Sałatka z pieczonym avokado

IMG_2928mm-horzb       Witam serdecznie. Ostatnio na blogu dużo fotografii za to mało przepisów. Postanowiłam więc to zmienić. Dlatego choć czeka w kolejce już prawie gotowy wpis o mojej wyprawie ziemniaczanej to poczeka jeszcze chwilkę. A dziś mam dla Was oryginalną sałatkę z awokado. W końcu nie samymi zdjęciami człowiek żyje 🙂 awokado

       Dla mnie awokado zdecydowanie najlepiej smakuje na surowo, posolone, skropione sokiem z cytryny i już. Koniec kropka! Nikt mnie nie przekona, że jest inaczej! Choć możecie próbować… Jednak od czasu do czasu nawet ja skuszę się aby skosztować coś nowego. Do licznych eksperymentów awokadowych skłoniła mnie zeszłoroczna wyprawa na farmę awokado na Sycylii (więcej przeczytacie TUTAJ).

     Przywiozłam stamtąd tyle owoców, że przez dwa tygodnie jedliśmy w domu awokado na śniadanie, obiad, kolacje i podwieczorek. To był wielki czas eksperymentów z awokado w roli głównej. Prezentowana dziś sałatka jest jednym z tych całkiem udanych i oryginalnych przepisów z tamtego czasu. Danie idealnie łączy ze sobą różne tekstury i smaki : kruchość i kwaskowość jabłka ze świeżością ogórka oraz kremową konsystencją awokado. Całości dopełniają, słodka cebula, wyraźny ogórek kiszony, chrupiące pistacje i bogaty smak prażonych ziaren sezamu i siemienia.

       Sałatka jest wegańska, bezglutenowa, niezwykle zdrowa i sycąca. Czegóż chcieć więcej! Można ją zawinąć w oryginalne wrapy lub jeść jak klasyczną surówkę. Można zabrać do pracy, na jesienny piknik czy zjeść przy ognisku razem z pieczonymi ziemniakami.  Można położyć na kanapki lub nadziać nią pity. Można przygotować jako oryginalne danie na przyjęcie.

A Wy? Jak zwykliście jeść awokado??? Macie swoje ulubione patenty? Mnie się wydaje, że to owoc cały czas jeszcze przez mnie nieodkryty. Podzielcie się swoimi przepisami , ładnie poproszę.
awokado2



Litewski ser jabłkowy

IMG_5494-tile

       Jesień rozgościła się już na dobre. Czas zacząć gromadzić plony w spiżarniach i piwnicach. Za chwilę zaczną się pierwsze nocne przymrozki. Warto przed nimi zebrać wszystko co jeszcze zostało na drzewach, krzewach  i w ogrodzie. Dla tych, którzy w swoim posiadaniu mają dużo jabłek i jeszcze więcej wolnego czasu (w coraz dłuższe jesienne wieczory)- polecam dzisiejszy przepis. IMG_2301-d2-tile

       Ser jabłkowy, słodki przysmak Litwinów, to nic innego jak bardzo gęsta i lekko podsuszona jabłkowa marmolada. Jabłka zmieszane z cukrem, miodem i cynamonem po odpowiednio długim odparowywaniu pakuje się do lnianych woreczków (identycznych jak do odcedzania sera- stąd nazwa) a potem suszy „ser” przez kilka dni na słońcu, w spiżarni lub w lekko nagrzanym piekarniku (dehydrator lub suszarka do warzyw tez powinny być dobre). Klasyczny ser jabłkowy powinien mieć konsystencję suszonych moreli. Mnie lepiej smakuje trochę miększy, mniej podsuszony.

       Tradycyjnie na Liwie ser jabłkowy przed podaniem kroi się  w paski lub kwadraty i czasami dodatkowo obtacza cukrem. Serwuje się go jako słodką przekąskę do gorzkiej kawy czy herbaty. Ser jest pyszny- mój syn nazywa go jabłkowymi cukierkami i chętnie zbiera na niego jabłka w naszym ogrodzie.

