Granaty i Wegańska Panna Cotta

      Witam Moi Drodzy Stali Czytelnicy! (bo są tu jeszcze tacy???, Prawda???). Bardzo mnie mało ostatnio- tutaj na blogu i w mediach społecznościowych i pewnie jeszcze chwilę mnie tu regularnie nie zobaczycie więc uznałam, że należy Wam się krótkie wyjaśnienie.

     2018 rok był najtrudniejszym rokiem mojego życia z dużą życiową traumą, która zmusiła mnie do zatrzymania się i zajęcia trochę innymi obszarami życia. Nie przypuszczałam, że istnieje coś, co jest mnie w stanie tak życiowo zatrzymać i przewrócić. Skoro nie przypuszczałam to … dostałam… życiowe doświadczenie, które mnie mocno przerosło. Odrabiam więc powoli swoją życiową lekcję, twardo trzymając się zasady, że ” Sometimes to get what you need- you have to go thru things you never wanted”. Jeszcze się w pełni nie podniosłam, dopiero czasami sobie siadam (ale to zawsze już lepiej niż tylko leżeć ;)))  Staram się oswajać z życiem w którym zdarzają się porażki (bo to dla mnie nowość) i z tym, że kiedy się upada to choć głowa mówi „wstawaj, natychmiast, zrób coś, otrzep się, idź dalej” to ciało protestuje i odmawia współpracy. Doświadczam drugiego bieguna mojej dotychczasowej rzeczywistości, moje wahadło wychyliło się mocno w przeciwległą stronę.  Już wiem po co- żebym nauczyła się w życiu łapać lepszy balans i żyć gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami.  Staram się więc nie oporować przed tym co jest i … odpuszczać. Dla mnie- sprawczej kobiety sukcesu- to przerażające doświadczenie i wielkie wyzwanie. Ale jak twierdzi moja terapeutka- „silne osobowości potrzebują mocnych życiowych lekcji – na innych się nie potrafią nauczyć”. Uczę się więc z oporami i bardzo powoli- zabiera to często większość mojego czasu i energii, których nie starcza już na inne rzeczy…i właśnie z takiego powodu mnie tutaj dla Was ostatnio mniej.  A teraz już tylko o granatach!!!

