This is a message for my English speaking „readers”. (Yes, there are few of them, who use gogle translator to read my blog, and many more who visit to view my photography work ).
As you may know (or not) I run food photography & styling workshops regulary for Poles. They are very successful and I’m booked 2-3 monts in advance. But sometimes I also get requests from English speaking photographers. Rarely I travel to their country (if they organise a workshop for me there) but usually I put them in small groups (2-3 person) and invite them to my home studio in Warsaw. Here, for two days, I share with them my knowledge about composition, styling and lighting and we try to put this knowledge into action photographing together.
Next of such a meeting will take place this summer, on August 3th-4th. Unfortunately one of the ladies who suppose to come, had to cancel her participation because of family issue. So, her place is avalaible for anybody who wants to join us 🙂
The course last for 12 hours (two days) and the cost is 1200PLN (what is arround 300Euro. Please notice that price does not include hotel acomodation or meals cost- this you have to take care of yourself. If you want I can recommend you the nearest hotel).
For more details, any questions or booking the place- please contact me on greenmorning.pl@gmail.com.
Nie ma sezonu truskawkowego bez gofrów z truskawkami. Przynajmniej w moim domu. Szczerze powiedziawszy, w moim domu nie ma żadnej większej imprezy i wizyty gości bez „gofrowania”. Wyciągam wtedy moją wielką maszynę do pieczenia gofrów (Kitchen Aid-a), którą dostałam od męża na urodziny i zaczynam piec, piec i piec. Goście uwielbiają moje gofry, jedzą je tonami i bardzo je chwalą. Ja jednak zawsze nie byłam z nich do końca zadowolona i zawsze miałam do nich jakieś „ale”. Bo zrobienie dobrych, chrupiących gofrów bez jajek naprawdę nie jest prostą sprawą. Przez parę ostatnich lat wypróbowałam paręnaście różnych przepisów i żaden nie satysfakcjonował mnie do końca. Do czasu… kiedy usłyszałam o aqua-fabie.
Moją pierwsza myślą było „bezjajeczne chrupiące gofry!!!” a zaraz następną „wegański lukier królewski!!”. Oba te pomysły przy użyciu magicznej aqua-faby okazały się hitami w mojej kuchni i oto dziś dzielę się z Wami przepisem na perfekcyjne bezjajeczne, chrupiące, wegańskie, domowe gofry. Nie mam do nich żadnej zastrzeżeń, smakują dokładnie jak te, z najlepszych „budek gofrowych” nad morzem. Są chrupiące z wierzchu i miękkie (ale niezakalcowate) w środku. Idealne! Wszyscy, którzy pieką gofry w domu wiedzą, że sekretem chrupiących gofrów jest odpowiednio dobra gofrownica. Dobra tzn. taka która ma dużą moc i nagrzewa się do wysokiej temperatury oraz potrafi ją utrzymać przez cały czas pieczenia. Najlepsze są urządzenia do profesjonalnego wypieku gofrów lub te domowe ale z mocą powyżej 1 500 Wat. Nie potrafię wyczytać ile mocy ma moja gofrownica ale wydaje mi się, że około 1 700 Wat. Najfajniejsze jest to, że można w niej piec 8 gofrów naraz i że część pieczącą gofry można obrócić w maszynie do góry nogami. Dzięki temu można nałożyć mniej ciasta ale rozprowadzi się ono idealnie po całej formie a w środku gofry będą bardziej napowietrzone. Nie miałam okazji sprawdzić dzisiejszego przepisu na gofry na urządzeniu o słabszej mocy, niestety z takich często wychodzą gofry zakalcowate i miękkie. (Choć podobno nie ze wszystkich!). Dobrym rozwiązaniem jest ich długie nagrzewanie 15 minut przed pieczeniem pierwszych gofrów a potem co najmniej 10 minut pomiędzy partiami. Jeśli wykorzystacie dzisiejszy przepis- dajcie znać jak wyszły Wam gofry i jaka była moc Waszych urządzeń. Bardzo mnie to interesuje. Na koniec dla tych, którzy cały czas nie wiedzą co to takiego aqua-faba użyta w dzisiejszym przepisie. Informuję, że to po prostu (jakkolwiek dziwnie to nie brzmi!) zalewa w której przechowuje się ciecierzycę lub fasolę w puszkach lub słoikach. Woda ta zachowuje się jak białko jaj i można ją ubić na sztywną pianę. Piana ta w ogóle nie smakuje fasolą i sprawdza się w wielu przepisach jako idealny substytut piany z jajek. A dobrze ubita piana z białek dodana do ciasta na gofry to drugi najważniejszy czynnik (po gofrownicy) gwarantujący chrupkość gofrów. Więcej o aqua-fabie i o tym jak ją ubijać piszę TUTAJ.
2,5 szkl. mąki
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1 łyżeczka soku z cytryny
5 łyżek oleju
1 i 3/4 szkl. zimnej wody (nie zamieniać na mleko, nawet roślinne)
6 łyżek cukru
cukier waniliowy
szczypta soli
8 łyżek aqua faby (czyli wody z puszki po ciecierzycy- więcej TUTAJ)
dodatkowy olej do smarowania gofrownicy (opcjonalnie)
1. Wsyp do miski wszystkie suche składniki a na wierzch proszek do pieczenia. Wylej na niego sok z cytryny (powinno się lekko spienić).
2. Dodaj, olej, wodę i zmiksuj wszystko mikserem na gładkie ciasto. Na koniec wmiksuj do ciasta 2 łyżki aqua-faby.
3. Resztę aqua-faby zmiksuj w osobnym naczyniu mikserem na sztywną pianę (jak ubite białka jaj). Trwa to około minuty.
4. Teraz za pomocą łyżki wymieszaj delikatnie pianę z ciastem na gofry.
5. Mocno nagrzej gofrownicę, co najmniej 10 minut od czasu kiedy sprzęt zasygnalizuje, że jest już gotowy dopieczenia.
6. Jeśli chcesz użyć oleju do smarowania gofrownicy- zrób to teraz. Najlepiej za pomocą wacika umoczonego w tłuszczu lub za pomocą pędzla (tylko nie plastikowego!). Postaraj się zrobić to szybko aby niepotrzebnie nie wychłodzić gofrownicy.
7. Wlej odpowiednią ilość ciasta, rozprowadź po całej formie i szybko zakryj.
8. Piecz do złotego koloru, wyciągaj za pomocą widelca i lekko studź na kratce (tak aby gofry od spodu nie zaparowały).Najlepsze są jeszcze ciepłe.
9. Podawaj jak lubisz. My jemy z cukrem pudrem, truskawkami, bitą śmietaną i sosem truskawkowym (lekko rozmrożone- mrożone truskawki zmiksowane z cukrem).
Gofry po paru godzinach mogą stracić swoją chrupkość. Wtedy pomaga podgrzanie ich jeszcze raz w gorącej gofrownicy przez minutę.
Z tego ciasta wychodzą też super racuchy z owocami w środku lub grubsze naleśniki typu amerykańskiego tzw. „pancakes”.
Cały wegański świat od paru miesięcy aż huczy z podniecenia z powodu „AQUA FABA”. Jest to nic innego jak zalewa, w której przechowuje się gotowaną cieciorkę lub inne fasole z puszki (lub słoików). Coś czego do tej pory każdy z nas się pozbywał po prostu wylewając do zlewu.
Aż pewnego pięknego dnia dwóch bardzo kreatywnych francuskich dżentelmenów wpadło na genialny pomysł, żeby tą „glutowatą” wodę ubić. Okazało się, że otrzymali z niej bardzo podobną pianę jak tak ta ubita z białek jaj a co ważniejsze piana zachowuje się tak samo nie tylko podczas ubijania ale także podczas obróbki cieplnej.
Och! Fuj!- powiecie – kto chciałby jeść bezę, która smakuje fasolą. Otóż nic bardziej błędnego. W bezach z aqua faby nie wyczuwa się smaku fasoli NIC A NIC. Smakują naprawdę pysznie i moim zdaniem mogą stawać w szranki z tymi normalnymi. Wiele z osób, które poczęstowałam moimi Mini Pavlovami nie czuło żadnej różnicy. Gdyby istniał Wegański Kulinarny Nobel – dwóch francuskich dżentelmenów odbierałoby go pewnie w przyszłym roku w Sztokholmie. Ich odkrycie choć bardzo awangardowe wydaje się być w zupełności logiczne. Galaretowata woda z puszki po ciecierzycy to nic innego jak proteiny w płynie. Każdy wielbiciel humusu wie, że kiedy płuczemy cieciorkę z tej galaretki pieni się ona niesamowicie. Francuzi po prostu logicznie wywnioskowali, że pieniąca proteina roślinna zachowa się podobnie jak pieniąca się proteina zwierzęca (zawarta w białku jaja) i mieli rację. Na początku używali jej do musów i kremów czekoladowych lecz kiedy pokazali swój wynalazek w Internecie, blogosfera zaroiła się od pomysłów na wykorzystanie aqua -faby do wegańskich wypieków. Bezy były do tej pory swoistego rodzaju nieosiągalnym „Złotym Graalem” dla wegan. Choć oczywiście nie dla wszystkich :). O moich wcześniejszych udanych próbach zrobienia bezów z … siemienia lnianego przeczytacie tutaj. Kisiel z siemienia lnianego jest dobrym zdrowym substytutem białka ale aqua-faba jest jeszcze lepsza a co ważniejsze dużo mniej pracochłonna i powszechnie dostępna. Otwiera dużo więcej kulinarnych drzwi do bezjajecznych wypieków. Zarówno w formie nieubitej jak i ubitej. Wyprodukowano już z jej użyciem: makaroniki, puszyste naleśniki, pianki marshmallows, piankę do kawy i nawet majonez. Powstała nawet specjalna grupa na FB gdzie pasjonaci „weganizowania cukiernictwa” dzielą się swoimi sukcesami i porażkami związanymi z aqua-fabą. Zajrzyjcie koniecznie tutaj. Osobiście także wykorzystałam już pianę z aqua-faby do wielu wypieków (w większości z powodzeniem!). Mam nadzieję podzielić się wkrótce z Wami tutaj rezultatami tych prób. Jednym z bardzo udanych eksperymentów było zrobienie lukru królewskiego. Spójrzcie tylko na poniższe zdjęcie. Lukier jest idealny, bialutki (ma nawet ładniejszy odcień niż ten białkowy) pięknie się nim dekoruje ciasta i ciasteczka. Po paru minutach zastyga, po paru godzinach jest twardy jak zwykły lukier królewski, dobrze się klei i nie odpada od ciasta. Kiedy będziecie robić dzisiejsze Pavlovy- sami spróbujcie. Pozostawcie w misce trochę ubitej piany i wsypcie do niej sporo cukru pudru- tak, aby dało się ukręcić gęsty lukier. Włóżcie lukier do woreczka lub tubki zrobionej ze skręconego papieru, utnijcie rożek i udekorujcie jakieś ciasteczka. Czysta przyjemność! Szukałam takiego patentu od lat. Zwykły lukier na bazie wody lub mleka nigdy nie nadawał się do finezyjnych dekoracji. A teraz… Witajcie piękne domki z piernika na Boże Narodzenie 2015!!!
ps. Ponieważ używam zawsze ciecierzycy jednej firmy (bo jest idealna do mojego humusu) dlatego mam doświadczenie tylko z jedną „wodą po ciecierzycy” i za tą ręczę. Wygląda tak. Po prostu kiedy używam ciecierzycy, zlewam wodę do pojemniczka i wkładam go do lodówki. Wyciągam i używam w razie potrzeby.
WEGAŃSKIE MINI PAVLOVY
(z bitą śmietaną i owocami)
na bezę:
1/2 szkl. wody z ciecierzycy (więcej w poście powyżej)
1/2 szkl. cukru pudru
1/2 łyżeczki cream of tartar (albo 2 szczypty kwasku cytrynowego)
parę kropel ekstraktu waniliowego (nie olejku!)- opcjonalnie
na krem:
1 puszka mleczka kokosowego (trzymana w lodówce przez 24 godziny)
w wersji z nabiałem można użyć 3/4 szkl. śmietany kremówki
2 łyżki cukru
sok z cytryny do smaku
1 łyżka cukru wanilinowego w formie pudru (lub zmielony w młynku)
różowy barwnik spożywczy, lub parę kropek soku z buraków
dodatkowo:
150g owoców (np. truskawek, malin, borówek, brzoskwiń)
1.Wodę z ciecierzycy wlej do wysokiego naczynia i ubijaj mikserem ręcznym z końcówką do ubijania śmietany (jak na zdjęciach) lub użyj miksera planetarnego. Miksuj przez 3 minuty na najwyższych obrotach, nie przestając miksować dodaj cukier puder w dwóch partiach, wanilię oraz cream of tartar lub kwasek cytrynowy. Miksuj przez następne 2-3 minuty aż otrzymasz błyszczącą sztywną pianę (jak na ostatnim zdjęciu po prawej).
2. Blaszki wyłóż papierem do pieczenia. Przełóż pianę do worka cukierniczego (jeśli nie masz to zwykłego worka z uciętym rogiem) i wyciskaj z niego koła o średnicy około 8cm. Na brzegu każdego koła zrób rant aby powstało coś na kształt miseczki (efekt widoczny na zdjęciu upieczonych blatów w koszyczku).
3. Wstaw bezy do nagrzanego do 100’C piekarnika włącz termo-obieg, zamknij piekarnik i piecz a właściwie susz bezy przez około 2 godzin. Co jakiś czas uchylaj piekarnik aby wyleciała z niego para.
4. Aby sprawdzić czy bezy są gotowe, należy wyjąc je z piekarnika, odczekać minutę i lekko postukać w nie palcem. Od razu poznamy czy są dobrze wypieczone (zawsze można tez bezę po prostu spróbować). Jeśli uznamy, ze nasza beza jest ok wyłączamy piekarnik i pozostawiamy je tam do ostygnięcia, jeśli nie to suszymy dalej.
5. W międzyczasie wyciągamy z lodówki puszkę mleka kokosowego ( im dłużej tam stało tym lepiej, ja po prostu trzymam parę puszek na stałe w lodówce) i przekładamy do zamrażalnika na 10-15 minut. Wyciągamy, odwracamy puszkę do góry dnem otwieramy i zlewamy płyn, który się zebrał na dnie puszki (teraz jest on na górze bo otwieramy puszkę odwróconą dnem do góry). Należy kupić dobre mleko kokosowe, osobiście bardzo lubiłam mleko firmy Kier (ale od jakiegoś czasu zaczęto do niego dodawać jakiegoś emulgatora i mleko już nie rozwarstwia się na śmietanę i wodę kokosową, dalej się ubija ale nie na tak sztywno).Podobno dobre są też mleka firmy Real Thai. Tanie mleko kokosowe będzie szare i będzie smakować „plastikowo”.
6. Przełóż co zostało w puszce do miski i ubijaj mikserem do czasu aż będzie przypominać bittą śmietanę. Dodaj cukier, cukier wanilinowy ubijaj dalej na koniec dodaj sok z cytryny (około łyżeczki). Sok pomoże sztywniej ubić śmietanę i nada jej wyrazistszy, lepszy smak. Na koniec wymieszaj śmietanę z barwnikiem. Tak samo postępuj ze schłodzoną śmietaną kremówką- jeśli jej używasz (może potrzebować trochę więcej cukru i więcej soku z cytryny. 7. Wstaw masę kokosową do lodówki na pół godziny. Śmietanę kremówkę możesz używać od razu.
8. Owoce umyj i osusz na papierowych ręcznikach, większe sztuki pokrój.
9. Bierz po dwa blaty bezowe, do środka pierwszego nakładaj sporą łyżkę śmietany, powkładaj w nią nieduże kawałki owoców, przykryj drugim blatem, udekoruj kleksem bitej śmietanyorazi większymi dorodnymi kawałkami owoców. Podawaj natychmiast.
Nie rób Mini Pavlovy na zapas. Przetrzymywana z owocami i śmietaną będzie mięknąć. Stanie się ciągnąca i klejąca. Beza z aqua-faby ma tendencję do absorbowania wilgoci (nawet z powietrza) dlatego najlepiej przechowywać ją w metalowych puszkach wyłożonych papierowymi ręcznikami. Jeśli Twoje bezy zmiękły, możesz je bez problemu w każdej chwili ponownie dosuszyć w piekarniku. Wystarczy z reguły około 10 dodatkowych minut.
Właśnie trwa sezon na kwiaty jarmużu. Mają je w ogrodzie tylko ci, którzy nie zjedli całego jarmużu zimą (co jest nie lada wyzwaniem!). To, że kwiaty jarmużu są pyszne odkryłam zupełnie niedawno czyli w zeszłym roku. Jakimś cudem został mi w ogrodzie po zimie jeden samotny krzak jarmużu a raczej resztki krzaka z paroma pozostawionymi na czubku listkami. Nie wiem dlaczego go nie wyrwałam podczas wiosennych porządków o ogrodzie? W każdym razie został i stara łodyga wraz z pierwszymi ciepłymi dniami wiosny zaczęła się pokrywać od nowa małymi listkami (przepysznie delikatnymi w porównaniu nie tylko do starych zimowych ale i do zupełnie młodych które kiełkują z nasion późną wiosną). To był już wielki plus- mieć świeżą delikatną zieleninę w ogrodzie zanim się posiało cokolwiek w tym sezonie.
Potem na przełomie kwietnia i maja krzaki strzelają łodygami w górę i najpierw pojawiają się na nich malutkie zielone pączki, które bardzo szybko – bo w ciągu zaledwie paru dni zamieniają się morze małych żółtych kwiatuszków. Kwiaty (tak samo jak liście) jarmużu są jadalne i są pyszne. Mnie najbardziej jednak smakują kiedy jeszcze są zielonymi pączkami. Są wtedy delikatne, chrupiące i słodziutkie. W smaku przypominają mi trochę brokuły, trochę szparagi a trochę same liście jarmużu, mają lekko orzechowy smak. Kiedy pączki rozkwitają nabierają ostrzejszego posmaku. Wtedy bardziej przypominają rzodkiewkę lub rukolę.
Kwitnący jarmuż przypomina wyglądem kwitnące brokuły. Nie ma się czemu dziwić bo należą do tej samej rodziny roślin. I choć kwiatki obu warzyw można by pomylić wizualnie to moim zdaniem nie da się pomylić ich w smaku. Kwiaty jarmużu są wykwintniejsze i słodsze, po prostu pyszne. Mnie tak zasmakowały zeszłego roku, że posadziłam dodatkowych parę krzaków i oszczędzałam je przez zimę aby dotrwały do wiosny. Długo nie mogłam się doczekać ale oto nadszedł… ten jeden tydzień w roku kiedy na jarmużu są już pączki ale jeszcze nie zaczynają wszystkie rozkwitać jak szalone. Korzystam jak mogę jedząc te małe pyszne witaminowe bomby codziennie w sałatkach lub pochrupując prosto z krzaczków podczas pracy w ogrodzie( której ostatnio mam sporo bo się bardzo spóźniłam z sianiem i rozsadzaniem w tym roku). Mam parę pomysłów jakby kwiatów jarmużu użyć do innych dań, nie na surowo (np. do spaghetti primavera lub do zapiekanki warzywnej z gorgonzolą lub smażone w tempurze) ale za każdym razem jak się przymierzam to mi ich jakoś szkoda a raczej szkoda mi mnie, która wiosną pilnie potrzebuje dużej dawki witamin i zjadam je jednak na surowo.
A wy? Odkryliście już kwiaty jarmużu? Jeśli nie to musicie poczekać do następnej wiosny. Teraz przyszedł dobry czas na posianie jarmużu w ogrodzie, będzie dawał plony przez całe lato (można zrywać już malutkie listki do sałatek), jesień i zimę (jarmuż spokojnie zimuje pod śniegiem i zdarza mi się jego zamrożone liście przynosić do kuchni nawet jeszcze w lutym i gotować z nich różne potrawy) a potem następnej wiosny zastaniecie taki piękny widok w ogródku jak na moich dzisiejszych zdjęciach. Najpierw się nim pozachwycacie a potem schrupiecie go ze smakiem. Może w takiej sałatce jak moja? Polecam!
SAŁATKA Z KWIATAMI JARMUŻU
(z awokado, sezamem i rzodkiewkami)
2 garście kwiatów jarmużu (najlepiej nierozwiniętych pąków)
5 rzodkiewek
1 awokado
2 łyżki sezamu
garść orzechów nerkowca
2-3 łyżki twarogu (w wersji wegańskiej można pominąć)
oliwa z oliwek, sok z cytryny, sól, pieprz, wędzona papryka (do smaku)
1. Umyj i wysusz kwiaty jarmużu, łodygi połam na krótsze kawałki.
2. Rzodkiewki umyj i pokrój na cieniutkie talarki.
3. Awokado rozkrój na pół, wyjmij pestkę, obierz i pokrój w kostkę lub w cienkie plasterki.
4. Sezam upraż na suchej patelni do złotego koloru. Odstaw do wystygnięcia.
5. Orzechy upiecz w piekarniku (180’C) na suchej blaszce do złotego koloru. Wsyp do miseczki dodaj pół łyżeczki oliwy z oliwek, wymieszaj tak aby oliwa pokryła orzechy, wtedy wsyp do miseczki trochę soli i wędzonej papryki (jeśli lubisz) i znowu wymieszaj aby orzeszki pokryły się przyprawami.
6. Na talerzach układaj kawałki awokado i gałązki z pąkami jarmużu, posypuj orzechami, sezamem i plasterkami rzodkiewek. Dodaj pokruszony twaróg. Przyozdób rozwiniętymi kwiatkami jarmużu. Dopraw solą, pieprzem, sokiem z cytryny i oliwą z oliwek lub innym ulubionym olejem. Podawaj natychmiast.
Kwiaty jarmużu są jak szparagi- same łamią się we właściwym miejscu. Trzeba po prostu lekko uginać czubki łodyg na wysokości 5-7 cm. Gałązki pękną w takim miejscu, że w ręce zostanie nam mięciutka i chrupiąca część rośliny a łykowata część łodygi która dalej będzie produkować pyszne liście pozostanie na roślinie.
Najsmaczniejsze są nierozkwitnięte zielone pączki jarmużu. Wydają się być delikatniejsze i słodsze niż żółte kwiatki- te też są pyszne ale mają w sobie leciutką goryczkę- za to przepięknie się prezentują na talerzu.
Pozdrawiam Was bzowo. Czujecie ten aromat? Dla mnie to najwspanialszy zapach wiosny (wygrywa nawet z fiołkowym i konwaliowym). Całe moje studio pachnie bzem. Od samego rana kurs z przemiłą kursantką (fotografowałyśmy oczywiście bez) a po południu „randka” z aparatem i znowu bez w roli głównej jako model.