      Mamy za domem wielką starą jabłoń z której darów robimy co jesień jabłkowy ser lub też bardzo dobry mus jabłkowy na zimę (który nigdy zimy u nas nie doczekuje). Jeśli macie ochotę można o nim więcej przeczytać tutaj.
IMG_9444-horz

Prezentowany dziś przepis na ser jabłkowy ukazał w moim tekście o kuchni litewskiej w sierpniowym numerze magazynu Voyage z 2014 roku.



Lokal Vegan Bistro

IMG_0299-tile

       Przez cały maj fotografowałam duży projekt dla Fundacji Pansa. Dotyczył on spółdzielni społecznych i organizacji pożytku publicznego opierających swoją działalność na dystrybucji lub produkcji jedzenia. Ze swoim aparatem odwiedziłam wiele ciekawych miejsc i poznałam jeszcze więcej ciekawych ludzi.

       Pierwszymi z nich byli entuzjaści którzy parę dobrych lat temu założyli spółdzielnie społeczną „Margines”. Garstka młody, wspaniałych ludzi, promujących wegańska kuchnię. Takich zwyczajnych, bez pretensji do całego świata, za to z ideałami i pomysłem na ich realizację. W połączeniu z ciężką pracą, umiejętnością wypracowywania kompromisów i bezpretensjonalnością to moim zdaniem wielka szansa na sukces.

IMG_0390-tile

       Kiedy odwiedziłam ich w maju, właśnie otwierali swój LOKAL VEGAN BISTRO, przy ulicy Kruczej 23. Byłam tam, chyba w pierwszym tygodniu po otwarciu i JUŻ były tam tłumy. Spędziłam w tym bistro (nazwa świetnie oddaje charakter lokalu) parę dobrych godzin i zostałam zupełnie zauroczona atmosferą tam panującą. Większość gości czuła się tam jak u siebie w domu i miałam wrażenie, że wszyscy znają się tu ze wszystkimi. Co i rusz stoliki zmieniały w lokalu miejsce, żeby służyć coraz to nowym konfiguracjom które to łączyły gości przy wspólnym jedzeniu.

IMG_0500-tile        A mieszanka ta była tak kolorowa i różnorodna, że aż fascynująca. Takiego zagęszczenia tatuaży, dredów, kolczyków (w najróżniejszych częściach ciała), dzieci na stole i zwierząt pod stołami oraz rowerów przed drzwiami nie widziałam jeszcze w żadnym lokalu.  Do tego dodać należy, parę „niebieskich kołnierzyków” z pobliskich biurowców, sporą reprezentację emerytów z okolicy, dużo, dużo życzliwości oraz PRZEPYSZNE i NIEDROGIE wegańskie jedzenie. Czy potrzeba do szczęścia coś więcej?

IMG_0512-tile       LOKAL VEGAN BISTRO jak i jego właściciele nie pretenduje do bycie miejscem ” wypasionym i trendy”. Miejsce jest urządzone skromnie jednak z wielkim smakiem. Widać tu dbałość o ekologię, recykling, prostotę i praktyczność. „Tu ma być prosto, smacznie, niedrogo i wegańsko- tak, żeby każdego było na to stać. Udowadniamy, że wegańskie gotowanie nie musi być drogie i że może smakować każdemu”- tyle usłyszałam od Karoliny, która opiekowała się mną podczas robienia zdjęć i wiernie broniła przydzielonego mi do zdjęć stolika, na który już czekała kolejka chętnych.

IMG_0526-2-tile       Właśnie ukazała się publikacja fundacji Pansa, na potrzeby, której powstały te zdjęcia.  Ma ona promować takie projekty jak ten  wśród ludzi biznesu i zachęcać ich do skorzystania z oferty cateringowej „zaangażowanej społecznie”.  Jakieś mam jednak wrażenie, że temu akurat projektowi ta promocja nie jest już zbytnio potrzebna. Paru młodych ludzi zamiast narzekać, zakasało rękawy i stworzyło lokal swoich marzeń, taki do którego sami chcieliby przychodzić i okazało się, że im podobnych są tysiące w całej Warszawie.

IMG_0528-tile       Sprawdziłam w Internecie i okazuje się, że zaledwie po paru miesiącach działalności  Lokal Vegan Bistro stał się jedną z najbardziej polecanych miejscówek na wegański obiad w stolicy. Miejsce oblegają tłumy. Nic dziwnego- karmią tu „prosto i wzniośle”  i tak tanio, że każdego na to stać. Na dodatek w stu procentach wegańsko choć zupełnie przekornie sztandarowe danie tego lokalu to „schabowy z ziemniakami i surówką”.

