Świąteczne dekoracje – sesja do magazynu Country

   Witam Świątecznie. Jeśli jeszcze nie udało Wam się udekorować domu na święta i potrzebujecie pomysłu „last minute”-

to oto jest!!!    Pędźcie do lasu po parę zielonych gałązek a potem zróbcie poszukiwania w kuchennych szafkach.     Jak widać na załączonych dzisiaj zdjęciach, kuchenne gadżety mogą występować w roli „gwiazdy wieczoru”, na świątecznym stole, na stroikach i wiankach, nawet na drzwiach, choince i zapakowanych prezentach.     Stare durszlaki, chochelki, nożyczki, piękne bożonarodzeniowe filiżanki, foremki do wykrawania ciasteczek, wałki do ciasta, deski do krojenia, srebrne łyżeczki. Wszystko się nadaje- wszystko się sprawdzi- wystarczy odrobina kreatywności.      Dzisiejsza sesja powstała na zlecenie magazynu Country przy współpracy z Anią Simon- wspaniałą stylistką- Aniu dziękuję bardzo. Ukazała się w grudniowym wydaniu magazynu.      A o sekretach i backstage powstawania prezentowanych dziś zdjęć opowiadam więcej na portalu Szeroki Kadr , koniecznie zajrzyjcie CLICK!   Moi Drodzy, życzę Wam spokojnych i pięknych świąt- niech to będzie czas poświęcony tym którzy w Waszym życiu najważniejsi. Powiedzcie komuś w te święta, jak bardzo go kochacie, doceńcie że jest z Wami. I bądźcie dla siebie dobrzy. Dla siebie samych najbardziej. Ściskam Mocno!



Spacery fotograficzne

Dzień Dobry, Moi Drodzy! Dziś mam dla Was garść kadrów, które powstały podczas moich licznych ostatnio spacerów fotograficznych. Do „wyjścia w miasto z aparatem” zainspirował mnie brother in photography- Marcin -wielkie dzięki!.
Kiedy zamieniasz swoją fotograficzną pasję na zawód i zaczynasz naprawdę dużo pracować, najczęściej, prędzej czy później przydarza Ci się coś co nazwano bardzo trafnie „wypaleniem zawodowym”.    Póki wypalenie dotyka tylko pracy zawodowej- najlepszą metodą jest- równoważenie pracy zawodowej innymi przyjemnymi aktywnościami. Np. znalezienie sobie hobby, które stanie się naszą pasją, doda energii, powodując, że znowu nam się „zechce chcieć”.
    Gorzej, jeśli wypalenie zawodowe dopada nas kiedy nasza praca i pasja to jedno i to samo. Wtedy naprawdę zaczyna być niewesoło. Uwierzcie, wiem co mówię.
    Fotografia kulinarna nigdy nie miała być moim zawodem. Od początku miała być raczej hobby, które, mnie, nałogowej pracoholiczce, pozwoli pracować mniej. Da odskocznię i pozwoli zaangażować się w zajęcie twórcze bez stresu i napięć.
    Ale jak to u mnie bywa „miało być tak pięknie a wyszło jak zwykle”- czyli znalazłam sobie hobby fotograficzne po to żeby pracować mniej a… ostatecznie zrobiłam sobie z hobby nową pracę, w której zaczęłam pracować DUŻO więcej.
     Do jakiego stanu się doprowadziłam zrozumiałam ostatecznie, kiedy w 2017 roku jedna z marek fotograficznych, zaproponowała abym stała się jej ambasadorem i koniecznie chcieli mi przysłać jeden ze swoich aparat do testów. Dzielnie i uprzejmie odmawiałam ale Pani nie dawała za wygraną.
   W końcu, żeby dać sobie odrobinę czasu, napisałam do przemiłej Pani z działu promocji, że właśnie jadę na urlop i nie będę miała jak testować sprzętu. Na co Pani z wielkim entuzjazmem odpisałam, że przecież wakacje to najwspanialszy czas z aparatem, tyle możliwości na robienie zdjęć, etc.
    Wtedy ja, nie zapomnę tego do dziś, siadłam do maila i odpisałam: „Droga Pani Magdo, jestem obecnie na takim etapie moje pracy zawodowej, że kiedy przyjeżdżamy na wakacje, pierwszą rzeczą jaka oznajmiam wszem i wobec jest „Niech mi się tylko nikt nie waży wyciągać przy mnie aparatu fotograficznego!!!”.
   I wtedy w końcu do mnie dotarło, że „coś jest tutaj nie tak”, że to nie tak miało być, że dużo przez te wszystkie lata się nauczyłam i osiągnęłam ale… chyba nieopatrznie też parę rzeczy  zgubiłam.
    Od tamtej pory zaczął się mój żmudny proces odzyskiwania mojej pierwotnej radości z robienia zdjęć. Wracania do równowagi, walki o odzyskanie utraconej (lub może bardziej zagubionej) gdzieś pasji.
   Zaczęłam od porządnych wakacji i odpoczynku- pomogło na chwilę. Potem znacznie zredukowałam ilość przyjmowanych zamówień na sesje- znowu malutki kroczek w dobrą stronę.
Jednak cały czas miałam takie momenty, że musiałam się zmuszać żeby wejść do studia. A fotografia to zawód, jak każdy gdzie w grę wchodzi kreacja- bardzo wymagający. Przez jakiś czas oczywiście możesz pracować na tzw. rezerwie ale kiedy wyczerpują Ci się zasoby po prostu kończy się kreatywność. Nie masz z czego nalać. Pustka.
Wyobraźcie sobie, że „u szczytu mojej kariery” był taki czas, kiedy chciałam powiesić aparat na gwoździu w piwnicy i zapomnieć o tym, że kiedykolwiek byłam fotografem. Był czas, że na gwałt szukałam nowego hobby, które mogłoby być odskocznią od fotografii.
   Potem nadszedł tragiczny sierpień 2017 roku i moje życie wywróciło się do góry nogami (ale to zupełnie inna historia, na pewno nie na dziś) i sprawy fotograficznego wypalenia na dwa lata stały się najmniejszym problemem mojego życia.
  Kiedy jednak posprzątałam trochę po trzęsieniu ziemi w moim życiu i zaczęłam wracać do równowagi- jak bumerang wrócił problem satysfakcji z fotograficznego procesu kreacji.

Znowu zaczęłam szukać sposobu aby to co robię robić z radością. I jak do tej pory największą pomocą okazały się spacery fotograficzne. Takie niespieszne, bez przymusu, bez presji, bez oczekiwań, bez deathline’ów. Po prostu ja, przyroda i aparat przewieszony przez ramię. (no dobra, żeby nie było, że oszukuję, czasami też ktoś fajny u boku na tym spacerze  się znalazł 🙂 ).
Na nowo odkrywam frajdę z patrzenia na świat przez zaczarowany kalejdoskop obiektywu oraz z odkrywania piękna w rzeczach zwykłych i prostych. Znów zaczęło mi się chcieć, przestałam patrzeć na aparat jak na wroga, nawet zaczęłam się zastanawiać jak tego mojego olbrzyma zabrać ze sobą w podróż do Indii, w którą wyruszam już w tą niedzielę. Postaramy się Wam przywieźć stamtąd parę pięknych chwil ale nic nie obiecujemy… bo wiecie „bez przymusu, bez oczekiwań, bez spinania się…”. Czego i Wam w fotografii życzę. Amen.



Zielone gnocchi i bobowa sesja dla Weranda Country

         Witam serdecznie Moi Drodzy i przedstawiam piękną letnią sesję z młodym bobem w roli głównej wykonaną na zlecenie magazynu Weranda Country. Sesja powstała pod koniec lutego na Sycylii, gdzie pracowałam w pocie czoła aby w środku polskiej zimy wyczarować na zdjęciach piękne lato. Wydaje mi się, że w przypadku tej sesji mi się udało. Co sądzicie???   Przepisy na wszystkie prezentowane dziś na zdjęciach dania znajdziecie w sierpniowym numerze magazynu Weranda Country dostępnym w kioskach już w połowie lipca.
             Zapraszam więc na wege-burgery z bobu, warzywną letnią, „jak u mamy” zupę z bobem, treściwą i orzeźwiającą sałatkę z bobem, pęczakiem i cytrusami, hummus z bobu, spaghetti primavera z młodym bobem i szparagami oraz przepyszne zielone gnocchi.      Przepisem na te ostatnie danie- dzięki uprzejmości magazynu- dzielę się dziś z Wami. Gnocchi (lub kopytka- jak kto woli) z bobu z dodatkiem parmezanu są przepyszne- to moja ulubiona forma jedzenia bobu. W smaku są podobne trochę do tych pierogów  choć moim zdaniem jednak dużo lepsze.      Ważne aby dobrze odcedzić jak najwięcej wody z bobu, wtedy ciasto nie potrzebuje zbyt dużo mąki i jest bardzo delikatne, wręcz rozpływa się w ustach. Jeśli na dodatek pomieszamy bób z zielonym groszkiem kluseczki zyskają nowy wymiar smaku i delikatności. Polecam bardzo. Wiem, że z obieraniem bobu jest trochę pracy ale zapewniam Was- te gnocchi są warte całego tego wysiłku.
    No i na koniec bezwzględnie muszę oddać hołd mojej asystentce Ani Simon, która pomagała mi w pracy nad tą sesją- przygotowując i gotując wszystkie potrawy (oraz pozując!!!). Aniu- bez Ciebie nie dałabym rady- dziękuję.



Zapisy na letnie kursy fotografii kulinarnej

       Witam serdecznie, Moi Drodzy i uprzejmie donoszę, że właśnie otworzyłam zapisy na moje wakacyjne kursy fotografii kulinarnej. Zapisywać można się jak zwykle na stronie kursowej TUTAJ wypełniając formularz zgłoszeniowy na samym dole strony. Do każdej osoby która wypełni formularz odezwę się osobiście i zaproponuję wolne terminy oraz będę dobierać w pary te osoby które chcą odbyć zajęcia w grupach dwuosobowych.
Ależ już się cieszę na spotkania z Wami, lato to taka piękna pora roku na fotografię kulinarną. Właśnie przygotowuję mój warzywniak i sadzę w nim różne warzywa, zioła i owoce. Mam nadzieję, że wyrosną do czasu kiedy odwiedzicie moje studio i będziemy je mogli sfotografować razem. To jak ? Do zobaczenia niebawem?



Mój mały-duży sukces

         Moim Drodzy, dziś chcę się Wam pochwalić. Właśnie się dowiedziałam, że moja kapuściana sesja została wyróżniona i wpisana na tzw. „shortlistę” w największym konkursie fotografii kulinarnej w Europie, Pink Lady Food Photographer Of The Year.  Zostałam wyróżniona w prestiżowej kategorii „food stylist”.

      Na konkurs nadesłano prawie 10 tys. zdjęć z aż 77 krajów z czego jury wybrało paręset na tzw shortlistę we wszystkich parunastu kategoriach. To wielki sukces i docenienie, znaleźć się wśród wybrańców. Całą galerię wyróżnionych zdjęć możecie zobaczyć TUTAJ.

    A na koniec, że swojej strony chciałam bardzo pogratulować Gabrysi Sowie i Joli Balickiej- dwóm innym Polkom, które zostały wyróżnione w tej samej kategorii co ja. Dziewczyny- trzymam za Was kciuki.



Pozdrawiam z Sycylii

      Witam Was serdecznie i pozdrawiam ze słonecznej Sycylii gdzie właśnie jestem- tym razem nie z grupą kursantek tylko w pracy. Co tu robię? To co zawsze – gotuję, stylizuję i fotografuję. Dlaczego aż tak daleko od domu? A dlaczego nie?

    Luty i marzec to dla fotografa kulinarnego współpracującego z czasopismami najtrudniejsze miesiące w roku. Dla niektórych wydawnictw pracuje się z 3 miesięcznym wyprzedzeniem. Łatwo więc policzyć, że w lutym muszę wyczarować na zdjęciach- maj a w marcu- czerwiec. I na dodatek dla magazynów, które chcą widzieć na zdjęciach lokalne i sezonowe produkty.
    Kto mnie zna wie, że ja naprawdę potrafię być kreatywna w swojej pracy ale cudotwórcą nie jestem. Nie zrobię pięknych zdjęć o poziomkach w lutym w Polsce bo po prostu nie mam poziomek, nie mówiąc już o poziomkowych listkach, kwiatkach etc. Nie mam też dobrego światła za oknem – a dla Waszego dobra odpuszczę sobie używania niecenzuralnych słów opisujących co czasami sądzę o zimowym świetle za oknem mojego studia.
   Bardzo szybko więc w swojej pracy fotografa zorientowałam się, że żeby nie zwariować w tym zawodzie trzeba pracować „na zapas”, tzn. fotografować sezonowo. Poziomki w czerwcu, jabłka we wrześniu, szparagi w maju a grzyby we wrześniu. Wtedy wszystko wychodzi na zdjęciach lokalnie, sezonowo i naturalnie.
     Oznacza to, że fotografuję najczęściej w systemie „rok do przodu”- aby wykonane sesje w następnym sezonie zaproponować współpracującym ze mną magazynom i agencjom. Wielu fotografów twierdzi, że to hazard bo nie wiadomo co magazyny zamówią w następnym roku ale mnie osobiście jeszcze się nigdy nie zdarzyło abym nie sprzedała wyprodukowanych w takim systemie sesji. Z reguły schodzą na pniu bo prezentowane na nich produkty nie pochodzą z supermarketu lecz z mojego ogródka i to na zdjęciach zawsze się obroni:)      2018 rok był jednak bardzo szczególny w moim życiu (powinnam raczej napisać bardzo trudny) i nie miałam w nim przestrzeni do fotografowania na zapas- tak naprawdę ograniczyłam swoją pracę zawodową do niezbędnego minimum i zajmowałam się zupełnie czymś innym.
Niestety wszystko w życiu ma swoje konsekwencje- moje są takie, że przyszedł felerny luty i marzec a ja nie mam sesji zrobionych poprzedniego lata i jestem zupełnie do miesięcy letnich nieprzygotowana. A zakontraktowaną pracę trzeba wykonać i materiał wysłać do magazynów i agencji. A tu za oknem ciemno, ogródek pod śniegiem, w sklepach „plastikowe” warzywa i inspiracji brak.

    Długo się więc nie zastanawiałam tylko spakowałam walizkę pełną gratów do stylizacji i poleciałam w stronę słońca- czyli na moją ukochaną Sycylię. Mam tu wszystko czego mi trzeba- cudowne miejsce gdzie wynajmuje mały pokoik z wielką kuchnią. Lokalny targ warzywny- na którym pełno świeżej zieleniny, warzyw, owoców. Mam słońce i światło jak marzenie, mam widok na dymiącą Etnę za oknem a przed tym oknem drzewo całe obwieszone cytrynami.

        No i tak to ja mogę pracować!!!

     A oprócz tych wszystkich wspaniałości mam u boku moją ukochaną pysznie gotującą asystentkę- Anie Simon. W zaledwie tydzień zrobiłyśmy tu 5 dużych sesji magazynowych, przerobiłyśmy chyba tonę warzyw i umyłyśmy chyba ze 150 garnków, albo raczej wszystkie 3 sztuki, które tu mamy umyłyśmy po 50 razy. Nie ma znaczenia -ważne, że od wschodu do zachodu słońca pracowałyśmy dzielnie i udało nam się skończyć pracę przed czasem- tak że dzisiaj już tylko odpoczywamy. Wyjadamy to co zostało po tych wszystkich pysznych sesjach, wystawiamy twarze do słońca, sokujemy kilogramy czerwonych pomarańczy zrywanych w lokalnym sadzie i łapiemy aparatami sycylijską złotą godzinę (bo co robią fotografki po pracy dla przyjemności??- no przecież, że fotografują). A u Was w Polsce, jaka pogoda?? Warto wracać??