Panir Butter Masala

IMG_0551-horzOK      To nie jest danie dla vegan, ani dla odchudzających się Pań. Nie jest to danie dla dzieci, ani dla starszych osób, ani broń Boże dla tych, którzy muszą dbać o swój żołądek. Nie jest to danie dla lubiących zdrową kuchnię ani dla tych będących na różnych dietach, ani również dla tych co dbają o cholesterol. To jest danie (jak żartobliwie mawia mój mąż) dla „prawdziwych mężczyzn”.
IMG_0564-horzOK      Kostki domowego sera panir, w sosie z dojrzałych pomidorów, doprawione dużą ilością chili, imbiru, kurkumy z nieprzyzwoitą ilością masła to wegetariański  HIT każdej indyjskiej restauracji. Nie ma się co dziwić danie jest ZNIEWALAJĄCO PYSZNE! Rozpływa się w ustach zachwycając na początku swą łagodnością aby na końcu eksplodować intensywnym smakiem przypraw. Uwaga- danie niebezpiecznie uzależnia! Moim zdaniem jest jednym z najlepszych w wegetariańskiej kuchni indyjskiej. Podaje je się z ugotowanym na sypko aromatycznym ryżem basmati i/lub roti (indyjskimi plackami- przepis znajdziecie tutaj). A co ciekawe i warte podkreślenia potrawa (jak na standardy kuchni indyjskiej) jest bardzo prosta w wykonaniu a przyprawy do jej ugotowania kupicie w każdym większym supermarkecie. Wystarczą zaledwie trzy: chili, imbir i kurkuma.

     Dla tych, którzy nie lubią ostrych przypraw mam dobrą wiadomość, chili można pominąć w przepisie (lub zamienić na 1 łyżeczką słodkiej czerwonej papryki) i danie będzie równie dobre. Dla tych ,którzy uwielbiają ostre dania też mam dobrą wiadomość- ta potrawa „udźwignie” naprawdę duże ilości chili a jeśli ma być jeszcze intensywniej zielone świeże chili można zamienić na suszone czerwone (jest dużo bardziej ostre).
IMG_0499-(1)-horz
Ja zdecydowanie nie lubię ostrych potraw (więcej o tym piszę tutaj) lecz Panir Butter Masala jest jednym z nielicznych wyjątków. Chili po prostu pasuje tutaj idealnie.  Jak wierzą Hindusi, ostre przyprawy pomagają rozpalić ogień trawienia w żołądku. Dzięki temu nawet najcięższe potrawy są trawione szybciej i sprawniej. Ale nie dla „lepszego trawienia” toleruję chili w tym daniu, moim skromnym zdaniem, chili pasuje do panir butter masala tylko dlatego, że duża ilość masła i śmietany po prostu łagodzi odczuwanie jego ostrości na języku. Dzięki temu nie dominuje on nad innymi smakami a potrawa doskonale balansuje na cienkiej krawędzi pomiędzy byciem ostrą a łagodną nie przestając być po prostu przepyszną.

    Jeśli do tej pory nie robiliście sera panir to teraz jest najlepszy czas aby spróbować. To jest bajecznie proste i nie wymaga dużo czasu ani żadnego doświadczenia. Pokochacie ten ser z wzajemnością jak i Panir Butter Masalę- dokładnie tak jak od pokoleń robi to miliony hindusów, nie wyobrażając sobie żadnej większej uroczystości bez tej potrawy na stole. Zupełnie ich rozumiem.

Ps. Jak gotować idealną Panir Butter Masalę nauczyło mnie, parę lat temu, dwóch bengalskich nastoletnich mnichów. Po raz pierwszy (i jak na razie ostatni) spotkałam w swoim życiu nastolatków płci męskiej, którzy byli takimi ekspertami w gotowaniu. Uczta w ich wykonaniu, była jedną z lepszych jaką jadłam podczas ostatniej dekady.  Dzisiejszy przepis  zawdzięczacie ich naukom. Smacznego!

IMG_0579 (1)-horz



Bigos wegetariański- najlepszy!