      Dane mi było spróbować  jeszcze (i fotografować), pysznej  zupy pomidorowej z lanymi ziołowymi kluseczkami, „rosołu z seitanem”, kotletów buraczanych,  sałatki z jarmużu (czerwonej kapusty i marchewki) oraz wegańskiego sernika z brzoskwiniami- wszystko naprawdę bardzo dobre bo świeże,  proste, bezpretensjonalne i z pomysłem. Zupełnie takie samo jak ludzie, tworzący to miejsce. Trzymam za nich mocno kciuki aby im się udało utrzymać takie status quo jak najdłużej.

IMG_0573_11-tile Jeśli jeszcze nie byliście w Lokal Vegan Bistro, to (jak mawiają w Stolycy)- „połowa waszego życia jest stracona”.  Wybierzcie się koniecznie!



Gazpacho po portugalsku

gazpacho-1a-horz

         Od ponad roku współpracuję z podróżniczym Magazynem Voyage. Uwielbiam te kulinarne „podróże”, które odbywam dzięki pracy dla Voyage. Często moje teksty muszą dotyczyć nie tylko konkretnego kraju ale bardziej specyficznie regionu lub miasta. Czasami mogę skonsultować menu z autorem tekstu podróżniczego (któremu mój materiał towarzyszy) częściej jednak muszę sama zgłębić i rozpracować tradycje kulinarne danego regionu.
To bardzo fascynujące zajęcie i z reguły wciąga mnie na cały dzień. Jeśli byłam w danym miejscu- sięgam do moich przepastnych „przepisowych zeszytów” i przenoszę się w „czasoprzestrzeni” na inny kontynent 5, 10, 15, 20 lat temu. Nagle z odchłani mojej pamięci wynurzają się miejsca, zapachy, smaki, kolory, aromaty i przede wszystkim ludzie, ludzie, ludzie. Ci, którzy potraw uczyli mnie gotować, ci którzy odkrywali przede mną nowe smaki i Ci, dla których dane mi było gdzieś na drugim końcu świata gotować. (więcej o tym piszę tutaj)

       Zdarza się jednak, również tak, że muszę napisać o tradycjach kulinarnych miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byłam. Wtedy buszując po Internecie  zgłębiam menu lokalnych restauracji, szukam małych producentów i wytwórców żywności, czytam o zwyczajach kuchennych regionu o jego historii i kulinarnej tradycji. Przepadam z zupełnym kretesem przeznaczając na to dużo więcej czasu niż powinnam takie to jest fascynujące i wciągające. Dowiaduję się o nowych potrawach, nowych sposobach przyrządzania starych receptur a czasami nawet o składnikach, o których istnieniu nie miałam do tej pory bladego pojęcia.

      Często tak mnie zaintryguje opisywane miejsce, że budzi się we mnie pragnienie aby tam pojechać tylko po to aby skosztować tych wszystkich specjałów. Oczywiście mogę sobie je sama ugotować (co oczywiście robię, wypróbowując przepisy dla Voyage) ale to przecież nie to samo- sami wiecie.

W ten właśnie sposób zapragnęłam pojechać do Alentejo południowego regionu Portugalii, gdzie serwują to oto gazpacho. Robią to tam po swojemu, inaczej niż w sąsiedniej Hiszpanii, dodają do zupy pokruszony czerstwy chleb. Czyni on portugalskie gazpacho daniem nie tylko ożywczym i dodającym ochłody w upalne lato ale jednocześnie bardzo sycącym. Spróbujcie koniecznie- jeśli możecie to w Alantejo -jeśli nie, to chociaż w swojej kuchni. Na nieodpuszczające tego pięknego lata upały przepis IDEALNY!

Przepis ukazał się w 2014 roku, we wrześniowym numerze magazynu Voyage.