      Będąc w październiku na Sycylii, podczas mojego corocznego Fotograficznego SPA, (którego cały czas jeszcze nie zdążyłam zrelacjonować na blogu, z powodów wyżej opisanych, więc wklejam link z zeszłorocznej relacji 🙂 ) odwiedziłam z moimi kursantkami farmę na której uprawia się granaty. Co roku podczas organizowanych przeze mnie wyjazdów dla ekskluzywnego grona osób, które uczestniczyły w moich kursach fotografii kulinarnej odwiedzamy ciekawe farmy i uprawy aby móc fotografować egzotyczne owoce i warzywa. I choć tegoroczny wyjazd kręcił się bardziej wokół fotografowania oliwek (ich zbiorów i tłoczenia oliwy) to znalazłyśmy również czas aby odwiedzić inne jesienno-sezonowe uprawy.     Takim miejscem z pewnością była położona pół godziny drogi od Katanii- farma Gaetano Tirro gdzie uprawianych jest paręnaście odmian granatów. Jej właściciel- zakręcony, młody (przystojny!) włoski agronom- krzyżuje, eksperymentuje i tworzy nowe odmiany tego owocu.      Bo nie wiem czy zauważyliście, że granaty (zresztą jak każde obecnie owoce) można kupić w paru różnych odmianach. Różnią się one nie tylko gabarytami czy barwą skórki ale głównie wielkością i kolorem ziaren, o które przecież nam w granatach chodzi. Im ciemniejszy kolor purpury tym smak ziarenek bardziej kwaśny i cierpki, im ziarna większe i jaśniejsze (niektóre potrafią być nawet różowe, żółte czy prawie przezroczyste) tym smak słodszy- a twarda pestka w środku ziarenka mniejsza.       Próbowałyśmy na farmie paru odmian prosto z nagrzanych słońcem drzew i czułyśmy wielką różnicę. Oczywiście na pewno nie taką jak właściciel farmy, który jest wielkim smakoszem tego owocu oraz poszukiwaczem „granatowego Graala” –  odmiany doskonałej, nie za cierpkiej, nia za słodkiej z wielkimi soczystymi pestkami w środku, takiej która będzie odporna na choroby, nie będą lubiły jej mrówki (oj bo mrówki uwielbiają granaty, chodzą całymi tabunami po drzewach i nadgryzają owoce) a jej gałęzie będą w stanie same utrzymać ciężkie owoce bez specjalnego systemu rusztowań.      Bo granaty na farmie rosły na nie za wysokich drzewach podobnych do naszych jabłoni. Trochę się czułam na farmie Gaetano Tirro jakbym była w podwarszawskim Grójcu, które jest naszym zagłębiem jabłkowym. Choć przyznać muszę i myślę, że zgodzą się ze mną wszystkie moje fotograficzne kursantki, które brały udział w wyjeździe, że wbrew naszym wielkim oczekiwaniom granaty okazały się być owocami BARDZO trudnymi do fotografowania (w przeciwieństwie do oliwek i oliwnych drzew, które są chyba najfotogeniczniejszymi drzewami na świecie).
     Podjęłyśmy jednak wyzwanie i spędziłyśmy cały dzień najpierw fotografując owoce w sadach na drzewach a potem stylizując przywiezione plony w naszym hotelu. Ja uparłam się fotografować granaty na pięknych, starych piaskowych schodach prowadzących do biura właścicielki naszego hotelu (Pani wykazała się ogromną cierpliwością przeskakując za każdym razem przez moje kompozycje kiedy chciała wejść lub wyjść ze swojego biura- za co jestem jej niezmiernie wdzięczna).       Tak powstała prezentowana Wam dziś sesja, która opublikowana została w mojej stałej autorskiej rubryce w styczniowym wydaniu magazynu Moje Gotowanie.  Znajdziecie tam przepisy na pyszne śródziemnomorskie smakołyki okraszone ziarnami granatu z których najbardziej chyba polecam pieczone plastry bakłażana  z serem labneh i oliwkami- (granat komponuje się z tym daniem idealnie).  Jest też domowy hummus, tabbouleh, bruschetta która zamiast pomidorów ma ziarna granatów (pycha!) oraz wegańska panna cotta na mleku migdałowym (równie pyszna jak klasyczna jej wersja). I właśnie przepisem na taką panna cottę, dzięki uprzejmości redakcji Mojego Gotowania, dzielę się z Wami dzisiaj. Wam życzę smacznego a sama wracam do odrabiania swoich życiowych lekcji.

Ściskam Was mocno.

ps. W prezentowanej dziś sesji pomagała mi nieoceniona Dorotka Ryniewicz z Lipkowego Domku. Dorotko dziękuję Ci serdecznie- bez twojego entuzjazmu i twoich pięknych dłoni- nie dałabym rady 🙂

20 Komentarzy Granaty i Wegańska Panna Cotta

  1. gosia

    Kochana Kingo, podobnie jak ty i ja przeszłam kiedyś tak ciężkie doświadczenie, ze kilka lat zabrało mi dojście do równowagi i znalezienie w tym większego sensu. Teraz wiem, że nie stałabym się tą osobą, którą jestem, gdyby nie przykre zajścia. I pomimo iż rozumiem już sens, pomimo że potrafię wytłumaczyć logicznie to, co się stało, nadal nie lubię wspominać to, co zaszło. Ale tę resztkę pozostawiam na karb tego, że jestem tylko człowiekiem. Z całego serca życzę ci, by Wszechświat był dla ciebie łaskawy, by ulżył ci w trudzie dochodzenia do równowagi. Jak zwykle – z miłością – g

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Dziękuję Ci Małgosiu, taką mam realizację, że życie czasami doświadcza nas również po to abyśmy potem mogli być wsparciem dla innych, którzy przez trudne chwile przechodzą. Dziękuję za Twoje wsparcie. Ściskam mocno.