IMG_1554left-tile       Zabrzmi to nieskromnie ale jeszcze nie jadłam lepszego wegetariańskiego bigosu niż… mój własny. Na temat niewegetariańskich się nie wypowiadam , nie konsumowałam ich przez ostatnie 25 lat więc już nawet nie pamiętam jak smakują. Wiem natomiast dobrze jak smakuje (albo powinien) dobry wegetariański bigos. Idealny bigos powinien mieć smak balansujący pomiędzy kwaśną nutą kiszonej kapusty a słodyczą dobrze uprażonej kapusty białej. Musi być mocno aromatyczny i wilgotny (za suchy bigos to przestępstwo).  Powinien też być „bogaty” – tak w Indiach mówi się o potrawach które zawierają „odpowiednią” ilość masła.

      I taki właśnie jest mój bigos. Naprawdę dobry, oparty na wieloletnim doświadczeniu gotowania go w różnych warunkach i ilościach. I choć ostatnio gotuję go bardzo rzadko (z reguły raz do roku, w okolicach świąt Bożego Narodzenia) to był taki czas kiedy bigos gotowałam  bardzo często i w naprawdę dużych ilościach. Pisząc „duże ilości” mam na myśli np. 20, 50 lub 100  litrów.

       Trudno mi do końca określić w czym tkwi tajemnica mojego bigosu. Na pewno w długim procesie gotowania oraz w początkowym osobnym gotowaniu obu kapust. Powoduje to, że biała kapusta ma czas zmięknąć i dokładnie się uprażyć zanim wejdzie w reakcję z kwasem z kapusty kiszonej. Wszyscy dobrze wiemy, że jakikolwiek kwas spowalnia proces gotowania i nie dopuszcza do odpowiedniego zmięknięcia i rozgotowania warzyw.  W moim bigosie kapusta rozpływa się w ustach a kwaśny smak tylko lekko balansuje słodycz prażonej kapusty, dodatkowo „podkręconą” suszonymi śliwkami i koncentratem pomidorowym. Bigos to jedyne danie do którego cały czas używam koncentratu pomidorowego, zrezygnowałam z niego już dawno w mojej kuchni ale tutaj pasuje mi idealnie i nic nie było w stanie go zastąpić z takim samym efektem.  IMG_1328-2-horz

       Ważną rolę w gotowaniu bigosu odgrywa też masło, pomaga odpowiednio uprażyć kapustę oraz nadaje potrawie łagodny głęboki smak.  Smażenie sera na klarowanym maśle tylko wzmacnia  aromat smażonego masła w potrawie.

       Jeśli jeszcze nigdy nie robiliście sera panir- spróbujcie koniecznie- jest bajecznie prosty  i  pokochacie go od pierwszego kęsa. Można z niego robić wspaniałe rzeczy i używać na 100 różnych sposobów w kuchni. Więcej na temat paniru przeczytacie TUTAJ.  W postaci moczonych w bulionie kostek smakuje NIEZIEMSKO. Gwarantuję Wam, że nie będziecie się mogli powstrzymać i podjecie sporą część przed wrzuceniem do bigosu. Zróbcie więc od razu więcej.

       Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie i życzę samych wspaniałości na nadchodzące Święta.  Ja ich co prawda nie obchodzę tak tradycyjnie jak Wy ale jest to dla mnie zawsze miły czas odpoczynku po bardzo pracowitym grudniu oraz niezwykły czas spotkań z przyjaciółmi i rodziną. 24 grudnia świętujemy urodziny mojego synka a 1 stycznia moje  (już nawet nie liczę, które, zatrzymałam się na 40-tych i przy tym pozostańmy).

       Do zobaczenia i napisania już pewnie w nowym roku. Serdecznie dziękuję, że byliście ze mną przez cały 2014 . Miło było tworzyć tego bloga dla Was. Przed nami nowy 2015- bardzo jestem ciekawa co nam  przyniesie??? Macie jakieś marzenia z nim związane? Zrealizujcie je KONIECZNIE! Ja zaczynam nowy rok przecudownie, w styczniu jadę na Sycylię fotografować gaje cytrusowe i oliwne i to w doborowym towarzystwie! Napiszę Wam wkrótce o tym…

Nie przejedzcie się za bardzo na te święta i nie zapomnijcie o co one tak naprawdę są!

pozdrawiam

Kinga

ps. Pierniki NIE są mojej produkcji. Kupione zostały na jakimś kiermaszu i służyły mi za dekorację do którejś z sesji komercyjnych. Piękne są? Prawda?