IMG_9094-horz



Gofry- chrupiące i wegańskie

 gofry wegańskie chrupiące            Nie ma sezonu truskawkowego bez gofrów z truskawkami. Przynajmniej w moim domu. Szczerze powiedziawszy, w moim domu nie ma żadnej większej imprezy i wizyty gości bez „gofrowania”. Wyciągam wtedy moją wielką maszynę do pieczenia gofrów (Kitchen Aid-a), którą dostałam od męża na urodziny i zaczynam piec, piec i piec. Goście uwielbiają moje gofry, jedzą je tonami  i bardzo je chwalą. Ja jednak zawsze nie byłam z nich do końca zadowolona i zawsze miałam do nich jakieś „ale”. Bo zrobienie dobrych, chrupiących gofrów bez jajek naprawdę nie jest prostą sprawą. Przez parę ostatnich lat wypróbowałam paręnaście różnych przepisów i żaden nie satysfakcjonował mnie do końca. Do czasu… kiedy usłyszałam o aqua-fabie.

         Moją pierwsza myślą było  „bezjajeczne chrupiące gofry!!!” a zaraz następną „wegański lukier królewski!!”. Oba te pomysły przy użyciu magicznej aqua-faby okazały się hitami w mojej kuchni i oto dziś dzielę się z Wami przepisem na perfekcyjne bezjajeczne, chrupiące, wegańskie, domowe gofry. Nie mam do nich żadnej zastrzeżeń, smakują dokładnie jak te, z najlepszych „budek gofrowych” nad morzem. Są chrupiące z wierzchu i miękkie (ale niezakalcowate) w środku. Idealne!  gofry wegańskie chrupiące        Wszyscy, którzy pieką gofry w domu wiedzą, że sekretem chrupiących gofrów jest odpowiednio dobra gofrownica. Dobra tzn. taka która ma dużą moc i nagrzewa się do wysokiej temperatury oraz potrafi ją utrzymać przez cały czas pieczenia. Najlepsze są urządzenia do profesjonalnego wypieku gofrów lub te domowe ale z mocą powyżej 1 500 Wat. Nie potrafię wyczytać ile mocy ma moja gofrownica ale wydaje mi się, że około 1 700 Wat. Najfajniejsze jest to, że można w niej piec 8 gofrów naraz i że część pieczącą gofry można obrócić w maszynie do góry nogami. Dzięki temu można nałożyć mniej ciasta ale rozprowadzi się ono idealnie po całej formie a w środku gofry będą bardziej napowietrzone.  Nie miałam okazji sprawdzić dzisiejszego przepisu na gofry na urządzeniu  o słabszej mocy, niestety z takich często wychodzą gofry zakalcowate i miękkie. (Choć podobno nie ze wszystkich!). Dobrym rozwiązaniem jest ich długie nagrzewanie 15 minut przed pieczeniem pierwszych gofrów a potem co najmniej 10 minut pomiędzy partiami.  Jeśli wykorzystacie dzisiejszy przepis- dajcie znać jak wyszły Wam gofry i jaka była moc Waszych urządzeń. Bardzo mnie to interesuje.
IMG_5527-horz            Na koniec dla tych, którzy cały czas nie wiedzą co to takiego aqua-faba użyta w dzisiejszym przepisie. Informuję, że to po prostu (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi!) zalewa w której przechowuje się ciecierzycę lub fasolę w puszkach lub słoikach. Woda ta zachowuje się jak białko jaj i można ją ubić na sztywną pianę. Piana ta w ogóle nie smakuje fasolą i sprawdza się w wielu przepisach jako idealny substytut piany z jajek.  A dobrze ubita piana z białek dodana do ciasta na gofry to drugi najważniejszy czynnik (po gofrownicy) gwarantujący chrupkość gofrów.  Więcej o aqua-fabie i o tym jak ją ubijać piszę TUTAJ.  gofry wegańskie chrupiące



Wegańska Pavlova

vegan pavlova

       Cały wegański świat od paru miesięcy aż huczy z podniecenia z powodu „AQUA FABA”. Jest to nic innego jak zalewa, w której przechowuje się gotowaną cieciorkę lub inne fasole z puszki (lub słoików). Coś czego do tej pory każdy z nas się pozbywał po prostu wylewając do zlewu.

Aż pewnego pięknego dnia dwóch bardzo kreatywnych francuskich dżentelmenów wpadło na genialny pomysł, żeby tą „glutowatą” wodę ubić.   Okazało się, że otrzymali z niej bardzo podobną pianę jak tak ta ubita z białek jaj a co ważniejsze piana zachowuje się tak samo nie tylko podczas ubijania ale także podczas obróbki cieplnej.

