W Indiach, w zachodnim Bengalu, a dokładniej w stanie Orissa, nad samym brzegiem oceanu leży miasto Puri. Jest ono (wraz z Bhadrinath, Dwaraką i Rameśvaram) zaliczane do Char Dham- 4 świętych miejsc pielgrzymek , które każdy pobożny Hindus powinien odwiedzić przynajmniej raz w życiu. Puri znane jest również jako Jaganatha Puri od imienia Bóstwa (Jaganath- Pan Wszechświata) rezydującego w lokalnej, starej świątyni. Bóstwo to jest bardzo nietypowe , jak na indyjskie standardy. Większość Murti (posągów Bóstw) w hinduistycznych świątyniach (ponieważ czczona jest przez pokolenia, wieki a nawet tysiąclecia) wykonana jest z trwałych materiałów takich jak marmur, kamień, brąz czy srebro. Jaganath (oraz 2 inne postacie: jego siostry i brata) wykonany jest z prosto ociosanego wielkiego kawałka drewna i pomalowany w bajecznie kolorowych barwach (zobacz tutaj ). Bóstwo czczone jest w przepięknej świątyni. Miejsce to odwiedza ponad milion pielgrzymów rocznie. Religijne pisma datują świątynię i kult Jaganatha na II w. przed Chrystusem a pierwsze zachowane historyczne wzmianki pojawiły się w IX w. i związane są z osobą Sankaracaryi- wielkiego reformatora hinduizmu, który odwiedził Puri podczas swoich podróży po kraju.
Dlaczego o tym wszystkim Wam piszę???? Dlatego, że dzisiejsze chrusty to tak naprawdę nie chrusty lecz słodycze pochodzące właśnie z Puri i nazywane tam „językami Pana Jaganatha” lub khaja.
Khaja są przepyszne i wpisują się w kanon smażonych i oblewanych syropem słodyczy serwowanych na każdej, jak Indie długie i szerokie, ulicy. „Języki Pana Jaganatha” moim zdaniem są jednak wyjątkowe i zdecydowanie zasługują na międzynarodową karierę . Dlatego postanowiłam Wam je dziś zaprezentować. Pierwsze swoje khaja jadłam jakieś 20 lat temu podczas mojej wizyty w Puri. Były wyjątkowe nie tylko za sprawą smaku ale również dlatego, że pochodziły ze świątynnej kuchni. (Jest to podobno największa kuchnia w całych Indiach).
W świątyni odprawianych jest codziennie wiele ceremonii i obrzędów związanych z rezydującym tam Bóstwem. Miedzy innymi dzień w dzień Jaganathowi ofiarowuje się ogromne ilości pożywienia (co najmniej 56 potraw w dni normalne i 108 w święta). Jedzenie to po wykonanej ceremonii, uważane jest za święte i nazywane prasadam (łaską). Wywożone jest wielkimi wozami ze świątynnej kuchni i na specjalnym placu miasta- rozdawane licznej rzeszy pielgrzymów oraz potrzebującym z całego Puri.
W świątynnej kuchni gotuje się wg. najwyższych standardów czystości, na żywym ogniu (rozpalanym podczas specjalnego rytuału, codziennie o wschodzie słońca), w jednorazowych glinianych garnkach, pożywienie tylko wegetariańskie (bez mięsa, ryb i jaj oraz paru innych produktów uznawanych w hinduizmie za nieakceptowalne w standardach świątynnych, np. cebula i czosnek) . Kucharzami są członkowie najznamienitszych lokalnych rodów. A receptury i sposoby gotowania przekazywane w nich z pokolenia na pokolenie od setek lat.
Więcej o tej niesamowitej kuchni oraz o przepięknej historii świątyni i samego Bóstwa (oraz o tym dlaczego wygląda ono tak jak wygląda) przeczytacie tutaj , na oficjalnej stronnie świątyni. A tutaj macie zdjęcie straganu sprzed świątyni gdzie sprzedawane są najpyszniejsze i najpiękniejsze khaja na świecie.
Jeśli prezentowane dziś zdjęcia zachęciły Was do wykonania tych słodyczy (i nie jesteś weganami- dla nich wersja z olejem) to polecam smażenie khaja na klarowanym maśle. Jest to czysty tłuszcz mleczny czyli masło które poprzez długie gotowanie pozbawiono całej serwatki i wody oraz innych zanieczyszczeń stałych.
Klarowane masło (powszechnie używane w kuchni indyjskiej pod nazwą ghee) zachowuje w sobie cudowny orzechowy aromat smażonego masła ale ma od niego dużo wyższą temperaturę dymienia (nawet dużo wyższą niż większość olejów). Dzięki temu może być używane do smażenie w głęboki tłuszczu ( ma także tysiące innych zastosowań zarówno kulinarnych jak i leczniczych- ale o tym może innym razem). Klarowane masło od paru lat można kupić w wielu polskich sklepach (np. w Almie, Auchan czy Biedronce- patrz na półkach obok masła- sprzedawane jest w plastikowych wiaderkach). Takie masło używane było również szeroko w kuchni staropolskiej (np. dodawane do gotowanych bulionów czy ciasta na pierogi oraz używane właśnie do smażenia słodkich ciastek).
Khaja w wersji wegańskiej smażone na oleju będą się nieznacznie różnic od tych z klarowanego masła (patrz pierwszy dyptyk w tym poście- po lewej stronie wersja wegańska, po prawej z klarowanym masłem). Płatki będą leciutko grubsze i pokryte większą ilością pęcherzyków ale nadal będą FENOMENALNIE pyszne.
Daje Wam też do wyboru dwie wersje wykończenia khaja- te posypane cukrem pudrem i te klasyczne- oblane słodkim syropem. Ja sama nie mogę się zdecydować, którą wersję wolę bardziej. Jeszcze do przedwczoraj wydawało mi się, że tą z cukrem pudrem bo smakuje jak faworki (tylko o niebo lepiej).
Po długiej przerwie, aby zaprezentować Wam przepis, zrobiłam klasyczne khaja w syropie i… zakochałam się w nich od nowa- smakują jak najlepsza baklawa- a kiedy jeszcze posypie się je uprażonymi pistacjami po prostu nie można się od nich oderwać. W sam raz na nadchodzący tłusty czwartek.
Teraz nie pozostaje mi już nic innego jak życzyć Wam smacznego oraz uprzejmie poinformować, że:
Wszystkie skargi, zażalenia i reklamacje na niedopinające się w piątkowy poranek: dżinsy, spódniczki czy bluzeczki będą z wielkim żalem ale jednak …..rozpatrywane ODMOWNIE.
PS. Szybciutko dopisuje, bo na śmierć zapomniałam. Przepisem na khaja parę lat temu podzieliła się ze mną moja internetowa koleżanka Alaksya z tego bloga. Przepis przeszedł moje modyfikacje ale zaczynałam od jej wersji, bo okazała się jedną z lepszych które próbowałam poza Puri.
KHAJA- FAWORKI Z JAGANATH PURI na ciasto: 1.Roztopione masło klarowane lub olej dodaj do mąki i wetrzyj w nią tak aby równomiernie połączyć oba składniki.
Khaja bardzo długo zachowują świeżość, tak naprawdę najlepsze są na drugi czy trzeci dzień- ale zapewniam nie doczekają tego czasu, chyba, że od razu zrobisz podwójna porcję. Jeśli chcesz przechowywać je jeszcze dłużej to lepiej trzymać khaja i syrop osobno a polewać w razie potrzeby przed podaniem.
|
Wyglądają przepięknie!
Smakują lepiej niż wyglądają!
Zachwycające, normalnie zachwycające
Kinga , jak sądzisz do smarowania olej kokosowy by był dobry( do smażenia wzięłabym olej ryżowy), mam w rodzinie wegankę , która jako wegetarianka bardzo lubiła faworki
Ala ja był spróbowała z tłuszczem kokosowym do ciasta a smarowałabym tym samym olejem w którym by smażyła.
Dziękuję za odpowiedz
Szukałam idealnego przepisu na wegańskie faworki no i znalazłam, dziękuję! 😉
Magda,
do herbatki jak znalazł 😉
Pozdrawiam.
Wyglądają po prostu idealnie! Lepiej niż niejedne „niewegańskie faworki”. 🙂
Wege Rządzi!
Witaj po raz trzeci… coraz bardziej się ośmielam 🙂
Na widok khaja popadłam w zachwyt….gapię się na zdjęcia i przełykam ślinę…. Obowiązkowo trzeba spróbować, chociaż nie wiem czy smażone pierwszy raz wyjdą tak efektowne jak Twoje – cała ta procedura: zatop, przytrzymaj, potrzasaj…. 🙂
Takie w syropie i z pistacjami…. hmmm 🙂
Ola, nawet jeśli nie będą wyglądać tak efektowanie to i tak smakować będą dobrze. Sposób smażenia to moja inwencja, powoduje, że khaja otwierają się bardziej niż tradycyjne. Większość hindusek smaży je po prostu wrzucając do tłuszczu i mieszając- to uda Ci się na pewno.
pozdrawiam i dziękuję „że się ośmielasz” 🙂
Zrobiłam…!!! SĄ PRZEPYSZNE I ŚLICZNE!!! 🙂
Reczywiście smażenie to wyższa szkoła jazdy…i moje nie są tak idealne jak Twoje, ale jak na pierwszy raz…. Zrobiłam z pudrem hibiskusowym i z syropem, te to dopiero rozpusta…:)
Mam idiotyczne pytanie co do ich otwierania; powinny być rozchylone z obu stron, czy tylko z jednej…? Będę robić po stokroć… 🙂 i ważyć 100 kg. 🙂 🙂 takie TO PYSZNE…
Pozdrawiam i dziękuję… 😉
Ola, powinny być otwarte z jednej strony. Cieszę się że Ci wyszły, bo jak widać nie wszystkim się udało (co mnie bardzo smuci).
Kingo, wielkie dzięki, przede wszystkim za wspaniały wstęp o Puri i Świątyni Jaganatha, którego uwielbiam :-). A sam przepis z pewnością zagości na stałe jako pomysł na prasad.
Wszystko, co prezentujesz jest zachwycające!!!
Dziękuję serdecznie 🙂
Z przyjemnością będę propagować Twój blog wśród ,,kochających prasady”
Joshna,
Jagannatha swami nayana patha-gami bhavatu me!
pozdrawiam
Witaj 🙂 Jak zobaczyłam co odgrywa dzisiaj główną rolę to prawie podskoczyłam z radości. Testuję ostatnio różne przepisy na faworki bez jajek, ale to co zobaczyłam dzisiaj na Twoich zdjęciach a także zdjęcie autentycznego straganu z autentycznymi khaja spowodować mogło tylko jedno: poszłam do kuchni 🙂 Zaczęłam wyrabiać ciasto (to w wersji wege bo nie miałam „pod ręką” masła klarowanego) i jak zdałam sobie sprawę ile składników do niego zużyłam zaczęłam wątpić w wyjątkowy smak. Pomyślałam sobie, że przecież ten wyjątkowy smak nie ma się skąd wziąć. Ku mojej rozpaczy moja pierwsza próba zmierzenia się z podtapianiem tych khaja wynurzaniem i całą dalszą „precedurą” kompletnie mi nie wyszła. Khaja się nie rozwartwiły ani nie urosły… No cóż…. Podobno sukces zbudowany jest na porażkach 🙂 Więc nie pozostaje mi nic innego jak nie poddawać się i wyznaczyć kolejną próbę. Spojrzałam na te pokraczne „faworki” w moim wykonaniu i pomyślałam, że chociaż spróbuje czy nie są w środku surowe i czy da się je zjeść. No i tutaj muszę przyznać Ci rację. Są pyszne. Mają w sobie to coś co kazało mi wkładać na tłuszcz kolejnego khaja i choć kolejny też nie rósł i nie rozwarstwiał się to trafiał prosto do buzi 😀 Muszę tylko potrenować pieczenie 🙂 Kolejna próba będzie z masłem. Pozdrawiam i gratuluje takich pięknych wypieków.
Agata,
Oto co, moim zdaniem mogłabyś zmienić następnym razem (bo teraz mogło być w twoim wypadku niewystarczające);
1. za gorący olej kiedy wrzucasz do niego khaja- niech będzie taki że wrzucony placuszek nie wypływa na wierzch od razu. Będzie wydawał ci się zdecydowanie za zimny do smażenia, cierpliwie poczekaj aż placuszek w końcu zacznie wypływać
2. Możesz zwiększyć ilość oleju, którą używasz do posmarowania (tak sobie myślę,że może od razu zmienię ją w przepisie?)
3. wałkuj ślimaczki bardzo delikatnie.
4. bądż cierpliwa – trening czyni mistrza.
5. pamiętaj, ze mnie też nie wszystkie rosną idealnie – po prostu do zdjęć zawsze wybiera się te najlepsze.
6. Większość khaja, które jadłam w życiu pewnie wyglądały bardziej tak jak Twoje niż jak te moje na zdjęciach ( nie mówiąc już o tych z Puri- tam to robi ktoś z 60 letnim doświadczeniem wykonywania masowych ilości tych słodycz dziennie) i zawsze bez względu na formę mi smakowały.
Mam nadzieję, że trochę pomogłam.
Ze względu na fakt, że u mnie w tym roku wszystkie tłustoczwartkowe przepisy są pieczone, a nie smażone w głęboki tłuszczu, to chociaż się u Ciebie najem oczami. Hinduska wersja faworków zdecydowanie przypadła mi do gustu. Popatrzę sobie więc na nie i pokontempluję i i to mi wystarczy. Dzięki temu będziesz miała jedną czytelniczkę składającą zażalenie na za ciasne spodnie mniej;-)
No i super. Masz rację, że się nie poddajesz tłustoczwartkowym szaleństwom.
Od wielu lat przygotowuję faworki z takiego przepisu. Lecz nigdy nie przypuszczałam, że ma on tak ciekawą historię. Pozdrawiam.
Życie potrafi nas zaskoczyć.
Musiałam spróbować je zrobić, bo narobiłaś mi zdjęciami wielkiego smaka. Wyszły nie takie piękne jak Twoje ale super smaczne. Każdy jeden coraz lepszy w kształcie. Myślę, że w czwartek będą jeszcze lepsze.
Chyba zapoczątkowałaś nową tłustoczwartkową tradycję w moim domu. Dziękuję.
🙂
Wow! juz po zdjeciach mam ślinotok, a po tym pieknym opisie ogromna ochote na jutrzejsze smażenie!!
dzieki za inspiracje i do tego bez śmietany i jajek!!! extra
Trzymam kciuki, żeby się udały.
Jestem pod wrażeniem… pędzę do kuchni… chylę czoła i modlę się żeby choć w połowie tak piękne mi wyszły – bo smaczne, jak czytałam w komentarzach, będą na pewno! 🙂
Mam nadzieję, że wyszły?
Jak wczoraj zobaczyłam te faworki to nie mogłam spać. Poszłam do Biedronki, kupiłam masło klarowane i zrobiłam! Udały się rewelacyjnie!!! Nie wiem czy zostanie coś do jutra- cały czas podjadam i podjadam. Mniam! Pani Kingo -dziękuję!
proszę bardzo.
Potwierdzam, że najlepsze są następnego dnia, to najlepszy chrust, jaki kiedykolwiek jadłam!
Sylwia, trzeba próbować, w końcu się uda.
Muszę dodać, że oczywiście poległam próbując smażyć khaja (dopiero dziś przeczytałam, że normalnie smaży się je tak po prostu – w takim razie ukłony dla Autorki za pomysł i wykonanie tych piękności ze zdjęć) ale zwykłe faworki z tego samego ciasta to po prostu cud, chrupiące i przepyszne 🙂 Pozdrawiam serdecznie!
Wyszły mi! Wyszły!!!!!
Robiłam z klarowanym masłem i cukrem pudrem. Następnym razem zrobię z syropem.
Kinga jesteś WIELKA!
Musiałam schować je do szafki, żeby coś zostało dla rodzinki na popołudnie bo nie mogłam się od nich oderwać. Dzięki.
Super!!!!
Pingback: KHAJA – MÓJ SŁODKI (TŁUSTY) CZWARTEK | Przepisy na ?
Świetny przepis, bardzo chciałabym zrobić takie faworki. Mam jedno pytanie jakiej mąki oprócz pszennej mogę do nich użyć? Może być żytnia lub kukurydziana? Pozdrawiam
Nie mam pojęcia- wydaje mi się, że niestety nie wyjdzie, ciasto musi być elastyczne aby dało je się dość cienko wywałkować- a to daje tylko gluten. Mogę się jedna mylić.
Rewelacyjne, ja poszłam na łatwiznę i nasmażyłam w kształcie chrustu, ta warstwa smarowania i posypywania skrobia chyba powoduje ten efekt kruchości do kwadratu
p.s bigos jeszcze nie zrobiony bo pochorowałam się i starczyło tylko sił na faworki
Mam pytanko. Lyzka lyzce nie rowna -ile w przyblizeniu ma w gramach lyzka masla klarowanego? To taka plaska czy pelna lyzka? I maka… maki tez plaska czy pelna?
Czubata łyżka i masła i mąki.
A i jeszcze jedno. Co tzn. odplywalo w oleju? Tzn. z tymi dwoma wudelcami-jednym trzymam na powierzchni juz oleju a drugim rozwarstwiam nad olejem? Czy robie to w srodku,w tluszczu? Przepraszam za dociekluwoac ale musze sie upewnic jak je zrobic 🙂
Robisz to w tłuszczu. jeśli użyjesz innego widelca, jak nim zaczniesz potrząsać to ci się khaja z niego zsunie i odpłynie, stąd potrzebny ten drugi, żeby do tego nie doprowadzić.
Dziękuję za odpowiedź 🙂 Może na tłustoczwartkowe szaleństwo skuszę się je zrobić.
Pozdrawiam, Ania
Przygarniam na tegoroczną,tłustoczwartkową rozpustę.Zdjęcia i słodyczy i świec obłędne,nie myślałaś nad sprzedażą w formie posterów?Zawładnęłyby niejedną kuchnią☺
To nie są faworki! to jest zjawisko! 🙂
Aż szkoda jeść 🙂
Po to się robi zdjęcia, żeby piękno na nich zostało i wtedy można pałaszować bez poczucia winy.
Usmażyłem te piękne faworki, ale nie w formie khaja, tylko tradycyjnie w formie chruścika. Takie cuda jak khaja to wyższa szkoła umiejętności, więc tylko podziwiam, ale myślę, że smak pozostał ten sam 🙂
Cieszę się, że smakowało.
Nie lubię Tłustego Czwartku e względu na pączki. Nie chciało mi się w tym roku robić faworków i stwierdziłam, że świętować będę sałatką owocową. A Ty przypomniałaś mi khaja… pierwszy raz próbowałam ich lata temu, jeszcze na studiach, gdy znajoma odkrywała Indie. Potem przez lata bawiłyśmy się tym smakiem i wydawało nam się, że to najlepsza rzecz na świecie.
A potem spróbowałam prawdziwych… Będę smażyć 🙂
Powodzenia!
Dzien dobry,
mnie sie nie udalo. Wyrobione ciasto wygladalo bardzo obiecujaco ale juz po rozwalkowaniu i zwinieciu w rulonik nie bardzo Taki falczek bardziej niz rulonik 🙁 Faworki w wiekszosci nie chcialy wyplynac na powierznie oleju, troche sytuacje ratowalo to rozwarstwienie widelcem bo to sprawialo, ze sie ciut nadmuchiwaly. W smaku dobre choc ciezkie i gdzieniegdzie przeswitywala maka ziemniaczana. Uzywalam masla klarowanego do smarowania ciata i oleju do smazenia. Nie wiem co bylo nie tak 🙁
I taki chyba juz „banal” na koniec – cudownie klimatyczne zdjecia.
Witam,
Jeśli coś co smaży się w tłuszczu nie chce wypłynąć na wierzch oznacza to, ze temperatura oleju jest za niska. Khaja dobrze wrzucać do oleju o niskiej temperaturze ale potem trzeba ją zwiększyć tak żeby umożliwić im wypłynęcię. (jeśli jeszcze piszesz o tym, że khaja były „ciężkie” to też znak za niskiej temperatury). Mąką ziemniaczana powinna cała wypłynąć wraz z tłuszczem, który podczas smażenia po prostu się wytapia spomiędzy warstw. Czy do smarowania używałaś roztopionego płynnego klarowanego masła???
Kurcze, nie wiedziałam, że to dla wielu z Was okaże się takie trudne. Mnie wychodzi za każdym razem bez problemu. Bardzo mi przykro, że tobie się nie udało 🙁
A ja już robię drugi rok z rzędu na tłusty czwartek i mi wychodzi, choć noga jestem w kuchni straszna. Chyba jakieś wielkie szczęście mam.
Tym razem część zrobiłam z syropem ale chyba jednak wolę z cukrem pudrem.
Ja załapałam dopiero pod koniec i wypracowałam sobie swój sposób 😉 Myślę, ze trochę wprawy i byłyby lepsze. Zapraszam: http://szczyptaslodyczy.bloog.pl/id,345871337,title,Khaja-z-Masala-Czajem,index.html
Mam trochę zdjęć w trakcie, które wrzucę – jak będę miała dłuższą chwilę wolną.
do smarowania używałam roztopionego, przestudzonego klarowanego masła. Cóż, jak tu rozsmarować na cieście stężone masło? 🙂
Podejrzewałam za niska temperaturę oleju ale on w pewnym momencie zaczął już dymić! Jedyna różnica teraz sobie przypominam, to ilość wody w cieście, ja dałam odrobinę mniej. Być może coś z ciastem było nie tak, może za bardzo je rozwałkowałam, bo było rzeczywiście baaardzo cienkie :/
Pingback: Faworki po indyjsku i pączki z czekoladą – ZAKRĘCONY WEGE OBIAD
Zrobiłam z ciasta na pierogi. Świetny sposób na „zagospodarowanie” resztek… i nie tylko. 😉
Zapraszam do mnie na „degustację”. 🙂
http://www.mojewypiekiinietylko.com/2016/09/chrusciki-z-ciasta-na-pierogi/#more-10799
Faworki wyglądają mega smacznie z dodatkiem cukru pudru! Właśnie takie smaki mają szansę na wygraną w naszym konkursie kulinarnym. Wystarczy, że dodasz do wpisu grafikę konkursową i kilka zdań od siebie (info dostępne na stronie https://e-turysta.net/konkurs-kulinarny/), a będziesz mogła wygrać chociażby aparat cyfrowy i promocję na Smaker.pl. Pozdrawiam i powodzenia! 🙂
Pingback: Wegańskie faworki po indyjsku i pączki z czekoladą · ZAKRĘCONY WEGE OBIAD
Faworki pierwsza klasa! Bardzo dziękuję za przepis!