlepszy czas aby spróbować. To jest bajecznie proste i nie wymaga dużo czasu ani żadnego doświadczenia. Pokochacie ten ser z wzajemnością jak i Panir Butter Masalę- dokładnie tak jak od pokoleń robi to miliony hindusów, nie wyobrażając sobie żadnej większej uroczystości bez tej potrawy na stole. Zupełnie ich rozumiem.
Ps. Jak gotować idealną Panir Butter Masalę nauczyło mnie, parę lat temu, dwóch bengalskich nastoletnich mnichów. Po raz pierwszy (i jak na razie ostatni) spotkałam w swoim życiu nastolatków płci męskiej, którzy byli takimi ekspertami w gotowaniu. Uczta w ich wykonaniu, była jedną z lepszych jaką jadłam podczas ostatniej dekady. Dzisiejszy przepis zawdzięczacie ich naukom. Smacznego!
ser panir z 3 litrów mleka (przepis tutaj)
2 puszki dobrej jakości pomidorów (w sezonie mogą być świeże bardzo dojrzałe pomidory) 100g masła 200g śmietany (lub 100g śmietany i 100g mascarpone) 1 łyżeczka cukru (najlepiej brązowego)
1 płaska łyżeczka soli
1 czubata łyżka kurkumy
kawałek świeżego imbiru (około 25g)
malutkie indyjskie zielone chili (około 2g)
opcjonalnie:
1/2 łyżeczki asafetydy
1 łyżeczka nasion kozieradki
1. Zrób panir wg. tego przepisu. Pozostaw na sitku z obciążeniem aby szybciej odciekł z serwatki
2. Obierz imbir (najlepiej oskrobać używając łyżki, zobacz tutaj) i posiekaj najdrobniej jak potrafisz. Kurkumę wymieszaj w małej miseczce z 3 łyżkami zimnej wody na papkę. Chili rozkrój ( ja używam rękawiczek, żeby nie piekly mnie dłonie) i usuń z niego wszystkie pestki, pokrój na malutkie kawałeczki (możesz też chili pominąć lub użyć go mniej lub więcej w zależności jak ostro lubisz jeść). Indyjskie zielone chili są naprawdę malutkie, jeśli używasz innych ostrych papryczek, bądź ostrożny, cała to będzie zdecydowanie za dużo. Chyba ,że jesteś wielbicielem ostrej kuchni to możesz nawet posypać potrawę suszonymi nasionami chili (jak na zdjęciu).
3. Rozpuść 50g. masła w woku lub w garnku o grubym dnie. Dodaj asafetydę (jeśli używasz) i imbir, smaż mieszając aż imbir zrobi się złoto-brązowy na brzegach, dodaj chili, poczekaj aż lekko zabieli się na brzegach (dosłownie parę sekund) i wtedy dodaj pastę z kurkumy. Smaż cały czas mieszając przez 1 minutę.
Dodaj pomidory z puszki (jeśli są w całości, pokrój w kawałki) i pozostałe masło. Gotuj do czasu aż sos zredukuje się o 1/3.
4. Dodaj sól, cukier, zamieszaj i pogotuj jeszcze chwilę. Na koniec dodaj śmietanę i zmiksuj wszystko na idealnie gładki sos.
5. Panir pokrój w nieduża kostkę (1,5cm). Klasycznie do Panir Butter Masali dodaje się jak najświeższy ser, niepoddawany już żadnej dalszej obróbce. Można też kostki sera dodatkowo obsmażyć na maśle (najlepiej z odrobina asafetydy i soli) na patelni do złotego koloru z każdej strony (wtedy będą wyglądać jak na moich zdjęciach). Ale nie jest to konieczne. Ja chyba nawet wolę tą potrawę ze zwykłym niesmażonym panirem.
6. Wrzuć panir do sosu i zagotuj wszystko razem. Wyłącz gaz i pozostaw danie pod przykryciem (tak aby ser przesiąknął sosem) na około 10 minut.
7. Podawaj z basmati ryżem, lub roti, lub chlebkiem naan lub kromkami zwykłego chleba z masłem.
8. Przed podaniem możesz posypać danie, uprażonymi na suchej patelni a potem zmielonymi na proszek nasionami kozieradki. Musisz tylko uważać, żeby ich nie przypalić wtedy robią się koszmarnie gorzkie i zepsują smak twojej potrawy (spróbuj zanim posypiesz nimi potrawę).
Jeśli Panir-Butter-Masala okaże się dla ciebie za ostra możesz zawsze podać ją wymieszaną z 3-4 łyżkami naturalnego jogurtu, który ma niezwykłą moc łagodzenia ostrego smaku.
Można do dania dodać również cebuli jeśli ktoś lubi, należy ją wrzucić poszatkowaną (1 sztuka wystarczy) na uprażone przyprawy. Zeszklić a następnie dodać pomidory i postępować dalej jak w przepisie.
Najlepsze do Panir-Butter-Masali jest masło które w Indiach nazywa się Makhan- jest to nic innego jak świeżutkie masło zrobione ze zbieranej z wiejskiego mleka śmietany. Jeśli jesteś szczęśliwym posiadaczem takiego masła użyj go koniecznie w tym przepisie.