Och! Fuj!- powiecie – kto chciałby jeść bezę, która smakuje fasolą. Otóż nic bardziej błędnego. W bezach z aqua faby nie wyczuwa się smaku fasoli NIC A NIC. Smakują naprawdę pysznie i moim zdaniem mogą stawać w szranki z tymi normalnymi.  Wiele z osób, które poczęstowałam moimi Mini Pavlovami nie czuło żadnej różnicy. IMG_4551-horz       Gdyby istniał Wegański Kulinarny Nobel – dwóch francuskich dżentelmenów odbierałoby go pewnie w przyszłym roku w Sztokholmie. Ich odkrycie choć bardzo awangardowe wydaje się być w zupełności logiczne. Galaretowata woda z puszki po ciecierzycy to nic innego jak proteiny w płynie. Każdy wielbiciel humusu wie, że kiedy płuczemy cieciorkę z tej galaretki pieni się ona niesamowicie. Francuzi po prostu logicznie wywnioskowali, że pieniąca proteina roślinna zachowa się podobnie jak pieniąca się proteina zwierzęca (zawarta w białku jaja) i mieli rację. Na początku używali jej do musów i kremów czekoladowych lecz kiedy pokazali swój wynalazek w Internecie, blogosfera zaroiła się od pomysłów na wykorzystanie aqua -faby do wegańskich wypieków. IMG_3678-horz        Bezy były do tej pory swoistego rodzaju nieosiągalnym „Złotym Graalem” dla wegan. Choć oczywiście nie dla wszystkich :). O moich wcześniejszych udanych próbach zrobienia bezów z … siemienia lnianego przeczytacie tutaj.  Kisiel z siemienia lnianego jest dobrym zdrowym substytutem białka ale aqua-faba jest jeszcze lepsza a co ważniejsze dużo mniej pracochłonna i powszechnie dostępna.  Otwiera dużo więcej kulinarnych drzwi do bezjajecznych wypieków.  Zarówno w formie nieubitej jak i ubitej. Wyprodukowano już z jej użyciem: makaroniki, puszyste naleśniki, pianki marshmallows, piankę do kawy i nawet majonez. Powstała nawet specjalna grupa na FB gdzie pasjonaci „weganizowania cukiernictwa” dzielą się swoimi sukcesami i porażkami związanymi z aqua-fabą. Zajrzyjcie koniecznie tutaj.vegan pavlova         Osobiście także wykorzystałam już pianę z aqua-faby do wielu wypieków (w większości z powodzeniem!). Mam nadzieję podzielić się wkrótce z Wami tutaj rezultatami tych prób. Jednym z bardzo udanych eksperymentów było zrobienie lukru królewskiego. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcie. Lukier jest idealny, bialutki (ma nawet ładniejszy odcień niż ten białkowy) pięknie się nim dekoruje ciasta i ciasteczka. Po paru minutach zastyga, po paru godzinach jest twardy jak  zwykły lukier królewski, dobrze się klei i nie odpada od ciasta. Kiedy będziecie robić dzisiejsze Pavlovy- sami spróbujcie. Pozostawcie w misce trochę ubitej piany i wsypcie do niej sporo cukru pudru- tak, aby dało się ukręcić gęsty lukier. Włóżcie lukier do woreczka lub tubki zrobionej ze skręconego papieru, utnijcie rożek i udekorujcie jakieś ciasteczka. Czysta przyjemność! Szukałam takiego patentu od lat. Zwykły lukier na bazie wody lub mleka nigdy nie nadawał się do finezyjnych dekoracji. A teraz… Witajcie piękne domki z piernika na Boże Narodzenie 2015!!!

ps. Ponieważ używam zawsze ciecierzycy jednej firmy (bo jest idealna do mojego humusu) dlatego mam doświadczenie tylko z jedną „wodą po ciecierzycy” i za tą ręczę. Wygląda tak. Po prostu kiedy używam ciecierzycy, zlewam wodę do pojemniczka i wkładam go do lodówki. Wyciągam i używam w razie potrzeby.

IMG_4574-horz