IMG_4393-2b-horznn



Kofta w sosie pomidorowo-paprykowym

IMG_8296-horzb

       Kofta to jedno ze sztandarowych dań kuchni indyjskiej. A ta prezentowana dzisiaj, wykonywana z paniru to zdecydowanie  arystokracja wśród koft. Danie idealne dla kucharzy, którzy lubią zabłysnąć przed swoimi gośćmi. U nas serwowane rzadko, najczęściej z okazji jakiegoś święta lub proszonej wykwintnej kolacji. Może dlatego, że kofta to danie trochę pracochłonne?  Choć przecież nie za skomplikowane w wykonaniu i podaniu.IMG_8183-tile        Pierwszym krokiem do przyrządzenia kofty będzie wykonanie paniru. Panir to bardzo łatwy do zrobienia w domowych warunkach ser. Tak łatwy, że potrafi go uwarzyć nawet mój 10-letni syn. Instrukcję jak dokładnie wykonać panir znajdziecie TUTAJ.  Pamiętajcie, że ser na koftę powinien być dość zwarty, dlatego warto go przycisnąć czymś ciężkim podczas odsączania z serwatki. Dostępny w polskich sklepach ser capri jest bardzo dobrym substytutem paniru, jednak w tym przepisie nie sprawdzi się tak dobrze. Capri ma w sobie za dużo płynu, dlatego pulpety z jego użyciem będą potrzebowały więcej mąki aby się skleiły a potem nie rozpadały podczas smażenia. Wpłynie to na konsystencję i lekkość kofty. Warto więc poświęcić trochę czasu i samemu zrobić panir- zachęcam bardzo- jest z tego dużo pysznej satysfakcji.IMG_8072-tile       Na sos do kofty najlepsze będą słodkie mięsiste pomidory, trudne do dostania poza sezonem. Dlatego w zastępstwie możecie użyć też tych z puszki, wtedy trzeba dodać do sosu mniej passaty.

       Jeśli nie macie wszystkich przypraw potrzebnych do wykonania sosu, nie przejmujcie się zbytnio. Zróbcie po prostu najsmaczniejszy pomidorowy sos jaki potraficie (np. taki jak wykorzystujecie do spaghetti) i nim polejcie serowe pulpety. Będzie trochę inaczej, mniej egzotycznie ale na pewno równie pysznie.

  Życzę wszystkim smacznego i…  miłego” koftowania”. I obiecuję się poprawić i napisać wkrótce tutaj jakiś mądry post o czymś więcej niż tylko jak mieszać łyżką w garnku… Do przeczytania niedługo. IMG_8267-horz       Och i jeszcze proszę nie zwracajcie uwagi na kiepskie zdjęcia. Niech Was nie zniechęcą do spróbowania kofty. Nawet mnie czasami (nawet częściej niż czasami) zdarza się zostać pokonanym przez niefotogeniczne jedzenie…. lub może konkretniej  -przez moją nieumiejętność odnalezienia w nim ukrytego piękna 😉

 



chaczapuri- gruzińska pizza

khaczapuri       Nie należę do osób, które często stołują się w restauracjach.  Jest parę powodów: po pierwsze mam problem z cierpliwym czekaniem na jedzenie (cierpię na „chorobę natychmiastowości”- ale o tym innym razem), po drugie zwyczajnie lubię jeść to co sama ugotowałam, po trzecie i najważniejsze  mocno wierzę w to, że świadomość  kucharza  podczas gotowania ma wpływ na osoby spożywające jego potrawy. Jedząc „specjały szefa kuchni” nie tylko wypełniamy żołądek ale karmimy też naszą świadomość. Dlatego właśnie, zanim zjem w jakiejś restauracji lubię poznać ludzi, którzy będą przygotowywać dla mnie posiłek, lubię odwiedzić kuchnie, zobaczyć jaka panuje tam atmosfera, jakimi nastrojami przesiąkną gotowane tam potrawy a od nich ja która będę je jadła. Jeśli udaje mi się spotkać takie miejsce gdzie jedzenie jest pyszne, atmosfera udana, a szef kuchni to po pierwsze dobry człowiek a dopiero po drugie dobry kucharz- to mogę się tam stołować do końca moich dni. khaczapuri, chaczapuri       Jednym z takich miejsc jest dla mnie gruzińska knajpka Gaumarjos w Piasecznie pod Warszawą (jedyne nad czym ubolewam to-to że nie jest wegetariańska). W weekend nie można tam wcisnąć szpilki (taki tłok) ale w tygodniu bywa luźno i wtedy lubimy (moje chłopaki i ja) zjeść tam najlepsze w świecie chaczapuri. Gaumarjos to podobno lokal bardzo znany (dzięki jakiemuś programowi telewizyjnemu – wybaczcie nie oglądam TV więc się za bardzo nie orientuje) i dlatego też bardzo modny (stąd te weekendowe tłumy). Moim zdaniem jednak o uroku tego miejsca stanowi zupełnie coś innego.   Po pierwsze niesamowicie smaczne domowe gruzińskie jedzenie, po drugie (i najważniejsze!)- szefowa kuchni- Pani Leliko Czcheidze ( dla znajomych Lela).

       Na Lelę wystarczy spojrzeć aby zrozumieć, że to wspaniała kobieta. Gościnność, dobroć i chęć nakarmienia całego świata ma wypisane na twarzy. Emanuje tą niezwykłą energią kobiety dla której gotowanie to tak samo naturalna czynność jak oddychanie. Gotuje „jak u gruzińskiej mamy” (kto był w Gruzji temu nie trzeba tłumaczyć, kto nie był- cóż, niech koniecznie pojedzie). Tylko czasami, kiedy siedzi zamyślona nad szklanką mocnej gruzińskiej kawy można zobaczyć lekki smutek na jej twarzy. Kto Lelę zna wie, że nie miała łatwego życia. Jej mąż zginął w wypadku a Lela została wdową z dwójka dzieci. Nie było łatwo w Gruzji związać koniec z końcem nawet tak zaradnej kobiecie jak Lela. Wtedy pojawiła się propozycja od kuzyna, który przeprowadził się do Polski i założył tutaj restaurację. Lela długo się nie zastanawiając przyjechała i została na dobre. W Piaseczyńskim Gaumarjos gotuje od 6 lat i jest zdecydowanie „perłą w koronie” tego miejsca. Rzadko ją jednak widać poza kuchnią bo jest bardzo skromna i nigdy nie  wychodzi na pierwszy plan pozostawiając go małżeństwu właścicieli Dawidowi i Lilianie (również przesympatycznym ludziom).
chaczapuri

       Lela to wyjątkowy „szef kuchni”. Prezentuje bardzo szanowane przeze mnie podejście do gotowania. Dla Leli to służba i chęć zadowolenia wszystkich, którzy jej posiłki będą spożywać. Oto cała prosta lecz wzniosła misja jej pracy. Nie ma tu miejsca na pychę i  promowanie się na wielkiego mistrza sztuki kulinarnej.  Skromna, cicha i ciepła kobieta, dla każdego mająca uśmiech, dobre słowo i .. talerz pyszności. Niby tak mało- a jak wiele.

       Z tego samego powodu Lela nie trzyma też swoich receptur i przepisów w tajemnicy. Zapytana kiedyś przeze mnie „co jest sekretem jej wspaniałego chaczapuri?” machnęła ręka i odpowiedziała, że to przecież bardzo proste danie „ale skoro nalegam i tak bardzo chciałabym się dowiedzieć  jak ona to robi to zaprasza do kuchni i po prostu mi to pokaże”. Nie wierzyłam własnym uszom?! Szef kuchni, który bez problemu zdradza swoje tajemnice kulinarne klientom!? To niespotykane! Dla Leli jednak naturalne i bezproblemowe. Dlaczego?
chaczapuri

       Według mnie Lela należy do elitarnego grona ludzi, którzy rozumieją, że posiadaną wiedzą należy się dzielić. Miałam szczęście i zaszczyt spotkać w swoim życiu wiele takich osób. Są ekspertami w swoich dziedzinach jednak nie strzegą swojej wiedzy jak największego skarbu. Wręcz przeciwnie- uważają, że im więcej ofiarują innym tym więcej do nich wróci, a kiedy się dzielą to nic nie tracą lecz przeciwnie- zyskują podwójnie. Ludzie tacy zapytani o swoje motywacje podają różne powody: niektórzy mieli szczęście na początku swojej drogi spotkać kogoś kto pomógł im i teraz po prostu „podają dalej”, niektórzy są głęboko przekonani, że wiedza nie jest materialną rzeczą i nie powinna być na sprzedaż, inni ( i Ci są chyba mi najbliżsi) uważają, że źródłem wszelkiego talentu, natchnienia i procesu twórczego jest Bóg. Wiedza i prawda są absolutne, pochodzą od Absolutu i do Niego należą. Możemy ich doświadczać i cieszyć się nimi jednak nigdy nie stajemy się ich właścicielami.