      Odpowiedz
  2. Małgorzata

    Droga Kingo, no chyba nie wątpisz w stałych czytelników? Oczywiście czekamy na Twoje genialne zdjęcia i przepisy :). Ja czekam 🙂 Choć nic nie szkodzi, że będzie trzeba poczekać dłużej. Pozdrawiam Małgorzata

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Małgosiu, dziękuję bardzo i za komentarz tutaj i za prywatną wiadomość. To jest niezwykle miłe i pomaga. Dziękuję.

      Odpowiedz
  3. Ala

    Kochana Kingo* ja tu zaglądam ciągle i nawet jak nie ma nic nowego to czytam te co tu są od dawna i zawsze coś tam nowego znajdę , bo Ty masz nie tylko dar robienie zdjęć takich ,ze zapiera dech w piersi , ale pięknie i ciekawie piszesz. Zaglądam tez oczywiście po przepisy i będę zaglądać tu zawsze, bo najpiękniejszy z najpiękniejszy blog
    A tobie Kingo życzę ,żeby z każdym dniem było lżej , lepiej ,spokojniej .|Buziaki

    Odpowiedz
  4. Iwona

    Droga Kingo,
    Mój rok 2018 był taki jak opisalas dokładnie taki.Az nie wierzę w to co przeczytałam bo myślałam że piszesz o mnie.Trzymajmy się dzielnie.
    Pozdrawiam ciepło

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Iwono, to bardzo mi przykro, że musisz przez coś takiego przechodzić. Mam nadzieję, że 2019 będzie dla Ciebie łaskawszy. Przytulam Cię mocno.

      Odpowiedz
  5. Mekhala

    Ja jestem! Często korzystam z Twoich przepisów i przy okazji wracam do ciekawych historii. Życie daje nam od czasu do czasu w kość, ale i złe chwile w końcu miną. Trzymaj się, cokolwiek Cię spotkało. Jesteś dobrym człowiekiem, to tylko karma.

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Mekhalo, właśnie usiłuję się nie trzymać tylko puścić i pozwolić sprawom biec swoim własnym nurtem i to jest jedna z najbardziej przerażających w życiu rzeczy zrealizować, że się nic nie kontroluje. To się właśnie nazywa „podporządkować się” i trudne jest jak cholera.- przynajmniej dla mnie.

      Odpowiedz
  6. Monika

    Też jestem… A o reszcie nie będę pisać, bo niedawno była okazja porozmawiać na żywo 🙂 Jeszcze raz za wszystko dziękuję i trzymam za Ciebie kciuki.

    Odpowiedz
  7. Olimpia

    Kingo, nawet nie wiesz jak czesto mysle o Tobie i wysylam dobra energie! Wiem, ze jestes silna i dasz rade! Sciskam Cie cieplo kochana.

    Odpowiedz
  8. Marzena

    Trzymam kciuki, oby to co złe było już za Tobą, a teraz tylko do przodu. Chyba każdy na swojej drodze ma takie trzęsienie ziemi. Życzę Ci powrotu do równowagi i pozytywnych ludzi przy Tobie.
    A my tu jesteśmy i czekamy.

    Odpowiedz
    1. Kinga GreenMorning.pl

      Dziękuję Marzeno, zastanawiam się, czy na takie trzęsienie ziemie można się jakoś przygotować? Mnie zaskoczyło zupełnie bo przez całe życie wydawało mi się, że żyję w miejscu nienarażonym na wstrząsy płyt tektonicznych.

      Odpowiedz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *