Czarne jagody i potrawy z nich gotowane to smak mojego dzieciństwa. Moja ukochana Babcia była człowiekiem lasu, szanowała go i kochała miłością odwzajemnioną. Przez całe wakacje, każdego roku zabierała mnie i moją siostrę „na jagody”. To zawsze były wielkie wyprawy. Wstawałyśmy wcześnie rano, ubierałyśmy kalosze, na głowę chusteczki, brałyśmy swoje małe koszyczki (pełne wiktuałów babci) i wyruszałyśmy na dworzec kolejowy. Tam wsiadałyśmy do pociągu pełnego podobnych nam „jagodowych turystów”. 5 stacji, 3 tunele i 2 mosty dalej wysiadałyśmy i szłyśmy parę kilometrów do wielkiego lasu. Choć nam wydawał się ogromny nasza babcia znała go jak swoją własną kieszeń. Wiedziała gdzie rosną najlepsze i największe jagody, gdzie można znaleźć poziomkowe polany, gdzie maliny są najsłodsze i gdzie rosną największe i najczarniejsze jeżyny na świecie.
Znała nazwy wszystkich ziół i pokazywała nam jaki można zrobić z nich użytek. Wiedziała jak odróżnić jadowitą żmiję od nieszkodliwego zaskrońca, jak siedzieć cicho i nie ruszać się żeby zobaczyć dzikie leśne zwierzęta. Jak po słońcu określić, która jest godzina, jak rozpoznać kierunki świata, jak odróżniać grzyby jadalne od trujących. Znała wszystkie leśne tajemnice: jak nazywają się różne gatunki drzew, które kwiaty są jadalne i jaki urodzi się motyl ze znalezionej gąsienicy, które ptaki kiedy odlatują do ciepłych krajów, dlaczego jelenie zrzucają rogi i czym tak bardzo zajęte są mrówki. Dlaczego nie można śmiecić w lesie i dlaczego jagody zbiera się ręcznie a nie maszynkami, które kaleczą krzaczki. Tego wszystkiego uczyła również nas, właśnie na wyprawach jagodowych.
Kiedy wracałyśmy wieczorem do domu po takiej wyprawie do lasu, Babcia choć bardzo zmęczona zawsze przygotowywała nam przepyszną kolację używając tego co akurat przywiozłyśmy z lasu. Jesienią był to smakowity sos grzybowy, w sezonie jagodowym były to jagodowe pierogi, naleśniki z jagodami, jagodowy placek lub jagodzianki.
Jeśli w lesie byłyśmy pracowite i udało nam się uzbierać dużo jagód, babcia zabierała nasze zbiory następnego ranka na targ, gdzie sprzedawała je za ogromne wtedy dla nas pieniądze. Wrzucałyśmy je potem do naszych skarbonek i oszczędzałyśmy na „coś ważnego”. Pieniędzy „jagodowych” nie wydawało się na byle co, wiedziałyśmy jak ciężko trzeba było pracować, zbierając jagódkę po jagódce i wkładając do słoiczka przywiązanego w pasie, ile razy trzeba było się schylić, ile kilometrów przejść, ile nadźwigać ciężkiego koszyka. Szanowałyśmy swoją pracę. Kolejna bezcenna jagodowa lekcja Babci.
Kiedy kończyły się wakacje. My szłyśmy do szkoły a Babcia zaczynała jeździć do lasu na borówki. Wracała wieczorem bardzo zmęczona z koszami pełnymi tych czerwonych cierpkich jagód z których robiła potem przepyszne konfitury na zimę. Zaścielała piękny, wielki, secesyjny stół w salonie białym obrusem i wysypywała na niego zawartość koszyków. „Babciu! Babciu! Pamiętałaś o nas?” pytałyśmy ją z siostrą. „Oczywiście” -odpowiadała. Rozgarniała czerwone borówki i wtedy dostrzegałyśmy gdzieniegdzie, pieczołowicie wyszukane przez nią w lesie i specjalnie dla nas zebrane pojedyncze czarne jagódki. Biegłyśmy do kuchni, każda po swoją szklaneczkę i cierpliwie wybierałyśmy „nasze” jagódki ze stosu borówek. Babcia potem ucierała je każdej z nas ze śmietaną i cukrem.
Powiedzcie mi czy istnieje na tym świecie większa miłość od „Miłości Babcinej”???
Babci nie ma już z nami , odeszła parę lat temu. Wiecie jak wygląda niebo do którego poszła?
Pełno tam wielkich lasów gdzie sezon jagodowy trwa przez cały rok. Babcia codziennie wyprawia się do jednego z nich wracając z koszem pełnym dobroci. Wieczorami gotuje z nich przepyszne potrawy w swojej niebiańskiej kuchni. Stołują się u niej wszystkie okoliczne Anioły. Bardzo łatwo je rozpoznać- to te które mają najwięcej fioletowo-jagodowych plam na swoich niebiańskich szatach. Och i wiecie co jeszcze ?- nadali jej tam na pewno nowe imię. Teraz nazywa się Pani Jagoda!
W takie dni jak dzisiaj, w środku sezonu jagodowego tęsknię za Babcią najbardziej. Patrzę na mojego syna i żałuję, że to Ona nie pokaże mu i nie nauczy tych wszystkich wspaniałych rzeczy. Jak wąchać wiatr, jak słuchać ptaków, jak nie bać się deszczu i chodzić boso po trawie, jak oglądać wschody i zachody słońca, jak obejmować drzewa jak patrzeć w gwiazdy, jak pokochać las… jak być człowiekiem.
-Synku wyłącz ten komputer- proszę- Pakuj się. Jedziemy do lasu!
-Do lasu?? Po co mamo?- pyta moje dziecko.
-Jak to „po co”? -Na jagody! – odpowiadam.
Wy też spakujcie się, zabierzcie swoje dzieci i pojedźcie z nimi do najbliższego lasu. Pokażcie im norę zająca, żeremie bobra czy wielkie mrowisko. Nauczcie, że te ptaki z czerwonymi główkami to dzięcioły a te z niebieskimi piórkami na skrzydłach to sójki. Znajdźcie tropy zwierząt i napijcie się wody ze strumienia, poszukajcie leśnych skrzatów i polnych wróżek, uplećcie wianki i ponadziewajcie znalezione poziomki na źdźbła trawy. Nazbierajcie jagód do koszyka, wróćcie do domu i razem upieczcie jagodzianki. Usiądźcie na werandzie ze szklanką mleka, jagodzianką w dłoni i opowiedzcie swoim dzieciom o waszym dzieciństwie. Koniecznie opowiedzcie im jak bardzo kochały Was wasze BABCIE!
|
JAGODZIANKI na zaczyn: ZACZYN:
Drożdżowe ciasto potrzebuje do szczęścia 2 rzeczy: po pierwsze ciepła. Dlatego najlepiej wszystkie naczynia używane do jego wyrobu najpierw ogrzać (np. zanurzając w ciepłej wodzie), a wszystkie składniki wyciągnąć z lodówki na czas (ja zimą stawiam nawet mąkę na kaloryferze, żeby się ugrzała). Po drugie- czasu i spokoju. Dlatego nie warto się z nim śpieszyć i dać mu wyrosnąć odpowiednio długo i odpowiednią ilość razy. Odwdzięczy się niezwykłą puszystością i miękkością.
|