      Wydaje mi się, że każdy człowiek tworząc rzeczy małe czy duże doświadcza tego procesu. Najlepiej wiedzą o tym artyści (kompozytorzy, pisarze, malarze czy poeci). Rozumieją, że do stworzenia dzieł doskonałych, oprócz ciężkiej prac, potrzebny jest też „czynnik wyższy”. Niektórzy nazywają go natchnieniem, inni muzą, jeszcze inni uniesieniem czy przebłyskiem wiedzy. Wielkość artysty we współczesnym świecie mierzona jest poprzez dzieło jakie tworzy. Większość twórców (nie zastanawiając się skąd natchnienie przyszło) przypisuje całą zasługę sobie. Są jednak wśród nich tacy, którzy pokornie dostrzegają, że w procesie twórczym byli tylko narzędziem. Co więcej rozumieją, że im bardziej stają się narzędziem a mniej samym twórcą tym genialniejsze rzeczy potrafią stworzyć.  Tacy twórcy doświadczają i rozumieją, że rezultat wykonanej pracy, czy zdobytej wiedzy nie należy do nich. Jest pewnego rodzaju dobrem wyższym, którym należy się dzielić.  Dlatego robią to chętnie i z wielką pokorą.

       Ta sama wiedza ale w  jej głębszym zrozumieniu była esensją życia wielu mistyków i świętych. Zarówno tych na wschodzie jak i tych w tradycji chrześcijańskiej. Wyrzeczenie się rezultatów swojej pracy, niezwykła pokora, chęć dzielenia się zdobytą wiedzą oraz zupełne oddanie się woli Boga- to misja życiowa wielu ludzi żyjących nie tylko setki lat temu ale i zupełnie niedawno.

     Czytam właśnie pamiętniki Śrila Prabhupady. To mistrz duchowy mojego guru a więc ktoś w rodzaju mojego duchowego dziadka. W 1965 roku ten człowiek w podeszłym wieku siedemdziesięciu lat opuszcza Indie i na polecenie swojego nauczyciela wyrusza w podróż do Ameryki aby tam nauczać duchowej wiedzy. Jest starszym schorowanym indyjskim dżentelmenem, za cały bagaż mającym 2 walizki pełne książek oraz równowartość paru amerykańskich dolarów w kieszeni. W Kalkucie wsiada na statek nawet nie pasażerski tylko towarowy i udaje się w najdłuższy rejs swojego życia. Bardzo źle znosi podróż, nie pomaga sztormowa pogoda, która w końcu doprowadza starszego Pana do dwukrotnego zawału serca. Ten jednak nie poddaje się i zachowuje niesamowitą wiarę w Boga. Kiedy jego statek w końcu dobija do brzegów Ameryki w swoim pamiętniku napisze taki oto wiersz (wolne tłumaczenie mojego autorstwa):

Mój Drogi Boże!
Choć zwykle jesteś bardzo łaskawy
dla tak nieznaczącej duszy jak ja
to teraz nie wiem zupełnie po co
przywiodłeś mnie do tego dziwnego miejsca.
Zrób ze mną co zechcesz.

Jak, na Boga, mam wyjaśnić tym ludziom Twój przekaz?
Jestem przecież tylko bezużytecznym, upadłym człowiekiem.
Dlatego z całych sił proszę
pobłogosław mnie darem przekonywania,
bez niego czuję się zupełnie bezsilny.

Przywiodłeś mnie Panie do tego miejsca,
Abym opowiadał o Tobie.
Teraz mój los jest w Twoich rękach.
Tylko dzięki Twojej łasce moje słowa przyniosą rezultaty.
(…)

O Panie! Jestem jak lalka w Twoich rękach,
Jeśli przywiodłeś mnie tutaj bym tańczył,
To spraw abym tańczył, O Panie,spraw abym tańczył,
Spraw abym tańczył zgodnie z Twoją wolą.