Na podwórku mojego rodzinnego domu rosło wielkie drzewo bzowe- stare jak świat. Ileż ja mam z tym drzewem w tle pięknych wspomnień- obiecuję Wam kiedyś o tym opowiedzieć. Kiedy? Jak już trochę zwolnię, jak pozamykam projekty, które teraz fotografuje. Przede wszystkim ten najważniejszy nad którym ostatnio intensywnie pracuję dla Fundacji Rozwoju Społeczeństwa Obywatelskiego. Fotografuje ich podopiecznych- organizacje, fundacje i spółdzielnie społeczne, których działalność jest związana z jedzeniem.
Zaledwie wczoraj byłam w Świętokrzyskim w przetwórni siostry Chmielewskiej. Tutaj bezdomni , których siostra wspiera budując dla nich domy i stwarzając im miejsca pracy wytwarzają cudne przetwory. Robią takie rarytasy jak: jarzębina w miodzie, konfitury z zielonych orzechów, musztarda pomidorowa, syrop z mniszka czy dżem gruszkowo-waniliowo-imbirowy. Wszystko można kupić spójrzcie tutaj w sklepie wysyłkowym. Zachęcam- są przepyszne.
W następnym tygodniu jadę do fundacji Kisz-Misz, która aktywizuje uchodźców. Stworzyła dla nich miejsca pracy w firmie cateringowej, gdzie można zamówić potrawy ze wszystkich stron świata. Podobno gotują nieziemsko! Kobiety z Gruzji, Senegalu, Czeczeni, Syrii- wykorzystują swoje talenty kulinarne i dostają możliwość startu w nowej polskiej rzeczywistości. Piękny budujący projekt.
Odwiedzę jeszcze (lub już odwiedziłam) niewidomych, którzy hodują pszczoły i sprzedają swój miód, Koło Gospodyń Wiejskich pod Siedlcami, które przekształciło się w spółdzielnię społeczną czy wegańska restaurację, która powstała w Warszawie przy ul. Kruczej, dzięki pasjonatom z fundacji Margines.
Moje zadanie w każdym z tych miejsc to wystylizować i sfotografować ich dania (czy produkty) w profesjonalny sposób oraz zrobić zdjęcia reportażowe pokazujące pracę tych niezwykłych ludzi. Fotografie posłużą do stworzenia specjalnego katalogu z cateringową ofertą tych wszystkich fundacji. Trafi ona do firm i ludzi biznesu i ma wyglądać w pełni profesjonalnie i najpiękniej jak to tylko możliwe. Postawiono więc przede mną wielkie wyzwanie, a ja z wielkim zaangażowaniem staram się mu sprostać jak najlepiej potrafię.
Obserwując tych wszystkich pracujących społecznie ludzi mam wiele ciekawych przemyśleń i dużo szacunku do tego co robią. Mam nadzieję, choć po części im pomóc użyczając swojego talentu i pasji do fotografii kulinarnej. Czegóż chcieć więcej od życia- robię to co kocham, zarabiam tym na życie a na dodatek mogę pomagać moją pracą innym. Czy może być lepiej?
Życzę Wam aby to co robicie zawodowo, przynosiło Wam dużo satysfakcji i miało głębszy społeczny wymiar. To bardzo budujące pracować w taki sposób. Życzę Wam też samych wspaniałych majowych chwil z bzowym aromatem w tle. Zakochajcie się tej wiosny! Koniecznie!
Moi Drodzy!
Uprzejmie informuję, że otworzyłam zapisy na moje indywidualne wakacyjne kursy fotografii kulinarnej. Najpierw poinformowałam kolejkę osób oczekujących (terminy przed wakacyjne skończyły się już jakiś czas temu) a teraz ogłaszam wszem i wobec, że cały czas zostało jeszcze parę terminów w sierpniu do wzięcia. Jeśli ktoś zainteresowany to zapraszam do wypełnienia formularza zgłoszeniowego w zakładce kursy.