Czyż to nie kwintesencja wszystkiego o czym piszę powyżej? Oto człowiek, który w pełni zrozumiał co znaczy być „narzędziem a nie twórcą”.  I jeśli wydaje Wam się, że taka postawa może w życiu ograniczać to zachęcam do lektury tej książki. Zobaczcie co osiągnął ten pokorny a niesamowity człowiek i jak piękny taniec udało mu się zatańczyć.

A teraz wracam już do Leli i jej chaczapuri bo chyba jednak za daleko odeszłam od tematu. Choć bardzo korci mnie aby zacytować Wam jeszcze jeden wiersz. Również napisany na statku, tylko zmierzającym w odwrotnym kierunku. Płynie na nim Agnes Gonxha Bojaxhiu, 18 letnia dziewczyna, która znacznie póżniej znana będzie światu jako Matka Teresa z Kalkuty. I choć w trochę innych słowach (bo przecież nastolatki a nie siedemdziesięciolatka) pisze dokładnie o tym samym co Śrila Prabhupada.

Przeczytajcie i przetłumaczcie sobie zresztą sami. Proszę bardzo!

IMG_8886-2-horz

       A teraz już naprawdę tylko o Leli a właściwie o jej pysznym chaczapuri. Ta bardzo popularna w Gruzji potrawa, często nazywana na zachodzie gruzińska pizzą. Nie do końca trafnie. Mnie bardziej przypomina indyjskie parathy czy bliskowschodnią pittę. Chaczapuri to rodzaj okrągłego drożdżowego placka w którym zamknięto nadzienie- najczęściej serowe (czasami inne np. z fasoli). Występuje też druga bardzo popularna szczególnie w Adżarii wersja tego placka. Formuje się go wtedy  w kształt łódeczki i zapieka z nadzieniem serowym oraz wylanym na wierzch jajkiem- wtedy jest to chaczapuri- adżaruli.  My jednak dziś o chaczapuri- imeruli czyli najprostszej i najpyszniejszej wersji.

       Pszenny placek+ mieszanka serów+ roztopione masło- to przecież formuła gwarantująca sukces w każdej kuchni- nie może się nie udać. A jednak. Mnie samotne zmaganie się z przepisem na perfekcyjne chaczapuri zajęło wiele miesięcy. Aż w końcu oświeciła mnie Lela. Sekretem najlepszego chaczapuri jest zamknąć jak najwięcej sera w jak najcieńszej warstwie placka. Dlatego kluczem do dobrego chaczapuri jest idealne ciasto. Musi być bardzo luźne a zarazem elastyczne (patrz pierwsze zdjęcie). Wtedy można rozwałkować je bardzo cieniutko ale tak by nie powstały żadne dziury przez które nadzienie mogłoby wypłynąć podczas pieczenia. Cieniutka warstwa ciasta upiecze się bardzo szybko dzięki czemu placek pozostanie mięciutki i niewysuszony a nadzienie w środku osiągnie idealną temperaturę aby się stopić i połączyć.

       Ważna jest też mieszanka serów wkładana do środka. Z mojego doświadczenia ser nie może być za rzadki ani za tłusty. Oryginalnie w Gruzji używany jest najczęściej podpuszczkowy biały niedojrzewający ser- domowej roboty. Podobny efekt można osiągnąć mieszając parę serów bez problemu dostępnych na naszym rynku lub wykonując sery w domu. Moje najlepsze chaczapuri  to- to wykonane z mieszanki domowego paniru i domowej białej mozzareli.

       Nie znam osoby, której nie smakowałoby chaczapuri, szczególnie uwielbiają je dzieci. Jeśli zrobiłeś chaczapuri z tego przepisu i Ci nie smakuje znaczy to, że coś poszło nie tak. Polecam wtedy udać się do Piaseczna na ul. Sierakowskiego 29 i spróbować oryginalnego chaczapuri Leli. Jak już tam traficie i zjecie pyszny posiłek, pofatygujcie się aby osobiście podziękować Leli- spotkanie z tą kobietą będzie równie niesamowite jak jej chaczapuri błogo wypełniające zarówno wasz żołądek jak i waszą świadomość.  Smacznego!

jaz zrobić chaczapuri